Czy można nie puścić dziecka do szkoły? Teoretycznie można. W praktyce rodzic może zapłacić za to wysoką cenę. Maksymalna grzywna za nieobecność dziecka może wynosić nawet 50 tys. zł. Kiedy można obawiać się kary za niechodzenie ucznia do szkoły z obawy przed koronawirusem?
O to rodzice pytali, gdy pod koniec maja przywrócono stacjonarne lekcje dla klas 1-3. Wówczas dziennie było ok. 400 przypadków zakażeń. Nic dziwnego, że dziś, gdy dochodzi nawet do ponad 8 tys. przypadków koronawirusa, rodzice już nie tylko pytają: "czy można?", ale mimo kary po prostu nie posyłają dziecka do szkoły.
Ministerstwo Edukacji Narodowej na swojej stronie na pytanie "Czy w obawie przed zakażeniem mogę nie posłać zdrowego dziecka do szkoły?" odpowiada:
— Obawa przed zakażeniem/chorobą nie może być powodem, aby zdrowe dziecko nie poszło do szkoły.
Rodzice jednak mają co do tego wątpliwości. Jeśli nie poślą dziecka do szkoły w obawie przed COVID-19 powinni zwrócić uwagę na przepisy ustawy prawo oświatowe. Tam wytłumaczone jest niespełnienie obowiązku szkolnego, który należy rozumieć, jako "nieusprawiedliwioną nieobecność w okresie jednego miesiąca na co najmniej 50 proc.".
To oznacza, że jeśli dziecko w tygodniu miało 100 godzin lekcyjnych, a było tylko na 49 takich godzinach, to może zostać wszczęte postępowanie egzekucyjne w administracji. Najpierw dyrektor wysyła do rodziców tzw. upomnienie. Opiekunowie mają 7 dni na odpowiedź.
Kara grzywny za niechodzenie do szkoły
Jeśli rodzic się nie wytłumaczy w ciągu 7 dni, dyrektor może wnioskować do samorządu terytorialnego o nałożenie na rodziców kary grzywny z powodu niechodzenia dziecka do szkoły. Jest ona nakładana uznaniowo tzn. w zależności od skali nieobecności.
Z ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji wynika, że jednorazowo kara za niechodzenie do szkoły może wynosić 10 tys. zł, a w sumie maksymalnie 50 tys. zł.
Co więcej, w takim przypadku sprawa powinna trafić także do sądu rodzinnego, który ma obowiązek wyegzekwować od rodziców posyłanie dziecka do szkoły.
Usprawiedliwienie nieobecności a koronawirus
Teoretycznie dziecko można zatrzymać w domu na niecałe 2 tygodnie bez konsekwencji kary grzywny za niechodzenie do szkoły. Można też dziecka nie posyłać do szkoły przez miesiąc czy do momentu ustania epidemii. Pojawi się jednak problem z usprawiedliwieniem tak długiej nieobecności. Jeśli podstawą będzie zwolnienie lekarskie, wychowawca nie może mieć obiekcji.
Jednak wypisanie przez rodzica własnoręcznego wniosku o usprawiedliwienie z okresu 3, 4 czy 5 tygodni może spotkać się z dezaprobatą pedagoga. Czy wychowawca może nie przyjąć usprawiedliwienia? To zależy od szkoły, ale w większości regulaminów szkolnych dotyczących usprawiedliwień widnieją podobne zapisy:
— Wychowawca może odmówić usprawiedliwienia nieobecności ucznia, jeśli uzna, że podane przez niego powody są niewystarczające do usprawiedliwienia.
Jeśli rodzic poświadczy zgodnie z prawdą, że dziecko nie chodziło do szkoły w obawie przed koronawirusem, nauczyciel zgodnie z wersją MEN nie powinien takiego wniosku uznać. Co jest dobrą przyczyną usprawiedliwienia szkolnego? Na stronach placówek można spotkać się z zapisami typu:
— Przyczyny nieobecności ucznia muszą być racjonalne i stanowić rzeczywiste uzasadnienie nieobecności, np. choroba, wypadek, nieprzewidziane sytuacje losowe, sprawy urzędowe niezależne od ucznia.
Zapis taki z Zespołu Szkół w Gościnie wydaje się jednak nie do końca precyzyjny, bo czy aktualnie chodzenie do szkoły w szczycie drugiej fali epidemii wydaje się racjonalne? Każdy ma swoją wersję. Ostatecznie spór o to — czy uznać usprawiedliwienie, czy nie — rozstrzyga dyrektor danej placówki.