
Reklama.
Dopóki nie odłożyliśmy na kredyt i nie kupiliśmy mieszkania, była to dla nas wygodna opcja i sporo tańsza niż wynajmowanie czegoś osobno.
Dom pełen ludzi i pomoc przy dziecku
W międzyczasie zaszłam w ciążę i udało nam się kupić mieszkanie, na które jednak trzeba było – według obietnic dewelopera – poczekać ponad rok.Kiedy więc urodziłam córeczkę, nadal mieszkaliśmy z rodzicami i siostrą w moim rodzinnym domu. Mój mąż jest raczej otwartym człowiekiem, rodzice także, więc udawało nam się mieszkać pod jednym dachem na szczęście bez większych konfliktów.
Dodatkowym plusem było to, że moja mama jest pielęgniarką i położną, więc jej pomoc przy noworodku, gdy z mężem byliśmy całkowicie niedoświadczeni, była nieoceniona. Poza tym mój tata jest już na emeryturze, gdy po 2 tygodniach po porodzie mąż wrócił do pracy, pomoc taty przy córeczce wiele mi ułatwiła.
Dziadek nosił swoją wnuczkę, gdy ja chciałam się wykąpać czy zjeść śniadanie i wypić ciepłą kawę. Naprawdę nie miałam na co narzekać. Rodzice też byli na tyle taktowni, że nie wtrącali się w nasze sposoby opieki czy wychowywania dziecka, ale gdy prosiliśmy – zawsze pomagali czy udzielali swoich rad.
Towarzystwo potrzebne dla niemowlaka
Przez to, że w domu zawsze ktoś był, a właściwie dlatego, że było dużo ludzi mieszkających pod jednym dachem, nasza mała Lila była przyzwyczajona do towarzystwa i tego, że oprócz mamy w domu zawsze ktoś był.W pandemii tym bardziej, bo mój mąż i siostra pracowali długi czas zdalnie, więc zawsze mieliśmy dom pełen ludzi. Od ponad 2 miesięcy mieszkamy "na swoim". Kupione mieszkanie w końcu wykończyliśmy, spakowaliśmy cały dobytek i udało nam się przeprowadzić do własnego mieszkania.
Jest mniejsze niż dom rodziców, ale jest nasze własne i jesteśmy w nim sami – tylko nasza rodzina, bez wielu pokoleń.
Uważaj, o czym marzysz, bo może okazać się nietrafione
Czasem, gdy u rodziców byliśmy zmęczeni tłumem ludzi i przebodźcowani, marzyliśmy o tym momencie, gdy tylko my we dwoje i nasza córcia będziemy mogli w ciszy i spokoju posiedzieć na kanapie, pobawić się i poczytać książeczki.Gdy to jednak nastąpiło, nie jestem już tak pewna swojej decyzji, a własne 4 kąty już mnie nie cieszą. Wychowałam się w domu, gdzie mieszkało kilka pokoleń, moja córeczka prawie cały pierwszy rok życia też spędziła w takim miejscu. I zarówno jaj, jak i mi, obecnie trochę brakuje towarzystwa.
Widzę po małej, że tęskni za tym, że codziennie przy śniadaniu towarzyszył jej dziadek, miała kogo zaczepiać i ktoś oprócz mamy poświęcał jej uwagę. Teraz nie mogę w spokoju nawet naszykować śniadania, bo córka wciąż chce być przy mnie.
Mąż wrócił do normalnego trybu pracy i już nie przebywa w salonie z komputerem w trybie pracy zdalnej. To sprawia, że nie tylko córka czuje, że brak jej towarzystwa, ale ja też odczuwam to, że nie mam pomocy ze strony rodziny.
Nawet nie wyobrażałam sobie, że aż tak będę żałowała decyzji o "pójściu na swoje". Podziwiam wszystkie mamy, które ogarniają dom, dzieci i czasem jeszcze pracę – moja córka obecnie jest tak potrzebująca uwagi, że czasem nawet mokre pranie leży cały dzień w pralce, bo nie mam przy dziecku jak go rozwiesić.
Jak ogarnąć nową rzeczywistość, gdy nie ma się już pomocy rodziców z każdej strony?"
Może cię zainteresować: Dzieci idealnych matek nie mają kolek? Ja chcę uciec z domu, gdy córka płacze