Nigdy nie zostałam zgwałcona, brutalnie napadnięta, zapędzona w ciemną uliczkę przez obcego mężczyznę. Wcale nie dlatego, że gwałciciele to legendy. Ludzie, o których mówią w kronikach policyjnych, ale nikt ich nigdy nie widział. Mijałam ich na ulicy pewnie nie raz. Po prostu miałam szczęście. Ale od kiedy byłam małą dziewczynką byłam uczona, że sama musze dbać o swoje bezpieczeństwo. Opanowałam całą listę zabiegów, które miały mnie uchronić przed chłopcami, którzy wyrosną na mężczyzn nieumiejących trzymać rąk przy sobie.
Już jako mała dziewczynka uczyłam się, jak dbać o swoje bezpieczeństwo, by nie doświadczyć przemocy seksualnej.
Nigdy nie wracam z imprezy sama, zawsze oglądam się za siebie i noszę gaz pieprzowy. Jestem panikarą czy rozsądną kobietą?
Na ulicy zaczepiają mnie obcy mężczyźni, chociaż robię wszystko ostrożnie, nie czuję się bezpieczna. Tak wygląda kultura gwałtu w Polsce.
Każda z nas ma koleżankę, siostrę, znajomą...
Nigdy nie zostałam zgwałcona i mówię o tym nie jak o zwyczajnym fakcie. "Jasne, do takich sytuacji dochodzi na całym świecie, ale komu na co dzień się to przydarza?" – zapytać mógłby mężczyzna.
Większej liczbie kobiet niż mógłbyś sądzić. Każda z nas ma koleżankę, siostrę, znajomą, która została zaczepiona, dotknięta, nieodpowiednio potraktowana przez obcego faceta. Wiele z nas doświadczyła tego na własnej skórze. W tym ja.
I tak, mieszkam w Polsce. W żadnym z krajów, o których mógłbyś powiedzieć, że za każdym rogiem czyha gwałciciel, mężczyzna, który może zrobić kobiecie krzywdę. Posłuchaj więc, jak wygląda mój dzień.
A raczej wieczór. Bo każda kobieta wie, że nawet zwykły spacer po zmroku zamienia się w wyzwanie, podczas którego trzeba pamiętać o całej liście niepozornych ruchów, które mają nas uchronić.
Wychodzę z pracy po południu, gdy jest jesień zaczyna się już ściemniać. Przy bramie mijam grupkę budowlańców, którzy są głośno, dopóki nie jestem krok przed nimi. Już trochę szybciej bije mi serce, trochę mi się ręce trzęsą, bo wiem, co zaraz się stanie. Krok. Cisza. Jestem już obok nich.
Teraz możesz usłyszeć różne komentarze w zależności od: miejsca, w którym się znajdujesz (im dalej innych ludzi, tym gorzej), pory dnia (im ciemniej, tym niebezpieczniej) i kultury panów.
Catcalling i gwizdanie na sukę
Jeśli masz szczęście trafić na mężczyzn w typie "zaczepialskiego amanta Pana Stasia", powie on na głos coś w stylu: "patrzcie panowie, jaka piękna pani! A z pracy pani wraca, czy dopiero idzie?". Pięcioro obcych mężczyzn uśmiechnie się do ciebie, poszturcha między sobą, jeden z nich doda: "żeby to moja żona była taka ładna!”.
Nie życzyłaś sobie zaczepek, wzroku, zagadywania przez obcych, ale pamiętaj – to były przecież komplementy. Masz być wdzięczna. Możesz powiedzieć "dzień dobry" i uśmiechnąć się, jeśli jesteś grzeczną dziewczynką, powiedz "dziękuję" albo nic nie mów (ale lepiej też się uśmiechnij, wyjdziesz na nieśmiałą, ale chociaż kulturalną).
Wersja gorsza? Panowie się nie przywitają, ale usłyszysz za sobą syki, śmiechy i zaczepki, które po angielsku nazywa się CATcallingiem.
Co jest akurat dla mnie zabawne, bo zza pleców słyszę raczej hasło "co za suka" i gwizd, którym normalnie w parku przywołałabym psa. Ot taka przewrotna gra słów, z której panowie nie zdają sobie sprawy.
Chcesz się do nich odwrócić? Opieprzyć ich mówiąc wprost? Teoretycznie możesz. Jak nie czujesz od nich woni alkoholu (nie wiesz, co zrobi mężczyzna pod wpływem), wiesz, że w pobliżu są inni ludzie (którzy w razie czego zareagują).
Pomyśl zresztą, co by się stało, gdyby zechcieli wdać się z tobą w dyskusję i szarpaninę. Później usłyszałabyś, że jesteś nienormalna, skoro zaczęłaś z grupką mężczyzn.
"Drobna kobieta do jakichś pięciu facetów? Mogła się zastanowić, mogła uważać!”. (Lekcja angielskiego trwa, to za to nazywa się victimblaming – czyli obwinianie ofiar). Dlatego mijam ich i nic nie mówię.
