Uprawiałam seks przerywany, a okres mi się spóźnia. Czy to możliwe, żebym była w ciąży? – usłyszałam niedawno. Myślicie, że to cytat z forum dla nastolatek, które nie słuchały na WDŻ-cie, ale to grupa dla dorosłych kobiet, których rozmowę miałam okazję podsłuchać. A pytająca usłyszała jeszcze w odpowiedzi "kochana robię tak od 10 lat, a wpadki brak" i mam wrażenie, że odpowiedź była jak najbardziej na serio. Kobiety, żyjemy w XXI wieku, stosunek przerywany nie jest formą antykoncepcji!
Poczułam się, słuchając tej rozmowy, jakbym znowu była gimnazjum. Jakby naprawdę zadała je nastolatka, to jeszcze bym się nie dziwiła. W szkole brak edukacji seksualnej, a dzieci są wychowywane w rodzinach, w którym samo słowo "seks" jest obudowane mocnym tabu, prędzej obejrzą film pornograficzny, niż zapytają własnych rodziców o radę.
A jak pokazują regularnie edukatorki seksualne, takie jak Kasia Koczułap, nastolatkowie anonimowo pytają o wszystko związane z seksem, żyją błędnymi przekonaniami, krzywdzącymi stereotypami. Dziewczyny zastanawiają się, czy mają prawo seksu w ogóle odmówić, chłopcy są przekonani, że jeśli ich pierwszy raz nie wygląda jak w filmie pornograficznym, to jest z nimi coś nie tak. Nie mówiąc już o mitach na temat antykoncepcji.
Problem w tym, że usłyszałam tę rozmowę wśród dorosłych kobiet w pociągu. Trzy koleżanki dyskutowały ze sobą żarliwie. I dodam, że rad i odpowiedzi udzielały kobiety, które już mogłyby mieć dorastające dzieci. – Ja uprawiam seks przerywany od 10 lat i wpadki brak – odpowiedziała jedna z kobiet.
Sama "zmartwiona" przyznała, że nigdy nie zamierzała się truć hormonami, a prezerwatyw nie lubi. Stosuje tę metodę od zawsze i jak na razie nic się nie stało.
Z kolei jej koleżanka – której zadała to pytanie pierwotnie – odpowiedziała, że jej babcia w sekrecie zdradziła jej, że całe życie stosuje wyłącznie stosunek przerywany. – No i ma tylko troje dzieci, a nie dziesięcioro – słyszę. No wspaniale.
Mogłabym oczywiście machnąć na to ręką lub włączyć się do rozmowy i wyjść z pociągu z poczuciem spełnionej misji. Rzecz w tym, że przecież to tylko czubek góry lodowej. Bo każda z nas widziała takie dyskusje w sieci na kobiecych forach, prawda?
Nie wiem, co jest gorsze. Uprawianie seksu bez zabezpieczeń z powodu zupełnej niewiedzy, braku edukacji seksualnej i wiara w to, że ta metoda naprawdę uchroni je przed ciążą, czy współżycie mimo świadomości zawodności tej metody i naiwne oczekiwanie, że "tym razem też się uda".
Przypomina mi to slogan, który przeczytałam w internecie, a brzmiał miej więcej: "Dziecko nigdy nie jest niespodzianką ani błędem. Uprawiałeś seks bez zabezpieczeń, czego się spodziewałeś, telewizora plazmowego?".
Uprawianie seksu metodą, z której zawodności zdajemy sobie sprawę, sprawia, że zaczynamy myśleć o macierzyństwie, jak o kwestii przypadku, zrządzenia losu, niechcianego problemu. Czy naprawdę ktoś chciałby, żeby pojawienie się na świecie nowego człowieka było uwarunkowanie wyłącznie tym, czy dzisiejszy seks "się uda", czyli czy partner wycofa się w porę?
Na wyżyny absurdu wspinają się zresztą kobiety, które przekonują, że skoro od lat udaje im się uniknąć ciąży, to metoda jest sprawdzona. Wiele par latami stara się o dziecko nie używając antykoncepcji i nie zachodzi w ciążę z powodu problemów zdrowotnych. Dowód anegdotyczny do żaden dowód. Okazuje się jednak, że dla wielu mądrość z kategorii "jedna baba drugiej babie" jest ważniejsza niż to, co mówią ginekolodzy. A co mówią?
Seks przerywany nie jest formą antykoncepcji
Nie ma ginekologa, który nazwałby stosunek przerywany formą antykoncepcji. Polega on po prostu na uprawianiu seksu w ten sposób, by mężczyzna powstrzymał się przed wytryskiem wewnątrz partnerki, a dokładnie by wycofał się chwilę przed nim. Wiele osób wierzy, że skoro do wytrysku nie dojdzie, zapłodnienie będzie niemożliwe. Tutaj pojawiają się jednak dwa poważne "ale".
Po pierwsze uprawianie seksu przerywanego wymaga od mężczyzny ciągłej kontroli. Może on nie wyczuć momentu zbliżającej się ejakulacji i nie wycofać się w porę z pochwy partnerki lub uznać, że udało mu się to zrobić, gdy w rzeczywistości tak nie było.
Seksuolodzy podkreślają, że stosunek przerywany może powodować u mężczyzny pewien rodzaj dyskomfortu psychicznego. Przerywanie stosunku może także budzić niezadowolenie i niezaspokojenie u kobiety.
Po drugie jednak niezależnie od tego, jak bardzo ufamy w możliwości partnera, przed wytryskiem w czasie mocnego podniecenia wytwarza się preejakulat, który tak jak sperma, zawiera plemniki i jest w stanie doprowadzić do zapłodnienia. Dla stosunku przerywanego wskaźnik Pearla wynosi 15-28, a więc w ciągu roku na sto kobiet 15-28 zajdzie w ciążę, korzystając jedynie z tej formy antykoncepcji.
Dlaczego metoda seksu przerywanego cieszyła się taką popularnością? Z powodu wybrakowanej wiedzy na temat seksu oraz z braku możliwości używania środków antykoncepcyjnych, w czasach, gdy ani do jednego, ani do drugiego nie było dostępu. W XXI wieku na szczęście mamy taką wiedzę. Warto z niej korzystać.