Myślicie, że historie o teściowych-przyjaciółkach można włożyć między bajki? A dobre słowo o "tej mamusi" żona powie tylko, gdy wie, że teściowa podsłuchuje? Napisała do nas Monika, która od swojej teściowej na początku małżeństwa usłyszała słowa, które sprawiły, że zaniemówiła. "Mimo że jestem jego matką, zawsze będę stała po twojej stronie".
"Znałam żarty o wrednych teściowych i historie batalii moich koleżanek ze swoimi mamuśkami. Nie marzyłam o teściowej uprzykrzającej mi życie, to jasne. Ale nie spodziewałam się też specjalnie udanej relacji z matką mojego partnera. Zanim ją poznałam.
Nie wyobrażałam sobie zażyłej relacji z tą kobietą. Po pierwsze dlatego, że nie jestem naiwna, po drugie dlatego, że szczególnie mocnej relacji nie mam nawet ze swoją własną mamą. Nie mogę i nie chcę powiedzieć o niej nic złego, ale nie byłyśmy typem matki i córki-przyjaciółki.
Nie zwierzałam się mamie ze swoich problemów, bo obawiałam się, że skwituje to stwierdzeniem "a nie mówiłam". I faktycznie często tak było. Słyszałam rady, dyscyplinowanie, wyjaśnienia wszelkich moich błędów, które doprowadziły mnie do sytuacji, w której akurat jestem.
Parę razy popełniłam błąd i pożaliłam się jej na moje związki. Zamiast słów wsparcia usłyszałam, że powinnam też zrozumieć mojego faceta, a gdy odpowiedziałam mamie, że sądziłam, że stanie po stronie swojej córki, usłyszałam, że sama byłam sobie winna, a nie będzie mydlić mi oczu, tylko dlatego, że jestem jej córką. Możecie sobie wyobrazić, jakie było moje zdumienie, gdy większe słowa wparcia otrzymałam od teściowej.
Gdy teściowa jest po stronie synowej
Poznałam Lidkę (tak, mówię do teściowej po imieniu), gdy spotykałam się z moim parterem od paru miesięcy. I już na pierwszym spotkaniu poczułam, że to nie ja staram się przed nią dobrze wypaść. Przynajmniej nie tylko ja. Ona naprawdę robiła wszystko, bym ją polubiła.
Nie narzucała się, ale była grzeczna, uśmiechnięta, żywo zainteresowana tym, co mówię. I odwdzięczałam się jej tym samym. I to mnie zaskoczyło. Tak niewiele, a jednocześnie tak dużo. Każde kolejne spotkanie wyglądało jak rozmowa dwóch znajomych.
Nie chcę mówić koleżanek czy przyjaciółek, bo nigdy nie będę udawać, że nie ma między nami różnić i rozumiemy się bez słów. Nie będziemy, chociażby dlatego, że dzieli nas ponad 20 lat różnicy. Ale teściowa pytała, słuchała, opowiadała.
Nie radziła, nie była wścibska, nie pouczała mnie. Potraktowała mnie jak dorosłą osobę, którą byłam. I tak rozpoczęła się nasza relacja, którą z czasem mogłam nazywać przyjaźnią. Gdy przychodziliśmy do niej na kawę, rozmawiała ze mną, jak z kimś, na kogo widok się cieszy, a nie jak z " dodatkiem do swojego synusia". A uwierzcie, wiele kobiet dokładnie tak widzi swoje synowe.
Opowiadała o problemach w pracy, a ja po czasie na tyle jej zaufałam, że na jej pytanie, "czy wszystko okej" odpowiadałam zgodnie z prawdą. Jeśli pokłóciłam się z jej synem, mówiłam to. A ona nigdy nie broniła go ślepo, nawet niezbyt radziła, po prostu słuchała, wspierała.
Potrafiła sama powiedzieć, że wie, że jej syn nie jest idealny, że widzi, że go kocham i to jej wystarczy. Tym bardziej nie będzie przede mną udawała, że jest zapatrzoną w syna matką-kwoką.
Kiedyś przez przypadek była świadkiem naszej kłótni i powiedziała mi, że nigdy nie powinnam przez niego płakać. Zaproponowała, że z nim porozmawia, ale nie zgodziłam się. Chciałam sama załatwiać swoje sprawy. Tego nauczyła mnie moja mama i miałam wrażenie, że to wielki wstyd mieszać teściową w konflikt z własnym partnerem.
Doceniłam to jednak i zapamiętałam. Przez kolejne miesiące naprawdę zaprzyjaźniłam się z teściową i zaczęłam jej mówić po imieniu. Naprawdę zawsze cieszyłam się na jej widok. Czułam, że jest dla mnie kimś tak bliskim jak członek rodziny.
Może nie jak mama, ale jak ulubiona ciocia. Starsza od ciebie kobieta, która służy wsparciem, doświadczeniem, ale ostatnie, co chce robić, to cię pouczać. A coś, co zapamiętam na zawsze, wydarzyło się krótko przed naszym ślubem.
Lidka usiadła wtedy ze mnę przy stole i zaczęła monolog, od tego, że wie, jaką jestem dobrą i uczciwą dziewczyną. Oczywiście było mi miło, ale czułam się też zawstydzona. Wiecie, jak to brzmiało — "takie dobre z ciebie dziecko".
Ale zakończyła czymś mocniejszym. Powiedziała, że w małżeństwach dzieją się różne rzeczy, że "faceci są różni", a ona wie, jaki skarb trafił jej synowi. I powiedziała, że mimo tego, że jest jego matką, to zawsze będzie stała po mojej stronie.
Powiedziała coś, czego nigdy nie powiedziała moja własna mama. Podkreśliła, że jako kobieta po rozwodzie dokładnie wie, jak skomplikowane bywają związki i że jeśli cokolwiek się między nami zepsuje, ona nadal będzie wspierać mnie, przyjaźnić się ze mną, pomagać mi. Nigdy nie sądziłam, że większe wsparcie będę miała w teściowej niż we własnej mamie. Zapamiętałam jej słowa, chociaż nie mam zamiaru z nich korzystać".