mamDu_avatar

"Wojna? No jest, nic nowego, przez miesiąc można się przyzwyczaić". Tak zmieniały się nasze reakcje

Karolina Stępniewska

24 marca 2022, 14:38 · 4 minuty czytania
Obudziłam się dziś z myślą, że przez tych 29 dni przyzwyczailiśmy się do wojny za naszą wschodnią granicą, do tego, że giną tam ludzie i niszczone są miasta. Nasza empatia słabnie, a wola życia jakby nic złego się nie działo, przybiera na sile.


"Wojna? No jest, nic nowego, przez miesiąc można się przyzwyczaić". Tak zmieniały się nasze reakcje

Karolina Stępniewska
24 marca 2022, 14:38 • 1 minuta czytania
Obudziłam się dziś z myślą, że przez tych 29 dni przyzwyczailiśmy się do wojny za naszą wschodnią granicą, do tego, że giną tam ludzie i niszczone są miasta. Nasza empatia słabnie, a wola życia jakby nic złego się nie działo, przybiera na sile.
Przytaczane opinie niekoniecznie są zbieżne z opiniami autorki. Putin idi nachuj się zgadza. fot. Ewa Dunin / EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Wojna w Ukrainie trwa od miesiąca. Czy naprawdę, jak pisze Marta Lewandowska, nadal się boimy? Mam wątpliwości.

Wojna w Ukrainie: tydzień pierwszy

W pierwszym tygodniu od feralnego czwartku, kiedy to zabrakło nam tchu z niedowierzania, bo “jednak to zrobił!”, śledziliśmy całymi dniami wiadomości z Ukrainy, a wieczorem baliśmy się zasypiać. Nie opuszczał nas strach, że kiedy my będziemy spać, u naszych sąsiadów zdarzy się coś strasznego, o czym znów przeczytamy rano.


Budziliśmy się w nocy i z duszą na ramieniu sięgaliśmy po telefony. Czy Kijów zdobyty? Czy Zełenski żyje? Gdzie zaatakowano? Czy jest jeszcze Ukraina? Czy my jesteśmy bezpieczni?

Nasze lęki biegły dwutorowo. Był pełen empatii niepokój o Ukrainę i jej mieszkańców, pojawił się histeryczny strach o nas samych. Na pewno będziemy następni. Na pewno zabraknie gotówki. Na pewno nie będzie benzyny. Szturmowaliśmy bankomaty, stacje paliw i biura paszportowe.

No i uchodźcy. Ten nasz pierwszotygodniowy zryw dobroczynności, grzejący nam serca i poprawiający PR za granicami Polski, tak nadszarpnięty przez działania rządu w ostatnich latach. Aż kochało się swoich rodaków, aż chciało się być Polakiem! Ciche głosy, by oszczędzać siły, nie rzucać się do pomocy za wszelką cenę, tylko przygotować się na to, że będzie ona potrzebna długo i stale, ginęły w ferworze apeli, zrzutek, wciąż nowych grup pomocowych w social mediach, spontanicznych wypraw na granicę, wietrzenia szaf i mieszkań, wykupowania środków higienicznych i opisywania tysięcy kanapek przygotowywanych w domach, miejscach pracy, szkołach.

I jeszcze ten gniew. Duży, wszechogarniający wkurw. Na Putina, oczywiście. Ale też na UE, USA, Wielką Brytanię, Japonię, Chiny, Izrael. Na “najgorsze sankcje w historii”, które w pierwszych rozdaniach okazywały się sankcjuszkami.

Tak, pierwszy tydzień wojny w Ukrainie był kalejdoskopem emocji. Co za straszny, straszny tydzień, co za okropny, okropny świat i jaki podły i nikczemny ten Putin.

Wojna w Ukrainie: tydzień drugi

W drugim tygodniu wojny zasypiało się już spokojniej. Wciąż śledziliśmy wiadomości, szukaliśmy mieszkań i pokoi dla uchodźców, organizowaliśmy pomoc, wyposażaliśmy małych Ukraińców w kredki, zeszyty i tubki musów owocowych, ale powoli docierało do nas, że przecież musimy te nasze siły jednak oszczędzać. Bo przecież my tu swoje życie też mamy! I pracować trzeba, i dzieci do szkoły wysłać, obiad ugotować, czasem może jakiś serial obejrzeć i roześmiać się na głos też by się przydało.

W drugim tygodniu nieco słabł też strach przed wojną w Polsce, słuchaliśmy ekspertów, pokładaliśmy nadzieję w przynależności do NATO, a czasem nawet udało się nam znaleźć bankomat, w którym wciąż była gotówka.

Uchodźcy biedni, te sceny na dworcach takie straszne, dziewczynka śpiewa w schronie, że ma te moc, łzy same się cisną do oczu, trzeba te kanapki robić, ciuchy segregować, wózki dla maluchów organizować, książeczki po ukraińsku dzieciom podsuwać. Biedni ci ludzie, pomagamy, działamy.

