Nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla. Trzykrotnie. Odznaczona Krzyżem Legii Honorowej, doktor Honoris Causa wielu uniwersytetów. Maria Montessori. Kobieta instytucja. Kobieta zagadka. Wielka dama edukacji. Uparta, autorytarna, nieznosząca sprzeciwu. Poświęciła całe dorosłe życie walce o prawa dzieci.
Maria Montessori zrewolucjonizowała sposób kształcenia dzieci. A jednak jej pomysły zawsze nosiły raczej znamiona kultu niż głównego nurtu pedagogicznego. Nawet teraz wielu ludzi, w tym zapewne cała grupa rodziców posyłających swoje dzieci do modnych przedszkoli i szkół montessoriańskich, nie wie naprawdę, o co w tym chodzi.
Samodzielność. Rozwój. Wsparcie. Tylko tyle i aż tyle.
Dziecko w rodzinie
Jest 1870 rok. Proces zjednoczenia Włoch dobiega końca, wojska zdobywają Rzym. Papież traci władzę, przynajmniej formalnie, a Królestwo Włoch uzyskuje nową stolicę. W Chiaravalle, niewielkim mieście oddalonym o kilkanaście kilometrów od portowej Ancony, Renilde Montessori rodzi swoje jedyne dziecko. Córkę. Renilde, spokrewniona ze sławnym włoskim przyrodnikiem Antonio Stoppanim, pochodzi z rodziny właścicieli ziemskich. Jej mąż, Alessandro Montessori, jest absolwentem arytmetyki i retoryki. Pracuje jako inspektor finansowy w różnych gałęziach przemysłu.
Renilde ma liberalne poglądy. Jest ciekawa nowości, zachłannie śledzi wydarzenia na świecie. Alessandro wprost przeciwnie: jest konserwatywny, nie lubi się wychylać. Kobieta powinna być dobrą gospodynią domową, ewentualnie nauczycielką – uważa. Praca Allesandro wymaga częstych przeprowadzek. Trzyletnia Maria – bo tak nazwali swoją córkę – wyjeżdża wraz z rodzicami do Florencji, a dwa lata później do Rzymu.
Z historii opowiadanych przez ludzi, którzy znali Marię w dzieciństwie wyłania się obraz dziewczynki o bardzo silnej woli, nieco aroganckiej, naturalnej przywódczyni. Rządzi innymi dziećmi podczas zabaw, oczekuje, że będą bawić się według jej zasad. Bywa bardzo niemiła, kiedy ktoś się jej sprzeciwia. Gdy ma 10 lat, ciężko choruje. Mówi wtedy do mamy:
- Nie martw się mamo, nie mogę teraz umrzeć, mam jeszcze tyle do zrobienia!
Chłonny umysł
Sześcioletnia Maria Montessori idzie do szkoły. Zadaje dużo pytań, więc nauczyciele podejrzewają, że nie jest zbyt bystra, ale ona po prostu chce wiedzieć więcej. Nie lubi recytować z pamięci biografii sławnych ludzi, za to chętnie uczy się matematyki i przyrody. Po szkole podstawowej odmawia pójścia do tradycyjnego gimnazjum, zamiast tego wybiera szkołę dla chłopców o profilu matematycznym i przyrodniczym. Alessandro Montessori jest bardzo niezadowolony. Jego córka w szkole dla chłopców? Nie podejrzewa nawet, że to dopiero początek nietuzinkowych wyborów Marii.
Nie chce być nauczycielką. Nie chce być gospodynią domową. Maria Montessori porzuca też marzenia o byciu inżynierem i postanawia zostać lekarką. To za wiele dla jej ojca, nie rozumie tej decyzji. Złości się i obraża.
Ojciec to nie jedyny problem na drodze do zrealizowania marzeń o medycynie. Uczelnia zarezerwowana jest wyłącznie dla mężczyzn. Pierwsze podejście do studiowania nie udaje się, Marii nie ma na liście studentów. Niezrażona, wybiera studia matematyczne i przyrodnicze, a w 1892 roku otrzymuje Diploma di Licenza. Ten dyplom umożliwia podjęcie studiów medycznych, ale tym razem Maria Montessori nie zamierza ryzykować i tracić czasu. Prosi o protekcję wysoko postawione osoby, w tym samego Papieża Leona XIII. Jest 1892 rok. Włochy mają pierwszą studentkę medycyny, w tym samym roku powstaje Włoska Partia Socjalistyczna.
