Temat tego jak dzieci, a głównie jednak jak dziewczynki, mają ubierać się do szkoły, nadal budzi spore kontrowersje. Rodzice w jednej z podstawówek dostali od wychowawcy swoich dzieci obszerną wiadomość. Nastolatki w żadnym razie nie mogą przychodzić do szkoły w krótkich bluzkach, pomalowanych paznokciach i krótkich spodenkach. Czy w upalne lato musimy nadal zastanawiać się nad tym, czy dziewczynki nie kuszą chłopców? Bo inaczej nie umiem sobie wyjaśnić sensu tych zasad.
Kwestia tego, jak wypada, a raczej jak nie wypada ubierać się uczennicom, wraca jak bumerang co roku, gdy tylko zaczyna robić się ciepło. Z jednej strony nastolatki za swój ubiór są krytykowane i stygmatyzowane, a co najgorsze szkoły często próbują skierować na nich odpowiedzialność za rozpraszanie chłopców – potwierdzając, że skoro kobieta prowokuje, to mężczyzna może traktować ją przedmiotowo.
Z drugiej strony można zrozumieć, że w szkole obowiązuje jednak odrobinę inny dress code niż na plaży i pewnych zasad warto by przestrzegać – nierozwiązaną kwestią pozostaje jak zwykle, co kto rozumie pod pojęciem "przyzwoity strój".
W jednej ze szkół podstawowych rodzice wraz z nadejściem ciepłych dni, dostali od szkolnego wychowawcy swoich dzieci wiadomość z reprymendą.
– Rodzice są zobligowani do tego, by zawracać większą uwagę na ubiór swoich dzieci, bo szkoła to nie plaża. Bluzki odsłaniające pępek, pomalowane paznokcie i krótkie spodenki są niedopuszczalne – głosiła treść komunikatu.
Napisała do nas mama, która uważa, że tego typu wiadomość to zbyt duża ingerencja w wygodę dzieci.
– Sama nie pozwalam swoim córkom na kuse bluzki czy pomalowane paznokcie, ale zakaz krótkich spodenek w upalne lato to duża przesada. Mają zakładać jeansy, gdy na dworze jest 30 stopni? Jeśli na WF-ie wszyscy ćwiczą w krótkich, to czemu nagle na innych lekcjach mają na nie zakaz? Moje córki i tak pójdą do szkoły w krótkich spodenkach, takich które oczywiście nie odkrywają pupy – dodaje.
Szkoła tęskni za mundurkiem?
Szkoły chcąc wypracować szkolny dress code, powinny przede wszystkim traktować uczennice z szacunkiem i nie argumentować swojego stanowiska tym, że to dziewczynki rozpraszają chłopców od nauki lub, że szkoła to nie "pokaz mody, rewia piękności i plaża".
Sytuacja przypomina mi opisaną już na Mamadu historię 14-latki, której nauczycielka matematyki kazała zmyć makijaż przed wejściem na lekcję. Pedagodzy znowu skupiają się na wyglądzie uczniów, bardziej niż na tym, co ci mają do powiedzenia na lekcji.
Czy "rewię mody" z zajęć robi uczennica, która przychodzi do szkoły w stroju, w którym czuje się komfortowo i pewnie czy nauczyciele, którzy przywiązują do tego, tak dużą wagę, że zwracają się z upomnieniami do wszystkich rodziców?
Czy lakier do paznokci nawet najbardziej kolorowy naprawdę odciągnie jego właścicielkę od lekcji? Czy goły pępek, który oczywiście jednemu się może podobać, dla drugiego jest to kit mody, tylko dlatego powinien być zakazany?
Nie każdy ubiór musi podobać się innym, każda z nas chyba choć raz słyszała cudzą opinię, która brzmiała "ja bym się tak nie ubrała". Świetnie. Nie każdy musi mieć ten sam gust, ale czy nie wydaje wam się, że im głębiej zastanawiamy się nad szkolnymi nakazami i zakazami, dotyczącymi wyglądu uczniów, tym bardziej okazuje się, że nie mają one żadnego logicznego uzasadnienia?
Świeżo wyprasowany mundurek nie zrobi z lesera ucznia kulturalnego, przygotowanego do zajęć i ambitnego, a goły pępek i kolorowe paznokcie nie odbiorą uczennicom wiedzy czy szacunku do nauczyciela. Jeśli za to ich strój rozprasza chłopców, to moment na świetną lekcję!
Dekolt koleżanki nie pozwala skupić się na lekcji
Wytłumaczenie chłopcom, że ich odczucia, emocje czy popędy są wyłącznie ich sprawą czy problemem i sami muszą nad nimi pracować. Jeśli mają problem ze skupieniem się na lekcji przez dekolt czy za krótkie spodenki koleżanki, to świetny moment, by zacząć nad sobą pracować, bo całe życie ci sami chłopcy będą spotykać na swojej drodze kobiety, posiadające ciało!
Ciało, którego nie mają prawa obrażać, oceniać bez pytania, krytykować, obcinać wzrokiem albo szukać w nim usprawiedliwienia dla własnego lenistwa czy braku zaangażowania w lekcje.
Jeśli natomiast szkole z innych powodów wizerunkowych szczególnie zależy na konkretnym dress codzie, warto byłoby porozmawiać także z uczniami i wpracować wspólny kompromis, zamiast pisać z żądaniem niezakładania krótkich spodenek, które w czasie letnich upałów jest po prostu absurdalne.
Ostatecznie jednak nauczyciele powinni oceniać uczniów po wiedzy i osobowości, a nie stroju, który często jest efektem eksperymentu, szukania własnego stylu, czasem po latach oceniany przez tych samych uczniów ze śmiechem jako zupełnie niefortunny, czasem taki, który gorszy wyłącznie nauczycieli. Ale ci powinni wiedzieć najlepiej, że prawdziwa wiedza i piękno dalekie są od powierzchowności. A chyba o to właśnie chodzi w szkole. Chyba...