Koledzy z klasy łapią za pupy
Wchodzę do tramwaju, tu się raczej nie obawiam. Za dużo ludzi, zbyt na widoku. Ale tłok to też zagrożenie. Poczułaś kiedyś dłoń obcego mężczyzny na swojej pupie? Nie mów, że twoi szkolni koledzy na przerwach nie urządzali sobie zabawy w klepanie dziewczyn po tyłkach.
Ręką, linijką, albo opaskami odblaskowymi, które dostawaliśmy na zajęciach z edukacji bezpieczeństwa. Zbliżali się z wyprostowaną. Klaps. Zwijała się w opaskę, którą można było założyć na rękę. To znaczy, że uderzyli wystarczająco mocno. Zabawne, co? Ja dostałam nie raz.
Kiedyś nawet znaleźli w kalendarzu nietypowych świąt "dzień łapania za biust". Każda dziewczyna z klasy mogła więc zostać zdobyczą zmacaną w akcie celebracji święta.
Byli dość kreatywni i dla dziewczyn, którym jeszcze piersi nie urosły, wymyślili hasło: "jak deska to przez plecy". Zamiast łapać za piersi, uderzali od tyłu. Zgłaszałyśmy to nauczycielce, mówiła, że to końskie zaloty. Taka zabawa chłopców. Ale koniec tej szkolnej nostalgii, wróćmy do tramwaju.
Jak wygląda gwałciciel?
W tramwaju jest łatwiej, bo jeśli powiesz na głos "nie dotykaj mnie", ktoś ze współpasażerów może ci pomóc. Na szkolnym korytarzu nie za bardzo. Więc możesz być spokojna, ale na wszelki wypadek tyłem – czy raczej tyłkiem – ustawiaj się tylko do ścian.
Z tramwaju na dworzec jest kilka kroków. Ktoś po drodze może cię zaczepić, ale obok ciebie idzie masa ludzi. Jest dopiero 18. To prędzej ankieter albo dzieciak zbierający na zioło. Chyba, lepiej po prostu idź na pociąg.
W pociągu są przedziały, a w przedziałach mężczyźni. Wchodzę do mojego przyciemnionego przedziału i widzę w nim tylko jednego faceta. Jest słabo. Potem wychodzi ze mnie klasistka, bo facet jest ubrany na sportowo, więc niebezpieczeństwo większe.
Gdyby był w garniturze, to ktoś jak prezes wracający z pracy do domu. Do żony i dzieci. A tacy są grzeczni dla kobiet, co? Jasne, że nie. Gwałciciel to nie pijak z ciemnej uliczki. To po prostu facet, który uważa, że może.
Facet obcina mnie wzrokiem, ale nic nie robi. Z torby treningowej wyciąga piwo i pyta mnie, czy może się napić. Mówię, że mi to nie przeszkadza. Wgapia się we mnie, ale ja nie łapię jego wzroku. Nigdy nie wpatrujcie się w oczy obcemu facetowi w takiej sytuacji. Po co prowokować?
Nic się nie dzieje. Wysiadam z pociągu i idę do domu. Jest ciemno, ale na szczęście to tylko 10 minut. Trzeba jednak przejść przez ciemny odcinek. Wąską uliczkę pośród bloków, z której nie ma innego wyjścia.
Pijany facet bywa nieszkodliwy
Wchodzę w nią i przypominam sobie, jak moją znajomą zaatakował tu mężczyzna. Miała gaz pieprzowy, którego normalnie nigdy nie nosi, a wtedy się jej przydał.
Sięgam do kurtki – miałam, ale przecież nie w tej kurtce! Trikiem jest wsadzenie sobie kluczy pomiędzy palce i ściśnięcie dłoni w pięści. Robię tak w kieszeni, ale czy w takiej chwili umiałabym zaatakować?
Idę i z naprzeciwka idzie dwóch młodych facetów. Nie za dobrze. Jeden jest dość pijany, drugi wręcz go prowadzi. Jeszcze gorzej. Ten bardziej pijany wgapia się we mnie, dopóki się nie miniemy. Mówi cześć – niepotrzebnie mu odpowiadam, zrobiłam to z automatu.
Zatrzymuje się i zaczyna pijackie poematy o tym, jaką jestem piękną kobietą. Patrząc na stan upojenia widzi mnie pewnie potrójnie, ale zobaczył po prostu jakąkolwiek zdobycz na ulicy. Ucinam pijacką gadkę, mijamy się.
Idę dalej i zaraz mogłabym wyjść z tej uliczki, ale za sobą słyszę dźwięk kroków, nie kroki tylko bieg! Ku*wa. Biec, uciekać? Może ktoś uprawia jogging i wyjdę na wariatkę.
Odwracam się, a to on. Jest mi już słabo. Łapie mnie za rękę i pyta czy zostanę jego dziewczyną. Wyszarpuję rękę, mówię, żeby spadał, a jego kolega zwija się ze śmiechu.
Powiedziałam to tylko dlatego, bo chłopak był mojej postury, pijany studencik, który nie byłby w stanie mnie przytrzymać.
Panikara czy rozsądna kobieta?
