Wyznanie przedszkolanki: "Rodzice są jak rozpieszczone bachory i zrzucają wychowanie dzieci na nas"
List czytelniczki
18 września 2015, 16:30·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 18 września 2015, 16:30
Przedszkolaki bywają rożne - są w grupie te grzeczne i spokojne, i te, które łobuzują i wszędzie ich pełno. Te, które w mig łapią polecenia i zadania wykonują bez problemu, i takie, z którymi trzeba pracować indywidualnie i spokojnie tłumaczyć krok po kroku. Są dzieci, dla których pobyt w przedszkolu to czas zabawy, radości i wygłupów oraz dzieci, które każdego dnia z trudem rozstają się ze swoimi rodzicami i z tęsknotą w oczach wyczekują ich powrotu.
Reklama.
Potrafię pracować z każdym z nich, bo wbrew pozorom jedyne czego im trzeba to poświecić trochę czasu, uwagi i być wrażliwym na indywidualne potrzeby. Z czasem można wypracować wiele rzeczy i osiągnąć prawdziwe porozumienie i współpracę. Niestety, o rodzicach przedszkolaków nie da się powiedzieć tego samego, są jak rozpieszczone bachory.
Z roku na rok jest coraz gorzej Stwierdziłyśmy ostatnio na spotkaniu koleżanek po fachu. Niektórzy rodzice uważają nas za niekompetentne, przypadkiem znalezione panie, pijące kawę przy biurku, które od czasu do czasu podetrą dzieciakom tyłek i zaproszą do zabawy w "Starego niedźwiedzia". Inni patrzą ze zdziwieniem i zagubieniem w oczach, bo dla nich ogarnięcie jedynaka jest kosmosem, a co dopiero codzienna praca z kilkudziesięcioosobową grupą kilkulatków. Jeszcze inni mają wszystko w nosie, bo zwyczajnie brak im czasu na tak prozaiczne sprawy jak wychowanie dziecka i poświęcenie mu czasu. Jednak bez względu na to, do której grupy zaliczymy przedszkolnych rodziców, ich cechą wspólną są wielkie wymagania i moc pretensji.
Bo dziecko znowu zgubiło spinkę (co za niedobra pani, która pozwoliła dziecku na swobodną zabawę bez dopilnowania misternej fryzury ułożonej przez mamę w domu).
Bo na majtkach córka miała dwie mokre kropki, nie dopilnowano jej w toalecie (cóż z tego, że zauważono je dwie godziny po wyjściu z przedszkola, na pewno stało się to w przedszkolu i to wina wychowawczyni).
Synek zaczął mówić brzydkie słowa - gdzie on się tego nauczył, u nas w domu się tak nie mówi (wiadomo - w przedszkolu od pani wychowawczyni).
Miał być angielski, a syn nie zna jeszcze ani jednego słowa po angielsku (jest 3 września!!!!!!!!).Pani nie powiedziała nam o festynie/ Dniu Matki/ Jasełkach (A plakat w korytarzu? Ogłoszenie na tablicy dla rodziców? Informacja na zebraniu? Strona internetowa? Facebook? Pozostaje chyba tylko zainstalować neony i wysyłać polecone).
Zostawiam na półce ubrania na zmianę, jak będzie powyżej 15 stopni to proszę założyć różowe spodnie i do tego bluzkę, jak powyżej 20 to niebieskie legginsy, a jak będzie padać to córka ma tam takie granatowe i do tego zielony sweterek. I zostawiam kremik z filtrem i kapelusik, gdyby wyszło słoneczko (jasne, będę biegać z termometrem po dworze i zajmować się przebieraniem dziecka, co tam reszta grupy, zajęcia i obowiązki).
Syn nie może jeść nabiału, glutenu, orzechów, czekolady, pomidorów i jajek. Nie, nie robiliśmy testów, ale to na pewno alergia (nie lepiej najpierw zrobić testy i skonsultować się z lekarzem?).
Na urodzinach u jednej dziewczynki z grupy córka została źle potraktowana, na pewno pani w przedszkolu nastawia dzieci przeciwko niej (no comments).
Bo pani nie zapytała o imię przytulanki, nie przykucnęła przy synku w szatni i dlatego był niegrzeczny (serio??!!??!!).
Część rodziców zrzuca na przedszkole wszystkie obowiązki Najlepiej gdyby dziecko wyszło z przedszkola najedzone, wybawione, wyspane, wywietrzone, nauczone mnóstwa nowych rzeczy, a rodzice tylko ewentualnie dali mu kolację i położyli spać. Na uwagi dotyczące problemów z zachowaniem reagują obrażaniem się (i przez dwa tygodnie nie mówią nawet "dzień dobry"), tłumaczą wpływem innych dzieci, mówią "ja też taki byłem" lub zrzucają winę na złe podejście wychowawczyni. Wymagają od nauczycieli bardzo dużo w zamian nie dając nic, nie pamiętając o wydarzeniach przedszkolnych, nie zapamiętując nawet imienia wychowawczyni dziecka.
Czasami mam wrażenie, że ktoś tutaj zwariował, a pewne sprawy zabrnęły za daleko. Nie wiem, czy nadal chcę być nauczycielem. Nie dlatego, że dzieciaki są złe, ale dlatego, że nie mam już siły "walczyć" z ich rodzicami.