Problem z zapisaniem się do lekarza jest w Polsce powszechny. Nie zawsze wynika on jednak z systemowych problemów służby zdrowia, lecz często także z egoizmu pacjentów. Zjawisko to opisał lekarz Dawid Ciemięga na swoim profilu na Facebooku. Zwrócił uwagę na rodziców, którzy rozdzielają szczepienia dzieci. "Działają na szkodę własnego dziecka i utrudniają innym dostanie się na wizytę" – podkreśla. Rozdzielanie szczepień może zablokować nawet 5 wolnych terminów.
Dawid Ciemięga przyznaje, że mimo swojego 7-letniego stażu pracy doznał ostatnio sytuacji, w której musiał wyprosić rodziców z gabinetu. Pisze także, że rodzice bywają coraz bardziej roszczeniowi, a własne zdanie i opinie zasłyszane w Internecie przedkładają nad zdrowie swoich dzieci.
"Dwa lata temu nie pomyślałbym, że rodzic może świadomie ukrywać chorobę dziecka, aby dostać zgodę na treningi, które zagrażają jego życiu, a dziś to dla mnie nie jest już zaskakujące. Czasami myślę, że niektórzy lepiej jakby oddali swoje dzieci, bo chyba chcą je uśmiercić" – dosadnie komentuje na swoim Facebooku.
Ciemięga przywołuje wiele historii, które utwierdzają w przekonaniu, że autorytet lekarski dla niektórych rodziców przestał istnieć i próbują wymóc na ekspertach swój plan leczenia dziecka.
Jedno szczepienie — 5 terminów
Jednym z przykładów, który przyczynia się do paraliżowania służby zdrowia, jest dzielenie szczepień na kilka bez żadnego medycznego uzasadnienia. Rodzice w ten sposób zajmują nawet do 5 różnych terminów, blokując potrzebującym pacjentom dostęp do opieki medycznej.
"Powtórzę publicznie to, co powiedziałem dziś w gabinecie – jeśli ktoś stwierdzi, że będzie bez żadnego uzasadnienia rozdzielać wszystkie szczepienia i przychodzić sobie co tydzień i z jednej wizyty szczepiennej robi 5, to działa na szkodę dziecka i dodatkowo utrudnia innym dostanie się na wizytę" – podkreśla lekarz.
Zachowanie to jest szczególnie bezmyślne i egoistyczne w kontekście pandemii, gdy trudniej jest dostać się do lekarza. Ciemięga podkreśla, że rozdzielanie szczepień nie ma żadnego uzasadnienia medycznego. A każdorazowe przyprowadzanie zdrowego dziecka do przychodni pełnej chorych osób jest po prostu dla niego szkodliwe.
Wielu rodziców nie ufa lekarzom, a swoją wiedzę opiera na opinii znajomych czy "kogoś z rodziny, kto pracuje w służbie zdrowia".
Znajomy czy lekarz?
"Jeśli ktoś powołuje się na to, co ktoś pisze w Internecie, albo bo jak dziś usłyszałem – 'mamy w rodzinie kogoś ze służby zdrowia, kto ma inne zdanie' – to proszę niech ten ktoś zajmuje się dzieckiem, niech je leczy, szczepi i ratuje. Ja nie będę brać odpowiedzialności za pacjenta, kiedy rodzice mają mnie gdzieś" – podkreśla.
Dodaje także, że coraz powszechniejsze są sytuacje, w których rodzic okłamuje lekarza lub wymusza na nim wypisanie zgody, recepty, zwolnienia, mimo że brak mu wiedzy
medycznej, dzięki której mógłby ocenić, czy nie zrobi swojemu dziecku krzywdy.
"Ja nie będę, jeśli rodzic mnie okłamuje, ukrywa ważne kwestie albo nie słucha argumentów – w takich sytuacjach lekarz ma prawo odmówić współpracy" – dodaje.
Lekarz apeluje wreszcie, by wszyscy pacjenci zaczęli poważnie traktować terminy wizyt, nie przychodzili do lekarza bez potrzeby i słuchali jego porad zamiast opierać swoje zdanie na internetowych opiniach.
"A na koniec proszę sobie dobrze zapamiętać – przynajmniej 50 proc. problemów z dostępnością do lekarza, brakiem miejsca, wynika z bezmyślności i egoizmu innych. Naprawdę mnie już nie zdziwi, jak ktoś w ramach teleporady zapyta jak się gotuje makaron" – podsumowuje.