Nie jest łatwo. Najlepiej, gdyby była niewidzialna. Mężczyźni obserwują, czekają na każde potknięcie. Atmosfera jest daleka od przyjaznej, ale Maria nie poddaje się. Spokojnie czeka na korytarzu aż wszyscy studenci wejdą do sali wykładowej, ona wchodzi ostatnia. Nie wolno jej uczestniczyć w sekcjach zwłok razem z kolegami, bo nie do pomyślenia jest, żeby mężczyzna i kobieta patrzyli razem na nagie ciało. Nawet, jeśli jest ono martwe. Ćwiczy nocami. Zapach prosektorium jest odurzający. Opłaca mężczyznę, żeby palił przy niej fajkę oraz przyzwoitkę, żeby zapobiec plotkom. Uczy się. Wybiera psychiatrię i pediatrię.
Po 4 latach kończy studia. Z wyróżnieniem. Zdobywa 105 punktów na 110 możliwych, a europejskie gazety rozpisują się o pierwszej lekarce w historii Półwyspu Apenińskiego. Dopięła swego, znowu.
Kształtowanie człowieka
Ma 26 lat i jest pełna zapału. Otwiera prywatny gabinet lekarski, w którym przyjmuje ubogich pacjentów, a jednocześnie pracuje w rzymskim szpitalu psychiatrycznym. Warunki są fatalne. Maria, głęboko poruszona, nie może pogodzić się z tym, co zastaje na oddziale. Najbardziej wstrząsający jest widok dzieci. Pozostawione bez opieki, spędzają całe dni w zamkniętym pomieszczeniu. Spisano je na straty.
Szuka rozwiązania. Sięga po dzieła francuskich lekarzy, Jean-Marca Gasparda Itarda i jego ucznia, Edouarda Seguina. Potrzebuje wskazówek, metod pracy, które mogą poprawić sytuację upośledzonych i głuchoniemych dzieci. Lobbuje za stworzeniem dla nich specjalnych szkół, w których mogłyby kształcić się i rozwijać. Wytrwałość opłaca się po raz kolejny: udaje jej się nauczyć kilkoro z nich czytać i pisać. To pierwszy duży sukces Montessori.
Sukcesy w pracy z upośledzonymi dziećmi zachęcają Marię do dalszych poszukiwań.. Zakłada Instytut Pedagogiki Leczniczej, w którym prowadzi wykłady i ćwiczenia dla nauczycieli. Ma 30 lat. Nadal pracuje też z potrzebującymi dziećmi, które uczą się w jej Instytucie. Ich zachowania, które obserwuje z niesłabnącą uwagą, są bardzo inspirujące. Częściowo bazując na pracach Itarda i Seguina, tworzy własną metodykę nauczania pisania i czytania oraz pierwsze pomoce dydaktyczne, które później zyskają sławę jako materiały Montessori. Jej przyszłość zaczyna nabierać kształtów. Formuje się Maria Montessori – pedagog.
Odnosi sukcesy, a praca pochłania ją bez reszty. Prawie. Jest 1898 rok, gdy Maria rodzi syna. Ojcem jest kolega z pracy, dr Giuseppe Montesano. Renilde twierdzi, że dziecko zaprzepaści karierę córki, zrujnuje jej życie, że to za wielki skandal. Namawia do oddania chłopca do adopcji. Popiera ją matka Montesano. Maria i Giuseppe przekazują dziecko rodzinie zastępczej, mieszkającej na wsi. Kochankowie obiecują sobie, że nigdy nie wezmą ślubu z kimś innym. Ona dotrzymuje słowa, on rok później daje swoje nazwisko nieślubnemu synowi, by uregulować jego sytuację i żeni się z inną kobietą.
Renilde Montessori umiera 14 lat później, a Maria zabiera syna do siebie. Nieślubne dziecko w tamtych czasach to problem, nawet dla takiej kobiety jak ona. Przedstawia go więc jako swojego siostrzeńca lub adoptowanego syna. Mario, nazwany tak na cześć swojej biologicznej matki, nie opuści jej do końca życia. Będzie z nią podróżował, wspierał w propagowaniu idei pedagogicznych, utrzymywał, a w końcu kontynuował jej dzieło. Ona nazwie go swoim synem dopiero w testamencie.
