Kocham ją jako córkę, nie znoszę jako nastolatki. Makijaż, chłopcy, plotki – tym żyje moje dziecko
List czytelniczki
15 listopada 2021, 11:45·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 15 listopada 2021, 11:45
Jeszcze dwa lata temu moja córka była dzieckiem zaczytanym w powieściach fantastycznych, znającym każdy program o zwierzętach, próbującym tworzyć własne komiksy. Rozgadanym, a nawet lekko przemądrzałym. Dzisiaj słyszę od niej ciągle o trzech tematach. Koleżanki, chłopcy, uroda. Kocham moją córkę, ale jako nastolatka jest po prostu nieznośna. I mam wrażenie, że udaje kogoś, kim nie jest.
Reklama.
Kocham córkę, nie znoszę nastolatki
Wraca do domu ze szkoły i pierwsze, co robi to biegnie do łazienki poprawić makijaż. Zmatowić twarz, "bo się świeci". Przychodzi zjeść obiad, siedząc z nosem w telefonie, bo pisze na czacie ze swoimi koleżankami. Nieustannie słyszę dźwięk pikających wiadomości, od którego dostaję już szału.
Gdy pytam, czy nie może z tej konwersacji wyjść nawet na godzinę, odpowiada mi, że dziewczyny by się wkurzyły, bo one obgadują tu ważne sprawy. Podejrzałam kiedyś, co tam jest. Godzinami wysyłają sobie memy, głupie filmiki, każda dla każdej jest "kochaniem" i "skarbem". Połowa konwersacji to serduszka i buziaczki.
Nie to, żeby było o co jej zwracać uwagę, ale moja córka, która godzinami potrafiła opowiadać o książkach, bajkach i filmach nagle... straciła umiejętności normalnego wysławiania się. A może nie ma z kim o tym rozmawiać?
Albo straciła zainteresowania. Gdy wchodzę do niej do pokoju, widzę, że jedyne co ogląda to tutoriale makijażowe na Youtubie, metamorfozy tiktokerek, filmiki, w których kolejni youtuberzy mówią o związkach innych youtuberów. Zapytałam ją któregoś razu, zirytowana tym, że zamiast lekcji ogląda setny film, o tym, jak zrobić makijaż i czy Friz tęskni za byłą, czemu ogląda takie durnoty i że od tego naprawdę mózg jej wyparuje.
Odpowiedziała, że o tym rozmawiają wszyscy w szkole i jeśli chce ją obrażać, to muszę sobie uświadomić, że wszyscy jej znajomi też to oglądają. Mówiłam, że powinna się zapisać do jakiegoś klubu książki i rozmawiać z koleżankami "na swoim poziomie".
Odparowała, że opowiadając o książkach o elfach była na "poziomie dziecka". Dlatego zmieniła zainteresowania. Godzinami rozmawia przez telefon, obgadując swoje koleżanki z klasy. Jeśli prosi mnie o pieniądze czy prezenty, to są to kosmetyki do makijażu, prostownice, lokówki, ciuszki.
Na urodziny proponowałam jej wycieczkę do muzeum lub teatru, potem wspólny obiad, no i może jakiś drobiazg, który sobie wybierze. Powiedziała, że wolałaby zestaw do makijażu, jakiś najmodniejszy, za którym szaleje pół internetu.
Gdy opowiada o jakimś chłopcu, jest podekscytowana, jakby mówiła o swoim przyszłym mężu. I oczywiście, pierwsze miłości i złamane serca to znak nastoletniości, ale Kamila zachowuje się wręcz przerysowanie. Nie jak nastolatka, a jak nastolatka z amerykańskiej komedii romantycznej.
Nie poznaję swojej córki, mam wrażenie, że ktoś podmienił mi rozsądne dziecko, zaczytane w książkach fantastycznych, rozmowne i ciekawe świata na nieznośną nastolatkę. Dziewczynę, która poza tym, że ciągle narzeka na swój wygląd, interesuje się wyłącznie chłopakami, makijażem i tym, co do powiedzenia mają jej koleżanki.
Mam wrażenie, że ona albo zgłupiała albo...udaje. Próbuje dostosować się do koleżanek. One nie wstydzą się, że jedyne co je interesuje to telefon. Ona wstydziła się, że była kujonką, że zamiast na Tiktoku siedziała na forach dla miłośników fantastyki.
Pozbyła się tego, bo znajomi by jej za to nie cenili, a wyśmiewali. Kocham ją, ale trudno mi ją lubić na co dzień. Pozostaje mi tylko przekonywać ją, że "fajne jest to, co ona lubi", a nie to, co wszyscy lubią. Szkoda tylko, że mówię to jako jej mama. A co ja tam wiem? Wyrocznią są koleżanki, chłopcy i nastoletnie gwiazdy internetu.