"W ramach kary nauczycielka upokarza dzieci. Powinno się jej odebrać uprawnienia!"
List czytelniczki
04 marca 2022, 10:40·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 04 marca 2022, 10:40
"Nie będę udawać - nie jestem zadowolona z pracy wychowawczyni córki. Dużo musimy robić sami w domu, bo mimo iż klasa jest małą, pani zupełnie sobie nie radzi" - pisze Aldona. Jednak kobieta ma zarzuty nie tylko do pracy merytorycznej nauczycielki, ale również do sposobu dyscyplinowania dzieci. "Co jeden - to gorszy" - czytamy.
Reklama.
Reklama.
Nauczycielka pociągała do odpowiedzialności zbiorowej całą drugą klasę. Po interwencji jednej z mam zmieniła metodę.
Upokarzanie dzieci stało się codziennością w klasie. Większość rodziców nie miała pojęcia, co się dzieje.
Kary, zastraszanie i niesprawiedliwe podejście wychowawczyni, pchnęło Aldonę do nagłośnienia sprawy.
Najpierw była odpowiedzialność zbiorowa
Córka Aldony chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej, mama uważa, że radzi sobie świetnie, wyłącznie dzięki zaangażowaniu rodziców, bo reszta dzieci ledwo czyta i pisze. "Ich dobre oceny semestralne zależą głównie od relacji matek z nauczycielką, bo połowa tych dzieci nawet nie ociera się o umiejętności, które powinny mieć w tym wieku" - czytamy.
Jednak kobieta widzi większy problem, jej zdaniem nauczycielka zupełnie nie radzi sobie z 9-latkami. "Jak w każdej klasie, tak i w tej jest kilku rozrabiaków, gadają na lekcji, dokuczają innym. Uważam, że po półtora roku nauczycielka powinna umieć przywołać ich do porządku. Jednak metody, które stosuje, nie tylko nie działają, ale wręcz krzywdzą dzieci" - wyznaje mama.
"Kiedy chłopcy rozrabiali, pani karała całą klasę. Robiła im kartkówki, albo zadawała dodatkową pracę domową. Zupełnie, jakby oczekiwała od dzieciaków, że same zajmą się przeszkadzającymi kolegami. Wielokrotnie mówiłam jej, że to chore, bo znam moje dziecko i wiem, że ona jest bardzo spokojna. Nie jestem w stanie pojąć, czemu stresuje ją dodatkowymi sprawdzianami za przewinienia innych" - wspomina Aldona.
Przyznaje, że w końcu wybuchła i powiedziała nauczycielce, że zgłosi sprawę do dyrektora. Jej zdaniem odpowiedzialność zbiorowa po pierwsze krzywdzi dzieci, które nie przeszkadzają w lekcjach, a po drugie rodzi konflikty w grupie.
"Córka opowiadała, jak dzieci zaczęły dokuczać rozrabiakom i obwiniać ich za dodatkową pracę. Nie umiem nazwać tego inaczej niż szczuciem, bo nauczycielka ciągle powtarzała, żeby podziękowały kolegom i wskazywała ich palcem" - pisze mama drugoklasistki.
Teraz czas na upokarzanie
Nauczycielka po interwencji rodziców znalazła inny sposób na dyscyplinowanie dzieci. "Każde z nich znalazło rano na biurku kartkę z napisem: CISZA. Za każdym razem, jak przeszkadza albo nauczycielce tak się wydaje, skreśla jedną literkę z tego słowa. Kiedy nie ma już co kreślić, dostaje karę. Jednak bardzo wymyślną i upokarzającą, choć nie zawsze sprawiedliwą" - zaznacza autorka listu.
Przywołuje sytuacje, kiedy nauczycielka posadziła w jednej ławce rozrabiakę i cichego chłopca, który jest wyjątkowo wrażliwy. Córka Aldony po powrocie do domu opowiadała bardzo poruszona, że Staś szturchał Franka cały dzień, chłopiec co jakiś czas wydawał z siebie pisk. Nauczycielka kreśliła kolejne literki na jego kartce, a na koniec, mimo protestów innych uczniów dała mu karę.
"To dziecko ma jakieś większe problemy, ledwo czyta i straszne się wstydzi. Pani kazała mu czytać na głos przy klasie tekst, którego wcześniej nie widział na oczy. Córka mówiła, że bardzo płakał. Innym razem, dziewczynka, która jest otyła i słabo radzi sobie na WF-ie musiała ganiać kolegów w czasie zabawy w berka, właśnie za karę" - czytamy.
Kobieta zaznacza, że jej córki nie dotknęły kary nauczycielki, że ten list nie jest jej prywatną wendettą. Jednak poruszyły ją emocje, które wychowawczyni funduje dzieciom i zastanawia się, co powinna w tej sytuacji zrobić. "Nie wierzę, że tego uczą na studiach pedagogicznych, ta kobieta na każdym kroku pokazuje swoją nieporadność, a ja cały czas zastanawiam się, czy inni rodzice są świadomi tego, co się dzieje" - kończy swój list.
Zastraszanie dzieci
Stosowanie systemu kar i nagród od dawna psychologowie nazywają krzywdzącym. Dzieci potrzebują jasnych drogowskazów, jak powinny się zachowywać. Ani karanie całej grupy, które, jak słusznie zauważyła Aldona, zakrawa, o szczucie dzieci na kolegów, ani moralizowanie, poprzez wykorzystywanie słabych stron dziecka nie jest dobrą drogą.
Upokorzone, przerażone dzieci, jak wynika z listu, czasem niesłusznie obwiniane, zdecydowanie nie mogą czuć się w szkole bezpiecznie. Niektóre, jak córka Aldony powiedzą o tym rodzicom, inne, jak nieśmiały Franek - niekoniecznie. Autorka listu ostatecznie skontaktowała się z mamą chłopca, ta o wydarzeniach ze szkoły nie miała pojęcia.
Kobieta od razu udała się do dyrekcji placówki, ta obiecała przyjrzeć się sprawie.