Domy dziecięce
We Włoszech panuje bieda. W rzymskiej dzielnicy San Lorenzo dzieci snują się po ulicach, brudne i zaniedbane, pozostawione bez opieki. Przestępczość wzrasta z dnia na dzień. Grupa filantropów przerabia kilka zaniedbanych budynków na domy dla zubożałych rodzin z dziećmi. Uczciwie pracujące małżeństwo ma szansę załapać się na mieszkanie w takim domu, a jego dzieci na miejsce w całodziennym przedszkolu. Pierwsza Casa dei Bambini, czyli Dom Dziecięcy, zostaje otwarta 6 stycznia 1907 roku. Trudno nie uwierzyć w Befanę, czarownicę, która każdego roku w dniu Trzech Króli przynosi włoskim dzieciom prezenty.
Befaną jest Maria Montessori. Zgadza się poprowadzić przedszkole w San Lorenzo. Tyle tylko, że we włoskich placówkach edukacyjnych wszystko jest złe. Stoły za wysokie, krzesła za wielkie, małe nóżki dyndają w powietrzu, małe rączki nie dosięgają klamek w drzwiach. U niej tak nie może być, to warunek współpracy. To ona decyduje o wszystkim, co dotyczy Domu Dziecięcego: o wystroju, sprzętach, materiałach do nauki i zabawy, o sposobie zajmowania się dziećmi. Przyjmuje tylko te z nich, które regularnie się myją i są zadbane, a ich rodzice raz w tygodniu muszą dowiadywać się o postępy dziecka.
Amerykańskie czasopismo „Life” przytoczy w przyszłości wypowiedź Marii Montessori dotyczącą jej całodziennych przedszkoli dla dzieci: „Wierzymy w zabieranie dziecka matce zaraz po jego urodzeniu. Dlatego, że matka nie wie, jak się opiekować swoim potomstwem. Rodziców trzeba wiele nauczyć, zanim będzie im można zaufać”.
Sama Montessori nadal pracuje jako lekarka, prowadzi swój Instytut, daje wykłady, prowadzi warsztaty dla nauczycieli. Stara się jednak bywać w San Lorenzo jak najczęściej. To są dobre chwile, te spędzone na obserwacji dzieci, te, w których widzi, jak bardzo jej metody sprawdzają się w pracy z przedszkolakami. Pisze pierwszą z wielu książek poświęconych edukacji i rozwojowi dziecka: „Metoda Montessori”, wiele lat później jej reedycja będzie nosić tytuł „Odkrycie dziecka”. Jest 1912 rok. „Domy dziecięce. Metoda pedagogiki naukowej stosowana w wychowaniu najmłodszych dzieci” – pod takim tytułem jej podręcznik ukaże się już rok później w Warszawie.
Odkrycie dziecka, czyli metoda Montessori
Założenia metody Montessori są rewolucyjne. Nie przeszkadzaj dziecku. Ma w sobie naturalną potrzebę poznawania świata i nauki. Pozwól mu to robić w swoim tempie, będzie uczyło się chętniej i z lepszymi wynikami. Umysł przedszkolaka jest wyjątkowo chłonny, już nigdy później nie będzie tak łatwo przyswajać wiedzy. Wszystko, czego potrzebuje sprowadza się do odpowiednich warunków, dobrze przygotowanego otoczenia i odpowiednich materiałów.
W Domach Dziecięcych wszystkie meble i sprzęty dostosowane są do wzrostu dzieci. Maria tworzy zasady, których przestrzegają zarówno nauczyciele, jak i dzieci. Te reguły to dekalog postępowania z dziećmi, w którym nakazuje traktowania ich z szacunkiem, respektowania ich prawa do popełniania błędów, do wyboru materiałów i czasu pracy, każe reagować na prośby o pomoc, a zabrania mówienia źle o dziecku w jego obecności. Nie pozwala ingerować w pracę podopiecznych i dotykać ich bez wyraźnego życzenia ze strony dziecka. Kary cielesne w przedwojennych włoskich szkołach to codzienność, ale nie u Marii Montessori. U niej wszystko jest inne, a dziecko jest traktowane podmiotowo.
