Czują, że toną. O śmierci myślą często, w ich głowie to jedyny sposób na ukojenie. Ból narasta, a brak zrozumienia ze strony otoczenia tylko potęguje to uczucie. Jagoda każdego dnia idąc z córką przez mieszkanie, wyobrażała sobie, co by było, gdyby "nie wyrobiła się na zakręcie" i uderzyła głową niemowlęcia o ścianę. Kasia, choć bardzo się tego wstydzi, wyobrażała sobie, jak wyrzuca syna z okna. Depresja poporodowa. Straszna, okrutna, bolesna choroba. Bez pomocy specjalistów - śmiertelna.
Reklama.
Reklama.
Natarczywe czarne myśli, nawracające koszmary, brak poczucia sensu i świadomość, że ich uczucia do dziecka nie wpisują się w powsechnie przyjęte kanony. Depresja poporodowa dotyka od 10 do 25 proc. młodych matek.
Jagoda wyobrażała sobie, jak przez zmęczenie upuszcza córkę albo uderza jej główką o ścianę. Paniczny lęk nie pozwalał jej spać.
Jeśli podejrzewasz, że możesz cierpieć na depresję poporodową powiedz o tym bliskim, szukaj pomocy. Depresja to choroba, nie powód do wstydu. Przerwijmy tabu.
Jagoda: pierwsze dziecko, córka
- Do obniżonego nastroju zdążyłam się przyzwyczaić już w czasie ciąży. Moje życie się pokomplikowało, miałam mnóstwo różnych problemów. Dziwne byłoby, gdybym skakała z radości w okolicznościach, w których się znalazłam. Po porodzie miałam sporego baby bluesa. Byłam płaczliwa, smutna, to całkiem normalne i powszechne zjawisko, zwykle mija samo. U mnie nie minęło - wspomina Jagoda.
- Czułam się jak w błędnym kole, bo byłam w kiepskim stanie, a ponieważ byłam w kiepskim stanie, miałam mało satysfakcji i radości z macierzyństwa, co z kolei napawało mnie poczuciem winy. Ciągle kołatała mi się po głowie myśl "Dlaczego nie potrafię się po prostu cieszyć córką?!”, a to pogłębiało mój stan...
Na pytanie, kiedy się zorientowała, że to depresja, odpowiada, że mniej więcej po dziewięciu miesiącach od porodu. - Baby blues trwał, trwał i trwał, w końcu zaczęłam sobie zdawać sprawę z kilku niepokojących zachowań - przyznaje.
W mieszkaniu Jagody jest dość wąski korytarz, żeby przejść z jednego pokoju do drugiego, musi skręcić trzy razy. - Kiedy wstawałam w nocy na karmienie, musiałam włożyć całą energię w to, żeby bezpiecznie się przemieszczać, zwłaszcza kiedy trzymałam na rękach córkę. Jeden, drugi, trzeci, byle nie zahaczyć jej główką o ścianę. Co by się stało, jakby to wyglądało, gdybym "nie wyrobiła się na zakręcie"? - wspomina i wyciera łzę wierzchem dłoni.
- To mi się śniło, budziło mnie, przychodziło na jawie, jak nawracający koszmar. Widziałam, jak główka mojego dziecka opada bezwładnie po nagłym kontakcie ze ścianą. Czy zdążyłaby zapłakać? Czy poczułabym różnicę w jej ciele, które trzymałam w ramionach, kiedy uchodziłoby z niej życie? - Jagoda nie planowała zbrodni. Jej koszmary wynikały z przeświadczenia, że nie jest dość dobra.
Te sny męczyły ją tak bardzo, że nie mogła spać. - Im bardziej bałam się, że ze zmęczenia potknę się i upadnę z dzieckiem na rękach, tym gorzej spałam i byłam bardziej zmęczona. Zagrożenie każdego dnia wydawało się bardziej realne. Po dziewięciu długich miesiącach życia w piekle zrozumiałam, że potrzebuję pomocy. Zgłosiłam się do psychoterapeuty - wspomina.
Już na pierwszej wizycie Jagoda usłyszała, że to nieomal pewne, że cierpi na depresję poporodową. Zaskoczyło ją to, bo swojego stanu nie łączyła z pojawieniem się na świecie córki. Zgodnie z zaleceniem zrobiła wszystkie badania, dostała leki, gdyby nagle było gorzej. Skupiła się jednak na psychoterapii.
