W dziecku rodzice zawsze pokładają wielkie nadzieje. Chcemy, aby nasze potomstwo mierzyło wysoko i odnosiło sukcesy na każdym polu. Ciężko więc pogodzić się z faktem, że akurat w naszym domu, pod naszym dachem, mieszka przeciętniak, średniak, uczeń trójkowy, który nigdy nie wygrał żadnego konkursu.
Wyścig zaczyna się jeszcze przed porodem: który brzuch ładniejszy, kto szybciej poczuje ruchy. Potem jest tylko gorzej.
Nasze dzieci są wiecznie porównywane do rówieśników, jakie mają stopnie, co osiągnęły poza szkołą. Fajnie, jeśli można się czymś pochwalić. Gorzej, jeśli twoje dziecko jest zupełnie nijakie.
Goniąc za wyimaginowanym ideałem, tracimy z oczu to, co najważniejsze - szczęście naszego dziecka.
Rodzicielstwo jak wyścigi konne
To zaczyna się znacznie wcześniej. W ciąży porównujemy swoje samopoczucie do koleżanek, oglądamy zaciekle kształt brzucha i liczymy kilogramy. Zdjęcia z USG są oglądane ze wszystkich stron, czyje dziecko dłuższe, czyje ma większą wagę. Nie lepiej jest w okresie niemowlęcym.
Ile śpi, jak je, czy trzeba je bujać. Czyj Bąbelek szybciej podniósł główkę, usiadł, zaczął chodzić. Zaglądamy dzieciom zaciekle do buzi, licząc, ile mają zębów i przypatrujemy się, czyja babka w piaskownicy jest ładniejsza. Rodzice uwielbiają porównywać dzieci, mierzyć je wszystkie jedną miarką. Oczywiście najlepiej, jeśli nasze własne potomstwo wybitnie wyróżnia się na tle grupy rówieśniczej.
Najgorzej mieć szaraka, średniaka, dziecko, którym nie można się pochwalić w czasie ploteczek z koleżankami. Bo jak się przyznać, że w szkole jakoś tam plącze, ale na czerwony pasek nie ma szans? Po angielsku ledwie duka, a na basenie od 8 lat nie rozstaje się z rękawkami, bo idzie na dno niczym kamień?
Zero sukcesów
Słuchając matek na placu zabaw, możemy się dowiedzieć, że ich dwulatki kolorują bez wychodzenia za linię, znają wszystkie literki, a alfabet recytują bez zająknięcia w 4 językach. Tymczasem patrząc na owoc własnych trzewi, zastanawiamy się, czy wspomnieć o dzisiejszym sukcesie - przeszedł przez pokój i o nic się nie potknął.
W czasie rozmowy ze znajomymi raczej niechętnie wspominamy, że w naszym domu to czwórka jest wielkim sukcesem, bo częściej widujemy trójki, a bywa, że i dwójki. Chętniej rodzice zwierzają się w sieci. Zachowując pozorną anonimowość, piszą "Czy wasze dzieci też są tak wybitnie niezdolne?". I tu pojawia się cały wachlarz dowodów, że potomek jakiś taki nie całkiem satysfakcjonujący.
"Najpierw wkurzałam się na panią" - mówi moja znajoma. "Ciągle się czepiała, że za słabo czyta, że nie radzi sobie z liczeniem, że nie odzywa się na lekcji, zawsze coś było nie tak. Ruchowo córka zawsze była o krok za rówieśnikami, ale umówmy się, ani ja, ani jej tata sportem się nie interesujemy, więc dziecko nie miało z kogo brać przykładu".
Ania wspomina, że zacięła się, żeby pomóc córce z czytaniem i siadały codziennie, żeby ćwiczyć. "Po pierwszym tygodniu miałam dość, zapisałam ją do okulisty, bo niemożliwe przecież, żeby w drugiej klasie nie umiała sklecić słowa. Starsze siostry radziły sobie z nauką świetnie, a Maja, no cóż... Zabrałam ją do okulisty" - wspomina mama 8-latki.
Jak przyznaje, że niewiele to zmieniło, bo Maja nadal duka, mimo że dobrze widzi. Na korepetycje z angielskiego chodzi od zerówki, jednak jak przyznaje jej mama, dotąd nie potrafi się poprawnie przedstawić. "Ciągle powtarzamy, że jeszcze ma czas, choć chyba sami przestajemy w to wierzyć. Maja orłem nie będzie i to z żadnej dziedziny".