Straszna ta wojna była w drugim tygodniu, złe te wiadomości ze Wschodu, ciężko na sercu, ale czasem dało się złapać oddech. Trzeba się było tylko dobrze zorganizować i popracować nad właściwym ustaleniem priorytetów. Putin nadal podły i nikczemny, niech idzie na wiadomo co.

Wojna w Ukrainie: tydzień trzeci

W trzecim tygodniu rano zapominało się czasem sprawdzać od razu wiadomości. Najpierw kawa, fejsbunio, potem “a tak, co w Ukrainie?”. Oj, koło Lwowa wybuchy, niedobrze. Blisko do polskiej granicy, wskaźnik strachu w górę. No ale to militarny cel, to można sobie zracjonalizować. Spokojnie, tylko spokojnie. Ale ci ruscy to jednak strasznie źli, cywilne cele też bombardować, dzieci, starców i ciężarne zabijać, no okropność, brzuch aż boli na samą myśl.

Tych uchodźców to tak dużo bardzo, a rząd nic nie robi, świadczenia pieniężne tylko chce rozdawać, a cała pomoc na naszych barkach, skąd my te siły mamy na to brać, skąd pieniądze? Wojewoda mazowiecki pstryka se słitfocie na Torwarze, a cały trud na barkach zwykłych Polaków. No jak zwykle, serio.

No i Zełenski trochę przesadza, co on tak z tym zamknięciem nieba, przecież nie chcemy wojny u siebie! Nie chcemy jej też u was, ale bardziej jednak nie chcemy u siebie. Czy on nie wie, że takie roszczenia są nierozsądne?

Tak, trzeci tydzień nadal straszny, ale jednak jakby mniej, bo bardziej od bomb i ostrzałów, śledzimy ruchy migracyjne, ruchy rządowe, kuriozalne pomysły Jaśnie Prezesa, no i okna myjemy, bo słońce wyszło, grządki trzeba pielić, bratki zasadzić. Tylko Putin wciąż podły i nikczemny, niech idzie na wiadomo co i to jak najszybciej.

Wojna w Ukrainie: tydzień czwarty

Czwarty tydzień, a ta wojna wciąż trwa i końca nie widać. Miast ukraińskich coraz mniej, ludzi coraz mniej, nadziei też ubywa, ale wiosna już na całego, rower w serwisie, kurtki zimowe pochowane, rano kawa, fejsbunio, onuce i ich trolling, trzeba się z kilku grup powypisywać, żeby tej mowy nienawiści i wrogiej propagandy nie czytać. Wiadomości sprawdzamy już pod wieczór, nic nowego się dzieje, ciągle tylko strzelają i to wciąż w tych samych miejscach.

Ale też serce rośnie, jak ci nasi celebryci się z uchodźcami fotografują, śpiewają im rzewnie i od razu wiadomo, że my nadal dobrzy i pomocni jak nikt inny na świecie.

No a skoro o uchodźcach mowa, to kiepsko. Serio, bo gdzie my ich mamy niby pomieścić? Już ponad 2 mln ich do nas przybyło, a my nie jesteśmy przecież jakimś bogatym krajem, UE nam nie pomaga, kasę wstrzymała, a tych uchodźców to ponoć i 10 mln ma być, a to wszystko z naszej kieszeni. No brakuje dla nich mieszkań, ale co z Polakami, dla nich niby nie brakuje? Albo pracy na przykład? A polskie samotne matki to niby jakieś gorsze?

My to nawet za darmo pociągiem jeździć nie możemy, a przecież też u nas krucho z kasą. No i jeszcze ci Ukraińcy to nie zawsze tacy grzeczni. Sąsiadka widziała, jak jedna taka się kłóciła w kawiarni, że nie zapłaci za kawę, bo jest z Ukrainy przecież. A ubrana dobrze była! I na warunki lokalowe też narzekają, ale 500 plus to zgarniać będą. I niby dlaczego, jak nie są Polakami? Stać nas na taki gest?

Zełenski mógłby też serio trochę przystopować, bo robi się niesympatyczny z tymi naciskami na Zachód i NATO. Przecież wie, jak to wygląda. Jest politykiem czy jednak aktorem? Czyż nie nałożyliśmy strasznych sankcji i nie potępiliśmy Rosji? Nawet śledztwo w sprawie zbrodni wojennych wszczęliśmy, mógłby trochę zluzować. Za to Putin wiadomo, bez zmian. Idi nachuj, ale sam bądź łaskaw się tam wybrać.

No tak, jest wojna, gdzieś tam się toczy od miesiąca, nic nowego. Można się przyzwyczaić.

PS od redakcji dla tych, którzy go potrzebują: Przytaczane opinie niekoniecznie są zbieżne z opiniami autorki. Putin idi nachuj się zgadza.

Czytaj także: https://mamadu.pl/160419,uchodzczyni-z-ukrainy-w-polsce-to-tylko-na-chwile-chcemy-wracac