Czwórka "uroczych" maluchów biega po sklepie. Piski, krzyki, śmiechy. Szaleńczy bieg między półkami, ostrymi wieszakami i innymi kupującymi, którzy w klimatyzowanym sklepie chcieli odpocząć i miło spędzić czas. Nie tym razem. Dzieci zaczynają przeszkadzać wszystkim i stanowić zagrożenie dla samych siebie, a gdy ekspedientka zwraca matkom uwagę, słyszy że to nie jej sprawa. Czyżby?
Na dworze jest ponad 30 stopni, więc galeria handlowa z dobrze działająca klimatyzacją jest jednym z niewielu miejsc, w których można naprawdę odpocząć i odetchnąć z ulgą.
Większość osób leniwie przechadza się po sklepie, bardziej niż na ubrania, zwracając uwagę na to, że wreszcie może oddychać chłodnym powietrzem i cieszyć się ciszą. I nagle nadbiegają one. Czwórka maluchów, która postanowiła potraktować sklep jak tor z przeszkodami.
Śmieją się, krzyczą, piszczą. Trenują szaleńczy bieg pomiędzy ostrymi wieszakami, małymi pufami, lustrami i innymi kupującymi. Nie mam dzieci, ale wystarczy mi mama pielęgniarka, która godzinami opowiadała o dziecięcych wypadkach, by oczyma wyobraźni widzieć wszelkie złe scenariusze, które mogą za chwilę stać się niepokojąco rzeczywiste.
Nie wspominając o tym, że dzieci ściągające się się po śliskiej posadzce szarpały siebie nawzajem, łapiąc się za włosy czy kaptur, żeby zapewnić sobie większe szanse w dobiegnięciu do mety. Metą wydawała się za to cała galeria, bo gonitwa od kilku minut się nie kończyła.
Matka też człowiek, ale...
Wreszcie niczym w kreskówce zaczęły biegać pomiędzy kupującymi, traktując ich jak kolejne przeszkody do pokonania. Dzieci to jednak "tylko dzieci", nie mogły zasłużyć na nic więcej poza zdegustowanymi spojrzeniami dorosłych i paniką ekspedientek, które desperacko próbowały nawiązać kontakt wzrokowy z kimś, kto jest za nie odpowiedzialne.
Mamy, a później jak się okazało matek, w ogóle nie było widać na horyzoncie. Spacerowały w innej części sklepu, kompletnie nie zwracając uwagi na to, gdzie są ich pociechy.
Ale matka oczywiście też człowiek — nietrudno jest stracić z pola widzenia energicznego malucha, dlatego ekspedientka przeprosiła kobiety, prosząc, by zwróciły uwagę na dzieci. Matki z uśmiechem pokiwały głowami i... nie zrobiły nic.
Dzieci, jakby wyczuwając, że ich sielanka zaraz się skończy, zaczęły wbiegać nawet za kasę, czego nawet miłe panie z galerii nie wytrzymały. Zwróciły się do dzieci, tłumacząc im, że bieganie jest niebezpieczne i może im się coś stać.
6-letnie (na moje oko) maluchy były jednak równie zainteresowane rozmową, jak ich mamy i trudno winić za to dzieci, które tylko naśladują zachowania i postawy swoich rodziców.
Biedne sprzedawczynie po raz kolejny udały się do matek, krzycząc już przez pół sklepu, że dzieciom lub innym kupującym może stać się krzywda, a one nie chcą brać za to odpowiedzialności. Matki widocznie też straciły cierpliwość (ale nie do własnych dzieci) i obruszyły się na ekspedientki.
Nie ma niegrzecznych dzieci
Jedna z nich ze śmiechem oznajmiła: "nie rozumiem, o co pani chodzi, bo to nie pani sprawa, co robią moje dzieci. Nic się nikomu nie stało!". Sprzedawczyni dalej usłyszała, że skoro panie są klientkami sklepu, mogą chyba być w nim z dziećmi, a dzieci po prostu tak mają. Nie będą chodzić przy nodze jak psy — jestem pewna, że matka użyła dokładnie tych słów.
Zastanawiam się, czy ta sama mama w razie wypadku nie sprawdziłaby skrupulatnie tego, czy podłoga nie była zbyt śliska, a ekspedientki nie były zajęte telefonem i nie zauważyły Jasia, przewracającego się na twarde kafelki. I nie uznała, że odpowiedzialność za wypadek jej dziecka leży po stronie sklepu.
I okej — nie powinniśmy dzisiaj oceniać matek, mówić co im wypada, a co nie, kłaść na nich odpowiedzialności za każde zachowanie dziecka, tak jakby ojciec nie miał wpływu na wychowanie. Mówić, że są niewystarczające, a tego im nie wypada.
Jednak nie powinniśmy też mówić o "niegrzecznych dzieciach". Więc mimo komentarzy innych kupujących, wśród których zapamiętałam głównie: "dzieci, a biegają jak stado dzikich świń", warto pamiętać, że to nie w dzieciach leży problem.
Dzieci tak się zachowują, bo nie dostają nagrody w postaci uwagi. Na zakupach czy w restauracji nie powinniśmy być gdzieś obok dzieci, ale z nimi. Dla komfortu ich i innych ludzi wokół nas.