Gdyby Hamlet był ojcem, to zastanawiałby się: “Kazać dzieciom sprzątać pokój, czy nie kazać im sprzątać?”. Nie był, więc mógł poświęcić się prostszym dylematom. Bo czystość w pokoju dzieci tylko pozornie jest oczywista i prosta. W rzeczywistości w większości domów to wojna, pełna zwycięskich i przegranych bitew oraz ofiar z obu stron.
Bałagan w pokoju - przyjaciel dziecka
Bałagan w pokoju to dobry przyjaciel dzieci, ale dla rodziców jest jak wojownik ninja. Nikt się go nie spodziewa, aż nagle pojawia się nie wiadomo jak i skąd. Z tą różnicą, że bałagan jest szybszy. Doprowadzenie pokoju do stanu określanego przez rodziców okrzykiem “jak tu wygląda?!!” zajmuje dziecku kilka minut.
Dzieci prawie zawsze odpowiadają tak samo - “my się tu tylko bawimy”. I faktycznie zazwyczaj tak jest. To, co dla dorosłych wygląda jak kompletny chaos, dla dzieci może być przemyślnie ustawionym miastem z Gwiezdnych Wojen, planetą ufoludków albo stadniną koni. I najczęściej cała zabawa nie będzie miała sensu bez “czegośtam” w kącie i czegoś innego zaczepionego o szafkę z ubraniami.
Zabawy już koniec, co dalej?
Problem zaczyna się wtedy, gdy miasto Imperium zostanie zdobyte, ufoludki odlecą, a koniki pójdą spać. Czyli wtedy, gdy zabawa się znudzi. To jest właśnie ten moment, ta krótka chwila, o którą walczą rodzice. Marzenie rodziców? Aby dzieci same z siebie pochowały zabawki do skrzyń i na półki. Marzenie dzieci? Żeby natychmiast zrobić coś fajniejszego.
Starcie tych dwóch koncepcji jest nieuniknione. Argumenty, jak pociski, latają po domu w obie strony.
Rodzice:
- przejść się nie da, zaraz ktoś nadepnie i zepsuje
- w tym domu sprzątamy po zabawie. Rozmawialiśmy o tym tysiąc razy
- masz tam te pudełka, wrzuć tam wszystko i będzie po sprawie
Dziecko:
- nie ma sensu sprzątać, bo ja się jeszcze będę tym bawił
- przecież jest porządek
- później posprzątam
- a Filip/Zuza ma większy bałagan u siebie. Widziałem/am jak byliśmy u nich.
Jest nerwowo, a prosta matematyka podpowiada, że stan ten nie trwa krótko. Jeśli rodzice raz na dwa dni poświęcają zaledwie 10 minut na przekonywanie dzieci, że muszą posprzątać w swoim pokoju, to w ciągu roku spędzą w ten sposób ponad 30 godzin. Sama zaś “bitwa o porządek” trwa około 10 lat - tak jakoś od 4 do 14 roku życia.
Co robić?
Ale rodzice nie stoją na straconej pozycji. Zagraniczne portale dla rodziców pękają od porad, co zrobić, aby dziecko sprzątało w swoim pokoju. Trzy najważniejsze to:
1. Nauczyć dziecko sprzątać. To może wydawać się oczywiste, ale nie zawsze jest. Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, kiedy dokładnie dziecko powinno potrafić sprzątnąć po sobie. Ale gdy ma ok. trzech lat to dobry moment, aby RAZEM z nim (a nie za niego) układać zabawki na miejsce.
2. Podzielić pokój na części. Nieraz bałagan jest tak wielki, że trudno się dziwić niechęci do sprzątania. Warto podzielić wtedy pokój na wirtualne kwadraty i powiedzieć, że TERAZ dziecko ma posprzątać ten kwadrat, a później - np. po zabawie na dworze - inny.
3. Uwarunkować coś fajnego od porządku w pokoju. “Nie ma gry na konsoli jeśli w pokoju jest bałagan”.
Po prostu zamknąć drzwi
Jest też inna strategia - z powodzeniem stosowana w niektórych domach. Strategia “Zamkniętych drzwi”. Polega na szczelnym zamykaniu drzwi od dziecięcego pokoju i wychodzenia z założenia, że dziecko może mieć tam taki porządek (albo bałagan), jaki uzna za stosowne. Choć manewr ten można zastosować tylko u starszych dzieci, to w wielu przypadkach prowadzi od skrajności w skrajność - w pokojach panuje coraz większy bałagan, aż do osiągnięcia “masy krytycznej”, kiedy dziecko samo zaczyna sprzątać. Jeśli rodzice są gotowi do tak długiego czekania, ten sposób wydaje się najmniej nerwowy.
Jeśli znacie jakieś inne sposoby na walkę z bałaganem w dziecięcych pokojach podzielcie się nimi mailowo na adres: kontakt@mamadu.pl