- Pozwól mi to zrobić samodzielnie! - mówi montessoriańskie dziecko, a pomoce naukowe mają mu w tym pomóc. Ich konstrukcja pozwala na samodzielne korygowanie błędów, na przykład z różowych klocków można zbudować wieżę tylko w jeden sposób, ułożenie poszczególnych elementów w złej kolejności wyklucza dalszą zabawę. Dziecko to zauważa i poprawia swój ruch. Maria Montessori stawia z jednej strony na dużą autonomię dziecka, z drugiej zaś na strukturę i ramy. Odrzuca zarzuty swoich przeciwników o sprzeczności tych założeń, według niej dziecko potrzebuje reguł, żeby poczuć się wolnym.
Mówi, że ograniczenia i porządek są nierozerwalnie związane z zasadami funkcjonowania w świecie, a samodyscyplina, której dziecko uczy się w jej placówkach, pomogą mu przestrzegać reguł funkcjonujących w społeczeństwie. Wolność w wyborze przedmiotu, miejsca i czasu zajęcia, ma służyć rozpoznaniu własnych potrzeb i poznaniu swojego tempa pracy, co z kolei uczy podejmowania decyzji, planowania, funkcjonowania w środowisku zawodowym oraz brania odpowiedzialności za organizację i wykonanie swojej pracy. Nie ma tu mowy o samowoli, swoboda dziecka jest ograniczona pracą innych dzieci (pojedyncze egzemplarze materiałów), otoczeniem, obecnością nauczyciela.
Metoda Montessori wskazuje granice, chociażby przez jasne postawione zasady – przedmioty mają swoje przeznaczenie i nie można używać ich inaczej, trzeba zawsze odkładać je na miejsce zanim przystąpi się do innej pracy, itd. Te reguły, jak również ta dotycząca zachowania ciszy, mają w konsekwencji dawać dziecku poczucie wolności. Uczeń pracuje niezależnie, zasady są przejrzyste, czynności powtarzalne i dzięki temu dziecko czerpie z pracy wewnętrzną satysfakcję. Według Marii dziecko uzyska wolność, gdy pozna swoje otoczenie i panujące w nim reguły i ograniczenia.
Dziecko, społeczeństwo i świat
„Małe detale mogą zmienić przeciętną pracę w arcydzieło”, pisze Maria Montessori w liście do nauczycieli. W jej przypadku małym „detalem” okazuje się rezygnacja z uprawiania medycyny. Czuje, że oświata to jej powołanie. Ona, która powiedziała ojcu, że nigdy nie zostanie nauczycielką! Traktuje swoją pracę z dużą powagą, niektórzy biorą to za przejaw megalomanii. Ona uważa, że ma do spełnienia misję na rzecz ludzkości. Jeśli zmieni się sposób szkolenia i traktowania dzieci, przyszłość będzie lepsza. Nic nie jest w stanie zawrócić Marii z tej drogi.
Podróżuje z synem po całym świecie. Daje mnóstwo wykładów, odczytów, wygłasza przemówienia, organizuje szkolenia dla nauczycieli. Ma grono oddanych wielbicieli, zaczyna otaczać ją coś na kształt kultu. W Europie powstaje coraz więcej szkół uczących jej metodą. Montessori odwiedza je, sprawdza czy rygorystycznie przestrzegają jej zaleceń. W jej świecie nie ma miejsca na fuszerkę. Jeśli któraś z jej podopiecznych decyduje się pójść własną drogą, mentorka mocno to przeżywa i zrywa kontakty. Jej spojrzenie na dziecko i jego edukację jest jedynym właściwym, nie ma ustępstw.
W Stanach Zjednoczonych Ameryki witają ja tłumy. Sam Alexander Graham Bell i jego żona, Mabel, otwierają w Waszyngtonie stowarzyszenie edukacyjne jej imienia. Do entuzjastów jej metody zaliczają się też Thomas Edison i Helen Keller.
