"Jesteśmy po 2 latach covidowej pandemii i mogłoby się wydawać, że trochę więcej zrozumieliśmy, czym jest społeczna odpowiedzialność. Dlaczego tak ważne jest, byśmy nie myśleli tylko o czubku swojego nosa, ale o tym, że stan naszego zdrowia może mieć olbrzymie znaczenie dla innych. Nie każdy lekko przechodzi choroby, niektórzy mają inne choroby, lub bardzo słabą odporność. Okazuje się jednak, że po 2 latach niektórzy nadal niewiele zrozumieli.
Córka poszła do przedszkola, więc jestem przygotowana na to, że 'przywlecze' z niego jakąś zarazę. Pomijając lekkomyślnych rodziców, wysyłają chore dzieci do przedszkola, jest cała masa sytuacji, na które nie mamy wpływu. Przecież czasem dzieci zarażają, zanim pojawią się pierwsze objawy. Są i choroby, które przenoszą się błyskawicznie. No dzieci, jak to dzieci, uczą się myć ręce itd., ale to nadal maluchy, które z higieną są trochę na bakier.
Gdy córka dostała nagle wysokiej gorączki, obserwowaliśmy, czy nie pojawią się inne objawy. Początkowo myśleliśmy, że to przeziębienie, jednak czuła się znacznie gorzej niż zwykle. Ja też przeszłam jakąś infekcję. Lekarz za wiele nie umiał powiedzieć. Wydawało mi się, że ma jakby inną skórę, ale lekarz nie umiał się dopatrzyć żadnej wysypki. Ciężko było postawić jednoznaczną diagnozę po tak niejasnych objawach. Jedyne, o co zapytał, to czy w przedszkolu nie ma bostonki, bo ostatnio było sporo przypadków w okolicy. Nikt nic nie zgłaszał, więc trop się urwał. Jednak lekarz zasugerował, by być czujnym, to wiele nie zmieni, ale przynajmniej będziemy wiedzieli, że to było to.
Jakiś czas później córka zaczęła potwornie obgryzać paznokcie, stosowaliśmy gorzkie paluszki itp. Trochę zaczęłam się martwić, czy to przedszkole ją aż tak stresuje, że paznokcie są w aż tak opłakanym stanie. Pomyślałam też, że te ręce w buzi zaraz będą przyczyną kolejnej choroby. Na szczęście szybko zwalczyliśmy ten zły nawyk i wszystko wróciło do normy.
Kilka miesięcy później trafiłam na blog jednej z mam z naszej grupy. Kobieta opisywała głównie fajne miejsca, które można odwiedzić z dzieckiem zarówno w naszej okolicy, jak i w całej Polsce. Z panią w przedszkolnej szatni jakoś mi nie było po drodze, zresztą po pół roku zmienili placówkę. Ale pomyślałam, że może fajnie pisze i zainspirujemy się, by zorganizować fajną rodzinną wycieczkę. Jak to blogowe wpisy, oprócz opisu miejsc przemycały sporo informacji o prywatnym życiu tej rodziny.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w jednym ze wpisów beztrosko opisywała 'lekką chorobę', z którą jej syn chodził do przedszkola i wybrał się na wycieczkę z całą rodziną... 'bo nie był obłożnie chory'. Z posta dowiedziałam się, że chłopiec przechodził bostonkę. Szybko sprawdziłam datę wpisu i wszystko się zgadzało, był chory chwilę przed moją córką.
Potem gdzieś w internecie trafiłam na informację o schodzących paznokciach jako objawie bostonki. I już miałam zupełną pewność, na co była chora. Na szczęście faktycznie lekko przeszła, ale absolutnie nie jestem w stanie pojąć zaistniałej sytuacji. Dlaczego ktoś ochoczo uzewnętrznia się na blogu, a nie jest w stanie wysłać maila do przedszkola, że dziecko przychodziło, co jak co, ale chorobę zakaźną?
Choroba dla jednych lekka, dla innych może być śmiertelnie niebezpieczna. Dlaczego tak trudno pojąć, że ktoś może mieć w domu schorowanego seniora, osobę chorą na raka czy wcześniaka, którzy już tak łatwo nie poradzą sobie ze 'zwykłą chorobą'.
Gdzie się podziała społeczna odpowiedzialność za drugiego człowieka? Dzięki informacji, z jakim wirusem miało się styczność, lekarze mogą rozpocząć właściwe leczenie lub udzielić szybkiej pomocy. Przecież niektóre choroby są niezwykle niebezpieczne także w ciąży".
Obecnie niestety wiele chorób mutuje lub przechodzimy je w dość niespecyficzny sposób. Czasem nawet lekarze nie są pewni, jaką postawić diagnozę. Często pada pytanie, czy w przedszkolu/szkole dzieci na coś chorują. Taka informacja może być bardzo istotna dla lekarza. Ale nie tylko. Rodzice, wiedząc, że dziecko mogło mieć kontakt z daną chorobą, bardziej zwracają uwagę na niepokojące objawy, które pojawiły się od dziecka. Dzięki większej czujności, można szybciej odizolować dziecko, by nie zaraziło innych.
Niezwykle ważne jest to w przypadku wszy czy owsików. Rodzice boją się przyznać, że znaleźli pasożyta u dziecka, jednocześnie często skazując grupę na błędne koło. Dzięki takiej informacji znacznie łatwiej opanować sytuację. Jeśli problem nawraca, rozwiązaniem może okazać się odrobaczenie dzieci w jednym czasie. Pani z pewnością poinformuje rodziców o problemie, który pojawił się w grupie, zachowując dyskrecję.
Czytaj także: https://mamadu.pl/zdrowie/122239,mialam-ochote-odgryzc-sobie-dlonie-i-stopy-uwazajcie-na-bostonke-atakuje-glownie-dzieci