"Wszystkie dzieci w klasie same piątki, a Wiki przychodzi zadowolona z siebie, bo dostała tróję. Już nie mam siły jej tłumaczyć, jakoś plącze. To nie jest tak, że musi kuć, żeby zaliczyć kartkówkę, coś tam umie, ale bez szału. Brakuje jej ambicji, żeby przysiąść i nauczyć się, chociaż na czwórkę, mówi, że na studia się nie wybiera, chce być fryzjerką" - mówi o swojej 13-letniej córce Wiola.
Kobieta zastanawia się, sprowadzając na żartobliwy tor rozmowę, jakim cudem ktoś miałby chcieć skorzystać z usług córki, skoro ta ciągle coś wylewa, tłucze naczynia... "Jest tak niezgrabna, że sama nie dałabym jej podciąć sobie końcówek włosów. Kocham moje dziecko, ale ostre nożyczki w jej ręce, tak blisko mojej tętnicy, to mało komfortowy obraz" - tłumaczy.
Zdolne i niezdolne
O tym, że w społeczeństwie są różni ludzie, że mamy rozmaite predyspozycje, talenty, inaczej się uczymy i każdy z nas wkłada inny wysiłek w różne czynności, nie trzeba chyba nikomu mówić. Dzieci podobnie - są różne. Jedne mniej, a drugie bardziej zdolne.
Według jednej z definicji za dziecko zdolne można uznać takie, które ma wysoki iloraz inteligencji, zapamiętywanie wiadomości nie sprawia mu trudności. Ale ma też wysoko rozwinięte zdolności poznawcze, chęć do samodzielnego poszerzania wiedzy. Często idzie to w parze z różnorodnymi zainteresowaniami. Wyróżnia się silną motywacją poznawczą.
Takich osób w społeczeństwie jest 2-3 proc., 13 proc. to bardzo zdolni, 34 proc. przeciętnie, w sumie mamy tu połowę całego społeczeństwa. Druga połowa, jakoś plącze. Statystyka jest nieubłagana, zakładanie, że właśnie nasze dziecko będzie w tych najwybitniejszych, to trochę sfera marzeń. Ogólnie rzecz biorąc, żyjemy w społeczeństwie średniaków, ale czy to na pewno źle?
Jeśli dziecko przykłada się do jakiejś czynności; nauki literek czy fizyki, a mimo to nie tylko nie odnosi sukcesów, a ledwie plącze w ogonie, pomóż mu. Dobijcie do średniej stawki i zwyczajnie odpuśćcie. Życie to nie wyścig szczurów. Często dzieci, które mają problemy z nauką, nadrabiają w innych sferach. Emocjonalnie, koleżeńsko. Każdy z nas ma mocne strony.
Na nich powinniśmy się skupić i podkreślać. A tam, gdzie nie przoduje, wspierać, ale i dopuścić do siebie, że każdy ma pewne ograniczenia. Warto przypominać sobie, że nasze dziecko nie bierze udziału w konkursie, a gorsza ocena to tylko cyferka, o której szybko zapomni. Za to rozczarowanie malujące się na twarzy rodzica zapamięta na długo.
Oczywiście, że my tych sukcesów chcemy z troski, chcemy, żeby dziecko miało dobre stopnie, bo to otwiera przed nim możliwości kształcenia się w różnych kierunkach. W naszych głowach nadal te piątki i paski są miarą sukcesu, który kiedyś dziecko ma odnieść. A czy wystarczająco skupiasz się na tym, ile pracy dziecko wkłada w swoje codzienne wyzwania?
Nie trać z oczu tego, co ważne
Mierzymy nasze dzieci na wszystkie strony, od poczęcia, póki mamy na nie jakikolwiek wpływ, a nawet dłużej. Kontrolujemy, wyznaczamy cele, wybieramy zajęcia i przyjaciół. Goniąc za niedoścignionym ideałem, często zbudowanym na fikcyjnych obrazach, gubimy z oczu to, co ważne - człowieka, którym jest dziecko.
Czy miarą miłości do naszych dzieci są sukcesy, jakie odnoszą? Czy jeśli dziecko zamiast piątki, przyniesie ze szkoły dwóję, to kochasz je mniej? Co tu pomoże krzyk, czy kara? Jeśli czegoś nie rozumie, to pod wpływem strachu nagle pojmie? Zacznie lepiej grać w piłkę i wyżej skakać, bo wtedy mama się uśmiechnie?
Dzieci to tacy sami ludzie, jak my, tylko mniejsi. Zamiast wiecznie pędzić i spełniać cudze ambicje, powinny mieć czas, na zatrzymacie, wzięcie oddechu chwilę nudy. Może wtedy odkryją w sobie talent, o którym nie mieliście pojęcia, a wiecznie próbując zadowolić wymagającego rodzica, nie miały szansy go rozwijać. W byciu średniakiem nie ma nic złego.