Brak maseczek to nie koniec pandemii. Obrażajcie się, jak chcecie, ja z dzieckiem na święta nie jadę
List do redakcji
11 kwietnia 2022, 13:34·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 11 kwietnia 2022, 13:34
"Teściowa, która panicznie bała się pandemii, postanowiła zorganizować wielką imprezę świąteczną, bo przecież wirus zniknął. Moja mama nie rozumie, czemu najpierw chcieliśmy jechać do rodziny męża. Po analizie sytuacji postanowiliśmy na Wielkanoc wyjechać... nigdzie. Obrazili się wszyscy, a ja szczerze mam to w nosie" - pisze Dorota.
Reklama.
Reklama.
Teściowa Doroty całą pandemię unikała spotkań, uznała, że zdjęcie maseczek należy świętować z przytupem.
Ani rodzice autorki listu, ani teściowie nie chcą uszanować decyzji młodej rodziny o spędzeniu świąt z dala od tłumu.
Relacje rodzinne ucierpiały, kiedy rodzice niemowlaka odwołali swoje przybycie na śniadanie wielkanocne.
Zdjęli maski i zapomnieli o pandemii
Dorota zwraca uwagę na nonszalanckie podejście rodziny męża do organizacji wielkiej rodzinnej imprezy. "Przez dwa lata teściowa kazała nam w czasie nielicznych spotkań rodzinnych, do których dopuściła, nosić maski, zachowywać dystans. Bardzo pilnowała, aby w domu na raz nie pojawiało się zbyt wiele osób. Bała się COVID-19" - wspomina kobieta.
"Mimo że jest zaszczepiona trzema dawkami, unikała nawet kontaktów z wnukami. I nagle, kiedy premier ogłosił zdjęcie obostrzeń, dla niej pandemia się skończyła. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ogłosiła, że w tym roku organizuje wielkie rodzinne śniadanie wielkanocne. Zaprosiła swoje rodzeństwo wraz z rodzinami i trójkę swoich dzieci, w tym mojego męża" - czytamy.
Kiedy Dorota dowiedziała się, jak duże przyjęcie się szykuje, powiedziała mężowi, że nie jest entuzjastką tego pomysłu i proponuje, aby pojechać do jego rodziców na godzinę przed innymi gośćmi, podzielić się jajkiem i wyjść.
"Trzy tygodnie temu urodziło nam się drugie dziecko, nie wyobrażam sobie, żeby z takim maleństwem udać się na koronaparty, które wymyśliła teściowa" - podsumowuje gorzko. "Teściowa oczywiście obraziła się na zabój. Zapewnia mnie, że przecież premier ma doradców, którzy nie pozwoliliby mu zdjąć obostrzeń, gdyby wciąż istniało zagrożenie" - dodaje Dorota.
Dlaczego najpierw tam?
Kobieta rozmawiała o świątecznych planach również ze swoją mamą, która z kolei uznała, że fakt, iż młoda rodzina chce najpierw wybrać się do teściów, świadczy o lekceważeniu własnej rodziny.
"Opadły mi ręce, jedna i druga wyobrażają sobie, że wszystko, co robimy, jest na złość im. Ani moja mama, ani mama męża nie biorą pod uwagę, że próbujemy ogarnąć całość, zachowując rozsądek" - pisze Dorota.
"Jej zarzut jest taki, że celowo próbuję uniknąć spotkania z siostrą, która zapowiedziała swoją obecność o 9.00, zdaniem mamy, nie chcę się z nią spotkać. Jednak zapomina, że sama mówiła mi, że w przedszkolu moich siostrzeńców szaleje rotawirus" - czytamy.
"Postanowiliśmy więc nie jechać nigdzie. Obrazili się wszyscy. Usłyszeliśmy, że lekceważymy wszystkich, ignorujemy tradycję i w dodatku odcinamy się od bliskich. Zanim mnie ocenicie, chciałabym napisać, że oboje z mężem jesteśmy osobami niewierzącymi, dzieci nie ochrzciliśmy, ani teściowie, ani moi rodzice nie chadzają do kościoła poza święceniem jajek" - alarmuje kobieta.
Dla niej i jej męża święta zwykle były okazją do spotkań towarzyskich. Dziś uznali, że narażanie zdrowia niemowlęcia nie jest warte podtrzymania tradycji. "Teściowie próbują wpłynąć na mojego męża, żeby przyjechał z dziećmi, choćby beze mnie, moja mama zarzuca mi, że zachowuję się jak dziecko i niepotrzebnie się obrażam".
"Telefony od nich przestałam po prostu odbierać. Obydwie więc wypisują do mnie, nalegając na zmianę decyzji" - kończy Dorota.
Idea świąt
Trudno dziwić się Dorocie, która nie chce narażać niemowlaka na stres związany z wizytą na dużym przyjęciu. Poza kwestiami zdrowotnymi warto wspomnieć, że ilość bodźców na takim spotkaniu jest dla niedojrzałego układu nerwowego przytłaczająca.
Warto jednak pamiętać o jeszcze jednej rzeczy - obchodzenie świąt nie jest obowiązkowe. Często nawet osoby deklarujące się jako niewierzące, biorą udział w obchodach katolickich świąt właśnie z chęci sprawienia przyjemności bliskim czy wykorzystania wolnych dni do spotkania z nimi. Jednak jeśli młodzi rodzice nie chcą tego robić, ich bliscy powinni pamiętać, że są dorośli i mają do tego prawo.
Z listu Doroty jasno wynika, że rodzinne stosunki są dość napięte. Obydwie babcie wydają się czuć pokrzywdzone, a może zwyczajnie są zaborcze? Tak czy inaczej, kiedy emocje opadną, warto porozmawiać na ten temat spokojnie raz jeszcze. Jednak dobro dziecka i własny komfort psychiczny młodej rodziny powinny pozostać jej priorytetem. Na uczucia innych nie mamy wpływu.