- Paradoksalnie już sama diagnoza przynosiła pewną ulgę, bo nagle przestałam być z tym bólem sama, jakby ktoś przejął za niego odpowiedzialność. Z czasem koszmary zaczęły ustępować. To nie było jak pstryknięcie palcem, to był powolny proces. Zaczęło się od małych rzeczy. Wstawałam rano i nagle na widok bałaganu w kuchni nie czułam się przytłoczona tak jak wcześniej - Jagoda wychodziła z depresji długo.
To był proces żmudny, powolny, wymagający. - Największym szokiem było, kiedy doszło do mnie, że "zdrowa ja" uznaję pewne zachowania za wręcz patologiczne, a "ja z depresją" nie widziałam tego zupełnie. Jak dwie różne osoby, ze skrajnie różnym postrzeganiem świata. To bolesne i przerażające doświadczenie, bo bez pomocy byłam skłonna uwierzyć, że tak wygląda moje nowe życie.
Jagoda po blisko dwóch latach od pierwszej wizyty u psychoterapeuty wychodzi na prostą. Już nie śni o śmierci dziecka. Koszmary o strasznych wypadkach odeszły. Zaczyna czuć prawdziwą radość z macierzyństwa.
Kasia: drugie dziecko, syn
- Od razu po CC wiedziałam, że coś jest nie tak. Po urodzeniu pierwszego syna poczułam, jak przepełnia mnie miłość. Zobaczyłam Olka i nie poczułam nic. "To nie jest moje dziecko" - przebiegło mi przez myśl, kiedy położyli mi go na piersi. Wielokrotnie w szpitalu mówiłam do męża, że chyba zaszła jakaś pomyłka. Ignorował to - Kasia sądziła, że może w domu, kiedy hormony zaczną się uspokajać, poczuje się lepiej.
- Opiekowałam się nim, ale niechętnie. Olek miał alergie, często płakał. Kiedy starszy syn płakał, czułam potrzebę utulenia go, od młodszego chciałam być jak najdalej. Nie raz towarzyszyły mi straszne myśli, naprawdę okropne. Fantazjowałam o wyrzuceniu go z okna. Gdyby nie obawa przed konsekwencjami, myślę, że mogłabym to zrobić - wypowiadając te słowa Kasia opuszcza wzrok i ścisza głos.
O tym nie powiedziała bliskim. Mamie wyznała, że nie czuje matczynej miłości względem niemowlęcia. - Mówiłam, że dzieje się ze mną coś złego, że do młodszego syna nie czuję tego, co czułam do starszego. Powiedziała, że powinnam się wstydzić, że nie wolno mi tak nawet myśleć i żadna matka nie powinna tak się czuć względem dziecka. Poczucie winy było nie do zniesienia.
Kiedy Olek miał pięć miesięcy, Kasia wyjechała na wakacje z mężem i starszym synem, niemowlę zostało z dziadkami. - Starszego syna najchętniej nie wypuszczałabym z rąk, na myśl, że przez jakiś czas młodszego nie będzie przy mnie, poczułam ulgę. Z radością zostawiłam go u dziadków. Nie tęskniłam - przyznaje kobieta.
Pierwszy kontakt z psychologiem miała, kiedy Olek potrzebował rehabilitacji przez problemy neurologiczne. - Pani psycholog, kiedy powiedziałam o swoich uczuciach, stwierdziła, że nie powinnam mieć poczucia winy z powodu tych emocji, bo one takie są, że powinnam je zaakceptować i koniecznie iść po pomoc, dlatego zapisałam się do psychiatry.
Kasia przyznaje, że to właśnie słowa psycholożki, że nie może negować swoich uczuć i ma do nich prawo, pchnęły ją do zmian. - Znalazłam psychiatrę, który miał bardzo dobre opinie, jeśli chodzi o leczenie depresji, ale najwyraźniej nieco na wyrost. Pamiętam, jak powiedział mi, że przesadzam, że jestem zmęczona i mam się wyluzować.
Kobieta wyszła z gabinetu zalana łzami, ale po tym doświadczeniu otwarcie powiedziała mężowi o swoich emocjach. - Wszyscy zaczęli się bardziej angażować, mąż, moi rodzice. Wzięli na siebie część obowiązków. Zrozumieli, że sama sobie nie poradzę. Z czasem zaczęły rodzić się pozytywne uczucia do syna. Dziś ma dwa lata. Kocha go nad życie.
