22.30. Tomek rysuje starożytny teatr, syn żartobliwie nazywa go Picasso. Tomek ma 42 lata, jego 12-letni syn dostał takie zadanie z plastyki, ale nie lubi rysować, tata chce jednak się wykazać. Ponad 20 lat temu nie dostał się na architekturę. Anita denerwuje się, bo nauczycielka córki nie odbiera telefonu w niedzielny wieczór. Nazajutrz jest ostatni dzień, kiedy można oddać prace plastyczne na konkurs. Córka Anity jest w czwartek klasie, udział w konkursie jest jej obojętny, ale nie jej mamie.
Jeśli dziecko nie chce wziąć udziału w konkursie plastycznym, wystarczy, że powie w szkole, że to jego praca, resztę załatwi mama.
Dziecko, które nie lubi pisać wypracowań, może liczyć na pomoc rodziców, przecież najważniejsze są stopnie.
Realizując własne ambicje, rodzice wyręczają dzieci. Uczą ich lenistwa, cwaniactwa i przekonującego kłamania.
Lubią konkursy
Anita nie była szczególnym orłem w szkole, ledwo zdała maturę. Gdyby tylko wtedy wiedziała to, co wie dzisiaj, bardziej by się przyłożyła. Jej rodzice, po zawodówce, prowadzili gospodarstwo. Od córki oczekiwali, że po maturze wyjdzie dobrze za mąż i przejmie gospodarkę.
Technikum gastronomiczne wybrali, bo córka miała umieć gotować i zająć się domem. Anita jako nastolatka nie widziała dla siebie lepszej przyszłości, jak sama mówi, ślizgała się z klasy do klasy. "Gdybym dziś dostała drugą szansę, rozegrałabym to inaczej. Uczyłabym się, brała udział w konkursach, poszła na studia" - mówi. Ale jest już za późno.
Anita postanowiła jednak, że córkę pchnie wyżej. Asia nie wykazuje jednak szczególnych chęci ani zdolności. Uczy się przeciętnie, nie lubi rysować. Kiedy ogłoszono konkurs plastyczny pod hasłem "Moja jesień", Anita dowiedziała się o tym z Librusa i postanowiła wziąć w nim udział. Tak, to konkurs dla czwartoklasistów. To z nimi mierzy się Anita, podpisze się nazwiskiem córki.
"Nie widzę w tym nic złego, nie wierzę, że inne dzieci same wykonują swoje prace. W poprzednim konkursie Asia zajęła trzecie miejsce, dostała ogromną paczkę z materiałami plastycznymi". Na pytanie, czy Asia faktycznie brała udział w tworzeniu tamtej pracy, Anita mówi, że owszem, wybrała inspirację. Pracę wykonała ona, w nocy, bo to ją odpręża.
W jesiennym konkursie dziewczynka nie chciała brać udziału, myślała, że ją ominie, bo była chora. Ale mama zmobilizowała się ostatniego dnia. W niedzielne popołudnie była zła, bo nauczycielka nie odbierała, a jeden z punktów regulaminu był dla niej niejasny.
Lubią dobre oceny
Tomek wyręcza syna w pracach plastycznych, jego żona pisze za szóstoklasistę wypracowania. Zaczęło się jeszcze przed pandemią i zdalnym nauczaniem. Syn pary świetnie radził sobie z matematyki i angielskiego, ale polski i przedmioty artystyczne zupełnie mu nie szły. Rodzice postanowili, że pomogą mu od początku, aby nie zamknął sobie żadnej drogi.
"Kamil świetnie sobie radzi z większości przedmiotów, ma analityczny umysł i świetną pamięć, ale literatura, rysowanie, to póki co nie jego bajka. Chcielibyśmy, aby poszedł na stomatologię albo architekturę, kiedyś taka trója z polskiego czy plastyki może oznaczać zbyt niską średnią na świadectwie, więc pomagamy, jak możemy" - tłumaczy Tomek.
Tata 12-latka nie umie odpowiedzieć, co syn chciałby robić w przyszłości, uważa, że jest zbyt młody, aby podejmować takie decyzje. Jego zdaniem dzięki zaangażowanym rodzicom nie zamknie sobie żadnej drogi. W zeszłym roku miał najwyższą średnią w szkole, w tym roku też idzie jak burza. A może jest niesiony?
Lubią podium
Zarówno Anita, jak i Tomek, ale też mnóstwo innych rodziców, każdego dnia po powrocie z pracy siadają do lekcji, poprawiają zadania, piszą wypracowania, robią prace plastyczne. Stają do walki z rówieśnikami własnych dzieci. I choć potomstwo często nie przykłada ręki do tej twórczości, to rodzice biją im brawa, kiedy odbierają nie swoje nagrody.
Na to podium zasłużyli często rodzice, choć to nie ich kategoria wiekowa. "Niech nie udają świętych, we wrześniu Asia zajęła trzecie miejsce nie dlatego, że zrobiłam makietę słabszą niż czwartoklasiści, tylko dlatego, że przegrałam z innymi rodzicami" - mówi Aneta.
Kobieta nie widzi nic złego w dzwonieniu do nauczycieli w niedzielne popołudnie, żeby uzyskać informacje. "Nauczyciele i tak krótko pracują, więc nic by się jej nie stało, jakby odebrała ten telefon" - kwituje Anita.
Dziecko nie jest narzędziem
Wywieranie na dziecku presji udziału w konkursach, na które nie ma ono ochoty, stawia je w niezręczne sytuacji. Bo jeśli ktoś w szkole zapyta, to czy skłamać, że zrobiło się pracę samemu, czy wydać rodzica? W wielu konkursach odrzucane są prace w sposób oczywisty wykonane rękoma innymi niż dziecka. Jednak nie zawsze.
Zdarza się, że dziecko wygrywa z rówieśnikami dzięki pracy przygotowanej przez rodziców, a ci świętują sukces... dziecka. Opowiadają, jakie jest zdolne, ile nagród zdobywa, choć sami wiedzą, że prawda jest inna. Realizują swoje niespełnione ambicje, pchają dziecko przed sobą, nie zastanawiając się, czy ono chce iść w tę stronę.
Zamiast dawać mu szanse i otwierać możliwości, jak mówią, pokazują jak kłamać, kombinować i oszukiwać. Pokazują, że każda droga do sukcesu jest dobra, niezależnie od ceny. Zapominają o poszanowaniu dla czasu innych, dla pracy dzieci, które samodzielnie angażują się w różne projekty.
Wykonywanie pracy za dziecko uczy je cwaniactwa, lenistwa i kłamania, a nie pracowitości, rysunku czy pisania. Jeśli chcesz pomóc dziecku, nie rób za nie. Naucz je robić lepiej, podziel się swoją wiedzą. Jeśli nie chce brać udziału w konkursie, niech nie bierze. Jeśli chce, podpowiedz, zaproponuj, ale nie wyręczaj. Znacznie cenniejszą lekcją jest niekiedy porażka, niż odbieranie nagrody za cudzą pracę.