Benito Mussolini pragnie poznać tę wizjonerkę edukacji. Metoda Montessori jest modna, a on lubi nowości. Maria od 1916 roku mieszka w Barcelonie, tam funkcjonuje instytut, w którym kształci nauczycieli. Wraca jednak do Włoch i na przełomie lat 20 i 30 zajmuje się szkoleniem włoskiej kadry. Duce obejmuje honorowy patronat nad kursami w Milanie, wspiera finansowo działalność szkół Montessori. Przez pewien czas jej pedagogika jest oficjalną metodą nauczania we włoskich szkołach państwowych. Kilka lat później Mussolini obraża się na Montessori za kolejne pro-pokojowe wystąpienie w Genewie. Jest 1932 rok, gdy wycofuje swoje poparcie dla jej pomysłów.
Rok później zamknięte zostają wszystkie szkoły montessoriańskie w Niemczech. Nawołuje się do palenia jej książek. Sama Maria zawsze będzie twierdzić, że jej metoda jest ponad polityką, ponad narodowościami, ponad podziałami.
Montessori, matka i syn, wracają do stolicy Katalonii, która urzeka ich na tyle, że zostaną tam aż do wybuchu wojny domowej w 1936 roku. Tym razem wybór pada na Holandię. W Amsterdamie do dzisiaj działa Międzynarodowe Stowarzyszenie Montessori, które założyła z synem po przyjeździe z Barcelony. Ona – naturalnie - została jego prezeską. On, nieodłączny towarzysz, pełni funkcję sekretarza.
Następny przystanek to Indie. Wyjeżdżają tam w 1939 roku by zorganizować kurs w dzielnicy Madrasu, Adyar. Druga Wojna Światowa krzyżuje plany powrotu, Europę zobaczą dopiero po jej zakończeniu. Najpierw internowani, osobno, aż w końcu zjednoczeni w dniu jej siedemdziesiątych urodzin, na wniosek rządu brytyjskiego, który stwierdza, że pomimo włoskiego obywatelstwa, Maria Montessori nie jest faszystką i dostaje pozwolenie na dalsze szkolenie nauczycieli.
Wychowanie dla pokoju
Syn Marii tak wspomina w liście do przyjaciółki jedną z ostatnich podróży swojej matki: „Dr Montessori była absolutnie wspaniała na Kongresie w San Remo: może przyjęcie, jakie otrzymała, zainspirowało ją jeszcze bardziej niż zwykle. Jej rodacy przywitali ją naprawdę wspaniale: ludzie płakali, gdy przemawiała, a w Bolonii i Perugii, gdzie pojechała po Kongresie, widziałem ludzi klęczących na ulicach, gdy przechodziła między nimi, by dojść do swojego samochodu. Cała prasa jednogłośnie ją wychwalała, nie było żadnej różnicy zdań między socjalistami, monarchistami i komunistami! Przybyli komuniści, a Watykan przysłał swojego delegata”.
Maria umiera siedem lat po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej. Ma 82 lata. W ostatniej chwili jest przy niej syn, Mario Montessori. Spędzają urlop nad holenderskim morzem w miejscowości Noordwijk aan Zee. Ich ostatnia rozmowa dotyczy wyjazdu do Ghany, by kształcić tamtejszych nauczycieli. Tam nie zdąży pojechać, ale w tych ostatnich powojennych latach daje serię wykładów w Skandynawii i na Cejlonie.
Cztery lata przed śmiercią wygłosiła w UNESCO referat o wychowaniu dzieci i pokoju. Mówiła: „Nie możemy osiągnąć harmonii na świecie próbując zjednoczyć wszystkich dorosłych ludzi. Za bardzo się od siebie różnią. Możemy jednak osiągnąć tę harmonię zaczynając od dzieci, które nie rodzą się z uprzedzeniami rasowymi.”
Wszystkie cytaty pochodzą z zamieszczonych tam materiałów lub zaczerpnięte są z książek: ” Montessori comes to America: the leadership of Maria Montessori and Nancy McCormick Rambusch”, Phyllis Povell (University Press Of America, 2009); „Maria Montessori: A Biography”, Rita Kramer (Da Capo Press, 1988); „Mammolina: A Story about Maria Montessori”, Barbara O’Connor (Carolrhoda Books Inc.,1993).
Informacje o metodzie Montessori pochodzą z „Pomóż mi to zrobić samemu”, Gabriela Badura-Strzelczyk (Oficyna Wydawnicza Impuls, 1998) oraz „Pomóż mi zrobić to samodzielnie”, Jarosław Jordan (wydawnictwo Raabe, 1998).