- Nie wiem, co mi pomogło, uświadomienie problemu, pomoc bliskich czy powrót do pracy. Ważne, że doszłam do siebie, bo poprosiłam o pomoc. Tamten straszny czas, okropne myśli pozostaną na zawsze w moje głowie. Żadna młoda matka nie powinna negować swoich uczuć, wstydzić się ich, zatajać. Trzeba walczyć o siebie. Taka jest moja historia.
Magda: drugie dziecko, córka
- Czy można wpaść w depresję poporodową przed porodem? Myślę, że tak się stało w moim przypadku. Starsze dziecko urodziłam siłami natury, córeczkę też chciałam, ale się nie obróciła. Byłam gotowa zaryzykować poród pośladkowy, ale moja rodzina, mąż i lekarz przekonywali mnie, że to za duże ryzyko dla mnie i dla dziecka.
- Po decyzji o cesarskim cięciu musiałam przeżyć żałobę - Magda przyznaje, że bardziej niż ból operacyjny, przerażało ją to, że CC nie wpisuje się w jej wyśniony obraz porodu.
Między je dziećmi jest niewiele ponad rok różnicy. Starsza córeczka chodziła do żłobka. Odprowadzała i odbierała ją mama, wszystko robiła mama. Były bardzo zżyte. - W czasie rutynowego KTG dziecku zaczęło zanikać tętno, nie wypuścili mnie już ze szpitala, sytuacja się uspokoiła, ale wylądowałam "z marszu" na patologii ciąży. Przepłakałam cały dzień, z tęsknoty za starszą córką, z żalu, że to wszystko nie tak powinno być - wspomina Magda.
W nocy odeszły jej wody, przeprowadzono więc cięcie. Cały czas słyszała, że dałaby radę urodzić, bo poród pośladkowy, to nie tragedia. - Leżałam w czasie cięcia i płakałam. Łzy same płynęły, kiedy wyjęli córkę, pokazali mi ją i dali mężowi, zaczęłam tracić przytomność, dali mi coś na uspokojenie i wzmocnienie. Ze szpitala wyszłam na własne żądanie, ale nic w domu nie było, jak powinno.
Starsza córka, wbrew przewidywaniom Magdy nie rzuciła jej się w ramiona. Powitała ją chłodno i niechętnie pozwalała mamie zbliżyć się do siebie. Nie pomagał też ból fizyczny po operacji. - Mała tolerowała karmienie tylko na siedząco, a ja za każdym razem wstawałam do niej z jękiem bólu, który grzązł mi w gardle.
- Córka budziła się co chwilę, w nocy po dwa razy na godzinę, w dzień w zasadzie nie spała. Brałam leki przeciwbólowe, ale one nie pomagały ani na ból fizyczny, ani na ból duszy, którego doświadczałam przez odrzucenie starszej córki.
- Każdego dnia budziłam się z uczuciem palącego wstydu i każdego wieczora z takim samym uczuciem zasypiałam. Wciąż i wciąż pytałam samą siebie: "Czy jestem dobrą mamą?” i przeważnie odpowiadałam, że nie, nie jestem. Nie jestem, bo nakrzyczałam. A nie krzyczałam wcześniej w ogóle. Nie jestem, bo nie mam siły. Nie jestem, bo czasem słyszę, że młodsza płacze, a nie podnoszę się do niej od razu, bo wiem, że rana będzie boleć - wspomina Magda.
W pewnym momencie młoda mama widziała już tylko własne wady: za mało odżywczy obiad, za mało kreatywna zabawa, za mało, źle, nie tak... Nie to, co u koleżanek. - Byłam na takiej grupie w mediach społecznościowych z innymi mamami. Straszne mnie frustrował ich optymizm i wieczne zadowolenie. Czułam się gorsza, słaba, niezaradna. Odeszłam stamtąd, ale to nie pomogło.
Potem pojawiły się czarne myśli. - Nie było dnia, w którym nie myślałabym, że bardzo chciałabym umrzeć. Śmierć wydawała się jedynym wyjściem. A potem przychodziła refleksja, że jeśli coś sobie zrobię, to kto zajmie się dziećmi? Na co cichy głos podpowiadał, że może jednak beze mnie będzie im lepiej? - to trudne wspomnienie, Magda potrzebuje chwili przerwy, nie może dalej mówić.
