malująca się nastolatka
Nie zabraniajcie nastolatkom się malować. To cios w ich pewność siebie Pexels
Reklama.

Nie zabraniajcie nastolatkom się malować!

U mnie zaczęło się w drugiej gimnazjum. Nie pamiętam, jak wyglądał mój pierwszy makijaż, ale pamiętam, jak wyglądały kolejne przez pierwsze lata. I dlaczego w ogóle postanowiłam się malować "w takim wieku", jak to mówili moi rodzice. Powodem były dwie najczęściej dotykające nastolatki dolegliwości: trądzik i całkowity brak pewności siebie oraz poczucia własnej wartości.
Prosiłam mamę o kosmetyki do makijażu, które byłyby przeznaczone dla mojej cery, coś, co nastolatka może na siebie nałożyć, wyglądając delikatnie i ukrywając trądzik. Powiedziała, że nie jest mi to potrzebne, że jestem za młoda, a trądzik jest normalny.
A więc normalne było to, że czułam się źle? Mogła powiedzieć to chłopakom ze szkoły, którzy nie przepuścili żadnej okazji, by każdej z nas dopiec. Bo ma wielki brzuch w ciasnej bluzce, bo jeszcze jej piersi nie urosły, bo ma na twarzy krosty.
Dla mnie makijaż miał być ochroną, sposobem na niezwracanie na siebie uwagi, a także szansą na poczucie się dobrze. Ale na to dostałam od mamy bana. Tata, gdy widział, że oglądam swoją twarz z zażenowaniem i staram się grzywką zakrywać pełne niedoskonałości czoło... wybuchał śmiechem. Dlaczego?
Nie widział mojego wstydu, niepewnego spojrzenia, kompleksów. Ot, nastolatka, która godzinami "pindrzy się" się przed lustrem. Nieraz mi to wypomniał. Chociaż miałam dobre oceny, atakował mnie za każdym razem, gdy zajmowałam łazienkę 5 minut za długo, wstałam wcześniej, by skrupulatnie zakryć niedoskonałości warstwą pudru i podkładu.
Robiłam to z przymusu, słyszałam, że "tylko uroda mi w głowie, a powinnam się zająć nauką". Czułam się brzydka i odstająca od reszty. Słuchałam, że jestem próżna i zapatrzona w siebie. Moi rodzice kompletnie nie rozumieli, że wszystko, co robię jest efektem mojego braku pewności siebie, a nie wybujałego ego.
Korzystałam z maminych kosmetyków do makijażu, co kończyło się niechlujnym makijażem i kolejnymi wypryskami. Potem mama zabraniała mi nawet tego i za odkładane pieniądze kupowałam własne kosmetyki. Najtańsze i najgorszej jakości.
Zmagałam się z trądzikiem i nieraz słyszałam, że to przez makijaż "wyglądam jak wyglądam". Jeśli to nie zrujnuje pewności siebie waszego dziecka, to nie wiem, co gorszego możecie wymyślić.
Przy zbyt lekkim makijażu w szkole słyszałam, że mam trądzik. Przy zbyt mocnym rodzice nazywali mnie wymalowaną lalą i oczekiwali, że zmyję go przed wyjściem. Wiem, że nie byli specjalnie złośliwi. Chcieli nauczyć mnie doceniania naturalności, ale wybrali do tego najgorszy możliwy sposób.
Obrażanie kobiet, które noszą mocniejszy makijaż i wmawianie zakompleksionej nastolatce, że z widocznym trądzikiem wygląda lepiej, to nie mogło się udać. Im bardziej rodzice zabraniali mi makijażu, tym bardziej niepewna siebie czułam się bez niego.
I tym bardziej uważałam, że kosmetyki by mnie upiększyły, rozwiązałyby moje problemy i dzięki nim mogłabym się czuć piękna. A na pewno ochroniłyby mnie przed ciągłą krytyką i pogłębiającym się kompleksem.
Dlatego w pewnym momencie zupełnie przestałam słuchać rodziców. Malowałam się codziennie, nie schodziłam na śniadanie bez pełnego makijażu. Z pierwszymi chłopakami zdarzało mi się chodzić spać w makijażu, by zmyć go, dopiero gdy sobie pójdą.
Mam 27 lat i pokazuję się "saute" moim partnerem, ale tylko z samego rana. Nie wychodzę z domu bez makijażu, na pewno nie pokazałabym się tak w pracy. Nie mam już trądziku i na pewno mam więcej wiary w siebie i swoje piękno niż tamta nastolatka. Ale dzisiaj makijaż po prostu lubię. Dobrze pamiętam, że był moją ochroną.
Gdy dzisiaj słyszę batalię rodziców z nastoletnimi córkami, zawsze staje po stronie tych drugich. Jeśli młoda dziewczyna czuje, że chce się pomalować, zamiast jej zabraniać, zapytajcie czemu?
Jeśli powie, że chce poczuć się piękna, powiedzcie jej, że już taka jest. Ale nie zabraniajcie. Nie zbudujecie w niej tego poczucia zakazami i nakazami. Do naturalności trzeba dojrzeć. I nie dziwcie się, że wasze córki "godziny spędzają przed lustrem". Zewsząd słyszą, jak ważny jest wygląd. I że piękno wymaga cierpienia. Próbują się dostosować, nadążyć, dogonić.
Uczcie je tego, że prawdziwe piękno jest wewnątrz, ale nigdy nie sprawiajcie, by czuły się winne, że chcą być piękne. Zabranianiem im makijażu tylko pogłębicie ich kompleksy.