Wchodzę do domu z myślą, że ta sytuacja mogła potoczyć się inaczej. Zamykam drzwi na dwa razy. Pewnie czytający to facet pomyśli, że jestem paranoiczką. Panikarą, która zamknęłaby się w domu z obawy przed gwałcicielem czekającym pod domem.
Ale ja na co dzień się nie boję. Wychodzę na miasto, do kina, na imprezy – ale nigdy nie sama, nie wracam z nich po ciemku i nigdy do domu, kogoś, kogo dobrze nie znam.
Wykonuję jednak przy tym cały wachlarz ruchów i pamiętam o regułach automatycznie. Biegam i spaceruję z jedną słuchawką w uchu, żeby słyszeć, czy nikt za mną nie idzie.
Na polu za moim ulubionym parkiem jakiś mężczyzna zgwałcił dziewczynę, która uprawiała jogging. Gdy ten news podłapał lokalny portal mojego miasta, mój kolega z dzieciństwa skomentował na Facebooku: "widocznie nie biegła wystarczająco szybko".
Zabawne? Zebrał sporo lajków. Pamiętam o tym zawsze, jak tamtędy idę. Nigdy nie mam na sobie słuchawek. Gdy mijam sama grupę ludzi, z daleka lustruje czy są to kobiety, grupa mieszana, czy mężczyźni.
Gdy ta ostatnia, skupiam się bardziej i myślę, co mogę powiedzieć i zrobić, jeśli mnie zaczepią. Piszę SMS-y do bliskich, w których melduję, gdzie jestem lub kiedy wróciłam do domu.
Zawsze oglądam się za siebie
Gdy idę gdzieś po ciemku kroczę cicho i bardzo często oglądam się za siebie. Nazwiesz mnie histeryczką, panikarą?
Robię dokładnie to co ty, gdy oglądasz się w prawo i w lewo przy przechodzeniu przez pasy. Nie budzisz się ze świadomością, że może uderzyć cię samochód, co nie znaczy, że nie będziesz na siebie uważał, by to się nie stało.
Nie odmawiasz jednak znajomym wyjścia na piwo, jeśli wiesz, że nikt cię stamtąd nie odbierze. Nie zastanawiasz się, czy będziesz mógł chodzić do pracy na drugą zmianę, jeśli wymaga to powrotu do domu nocnym pociągiem.
Nie myślisz o tym, jak się ubrać, umalować, by zostać potraktowanym z szacunkiem, czy iść na imprezę samemu, jak pilnować drinka i czy w ogóle go zamawiać będąc w miejscu pełnym osób, które mogą chcieć to wykorzystać. Ja nawet tak nie ryzykuję.
Uczcie chłopców jak nie gwałcić
Znienawidziłam slogan: "zamiast uczyć dziewczynki jak się chronić, uczcie chłopców jak nie gwałcić". Nie dlatego, że był nieprawdziwy, ale przez dyskusje, które wywołuje. Mężczyźni zawsze wtedy piszą, że oczywiście gwałciciele są winni, ale nie oznacza to, że kobiety nie powinny o siebie dbać.
"Nie zostawiam samochodu otwartego, chociaż jest moją własnością, zakładam alarm w domu, chociaż wiem, że złodzieje nie powinni kraść". Jeśli to dobre porównanie, to jestem świetnie zabezpieczonym przedmiotem.
Nie chcę powiedzieć, że nie zostałam zgwałcona, bo uważam na siebie. To brzmi jakbym mówiła, że kobiety, które doświadczyły przemocy seksualnej ucierpiały, bo nie były wystarczająco rozsądne, przezorne, nie dbały o siebie. A tak nie było, czegokolwiek nie robiły. Nie ma zachowania kobiety, które mogłoby zdjąć winę z oprawcy.
Ale ja będę dalej grała w moją grę w bezpieczeństwo, bo nawet mimo niej zdarzyło mi się być zaczepianą przez obcych mężczyzn.
Gdy robiłam sobie z koleżanką selfie, dwaj eleganccy panowie zaproponowali, że zrobią nam zdjęcie. Podziękowałam grzecznie. Usłyszałam, że właściwie to "woleliby zrobić mnie". Potem chodzili za nami i prosili mnie o numer. To był środek dnia w centrum Warszawy.
Mając 15 lat na klatce schodowej za ramię złapał mnie mężczyzna z sąsiedztwa. Rozochocony wyszeptał mi do ucha, że gdybym była starsza, to zrobiłby ze mną... To było w moim bloku.
Więc zanim od kolejnego kolegi usłyszę "nie wszyscy mężczyźni tacy są", odpowiem: jasne, ale dla własnego bezpieczeństwa mówmy głośno właśnie o tych, którzy tacy są.
Nauczmy chłopców, którzy klepią szkolne koleżanki po tyłkach, nie tylko tego, żeby sami tego nie robili, ale reagowali, gdy robią to inni. I za parę lat reagowali w każdej sytuacji. Od tej, w której szef odpowiada seksistowski żart, do tej, i gorszej od tych, gdy ktoś gwałt skwituje słowami "widocznie sama się prosiła".