- Czułam, że tonę. Wszyscy jechali do dziadków, zostawiali dzieci, szli na małżeńską randkę, a ja... Siedziałam w domu z wiecznie wrzeszczącym niemowlęciem i nienawidzącą mnie starszą córką i marzyłam, żeby przespać na raz dwie godziny, przeczytać kilka stron książki, przestać być kurą domową. Wydawało mi się, że mówię o tym bliskim, ale chyba mówiłam za mało - podsumowuje Magda.
Dziś, ponad rok później, Magda mówi, że wychodzi powoli z jednego z najczarniejszych okresów życia. - Sama już nie wiem, co to było - czy wciąż jeszcze jest? Depresja poporodowa? Depresja zwykła? Wiem, że to nie były normalne uczucia, które czują wszystkie matki. Że to nie był “tylko baby blues”, albo “tylko moja głowa, która poszła w czarną stronę.”
- Wciąż wstyd, wciąż smutno, wciąż współczuję moim dzieciom i czuję się tak przeraźliwie winna, że nie było mnie stać na więcej. Boję się, czy moja młodsza córeczka nie będzie tego pamiętała. Czy nie wdrukowałam w nią tej czerni. Choć wydaje się bardzo pogodna, a jednocześnie konkretna, więc może dzieci są silniejsze, niż by się wydawało? - zastanawia się Magda.
Kobieta zakończyła karmienie piersią i uważa, że zmiana gospodarki hormonalnej poprawiła jej stan. Odpowiedzi, co zrobiła dobrze, a co jej nie wyszło szuka w wesołych oczach córek, a nie na dnie czarnych myśli. - Mąż częściej mówi mi miłe rzeczy. To pomaga. Potrzebuję tego poklepania po ramieniu i komentarza “Good job, Jack!”.
- I terapia. To też ogromna część tego, że nie czuję już non stop tego palącego wstydu. Tylko czasem. I nie myślę już, że chcę umrzeć. Tylko, że nie mam siły. I że jestem zmęczona - kończy swoją opowieść.
Depresja to nie wstyd
Przyjmuje się, że od 10 do 25 proc. świeżo upieczonych matek cierpi na depresję poporodową. Połowa nie zgłasza się po pomoc. Pokutuje przekonanie, że to wstyd, że ich uczucia wobec własnego dziecka są niewłaściwe. Wszyscy mówią im, że kiedy zobaczą noworodka - od razu go pokochają. Nie zawsze tak jest. Silne emocje w momencie tak ważne zmiany życiowej, jaką jest pojawienie się dziecka, są normalne.
Depresja jest chorobą, którą się leczy, ważna jest tu rola bliskich. Bo czasem kobieta jest tak pogrążona w poczuciu winy, że boi się przyznać. Niezbędne są tu wsparcie, zrozumienie i cierpliwość partnera, rodziny, przyjaciół. Pomocy trzeba szukać u specjalisty w swojej okolicy.
Gdzie iść po pomoc z depresją poporodową?
Pomocy trzeba szukać u specjalisty w swojej okolicy. Jeśli podejrzewasz, że cierpisz na depresję poporodową, zgłoś się do psychiatry (nie jest potrzebne skierowanie) i/lub psychologa. Sprawdź, czy w pobliżu twojej miejscowości działa Centrum Zdrowia Psychicznego albo zapisz się do poradni zdrowia psychicznego.
Możesz też powiedzieć o swoim samopoczuciu lekarzowi pierwszego kontaktu, on poprowadzi cię dalej. Pod bezpłatnym numerem kryzysowego telefonu zaufania dla dorosłych w kryzysie emocjonalnym - 116 123 - otrzymasz pomoc przez 7 dni w tygodniu w godz. 14.00–22.00.
Mieszkanki województw mazowieckiego i łódzkiego znajdą pomoc m.in. w Centrum Medycznym "Żelazna” sp. z o.o., które w partnerstwie z Fundacją Dajemy Dzieciom Siłę realizuje projekt dofinansowany z Funduszy Europejskich "Przystanek Mama”.
Aby zgłosić się do programu, wystarczy skontaktować się z infolinią pod nr. tel. 22 255 98 56 lub 660 453 597 od poniedziałku do czwartku w godz. 08:00-13:00. Konsultacje odbywają się online lub stacjonarnie.