Z powodu epidemii w Polsce nawet 2 mln osób może stracić pracę — wskazują eksperci z Personnel Service. Część z nich jest rodzicami, którzy mają do wyżywienia dzieci. Inni z kolei stracą część wynagrodzenia, a jeszcze inni prowadzący firmy, zbankrutują. Taka sytuacja sprawi, że poziom biedy w kraju wzrośnie, a jeszcze przed koronawirusem Polaków żyjących w ubóstwie i zagrożonych ubóstwem było w sumie 9 mln, a głodnych dzieci prawie milion. Jak te rodziny radzą sobie dzisiaj? Trudno oczekiwać, że lepiej.
Branż, które musiały zawiesić działalność w związku z epidemią koronawirusa, jest wiele. W najgorszej sytuacji wydają się małe firmy, ale nie jest to regułą. Wiele kłopotów pojawia się także w dużych zakładach np. z branży gastronomicznej. Ostatnio o niewypłacalności poinformowała międzynarodowa sieć restauracji Vapiano. Jednak dziś większość tego typu przedsiębiorstw boryka się z poważnymi problemami, a jedzenie na dowóz nie rekompensuje start.
Marta z Warszawy, samotna matka 3 dzieci przed epidemią pracowała na dwa etaty w klubie i restauracji. Z dnia na dzień straciła obie prace.
— Mam 3 dzieci i jestem samotnie wychowującą matką od 8 lat. Zawsze dawałam sobie jakoś radę i nie prosiłam nikogo o pomoc. Jednak teraz zostaję niemal bez środków do życia. Świadczenia, które mi przysługują na dzieci, nie starczają nawet na mieszkanie, bo opłaty to w sumie 2220 zł.
Kobiecie z 3 dzieci w takim wypadku na życie zostaje 248 zł, a według danych GUS przeciętna 4-osobowa rodzina na jedzenie wydaje 1128 zł miesięcznie. Marta nie wyobraża sobie tego, jak będą wyglądać kolejne tygodnie, jeśli sytuacja nie zacznie się szybko uspokajać.
— Aktualnie szukam pracy, poszłabym nawet do sprzątania, ale w tym momencie nie chcą nigdzie zatrudniać.
Poza tym dla Marty byłaby to niełatwa decyzja, bo z powodu zamknięcia szkół, musiałaby zostawić dzieci pod opieką kogoś innego.
— Najstarsza córka ma 12 lat i wymaga przypilnowania w nauce oraz pomocy przy masie zadań, które otrzymują od nauczycieli, nie wspominając o młodszych. Rozmawiam cały czas z dziećmi i staram się im tłumaczyć sytuację. Boję się o nie, bo jeśli nie będą miały co jeść, to zaraz zainteresują się tym odpowiednie służby. A jak działają w przypadkach, gdy dowiadują się, że rodzic nie jest w stanie im zapewnić wyżywienia, to wiadomo — odbierają je.
Poza tym dotychczas dzieci jadły obiady w szkolnych stołówkach. Teraz nie mają takiej możliwości, gdyż zupełnie nie funkcjonują. Marta zaznacza, że co prawda posiłki można zamówić, ale trzeba płacić, bo przygotowują je firmy cateringowe.
Została bez pieniędzy na święta
Nie każdą pracę da się wykonywać zdalnie, a w przypadku epidemii okazuje się to jeszcze trudniejsze. Fabryki nie da się przenieść do domu, a to właśnie w niej pracowała Iwona. Firma wciąż funkcjonuje i część ludzi pracuje, jednak kobieta wychowująca dwie córki w wieku szkolnym nie jest w stanie do niej dojeżdżać.
Powodem jest zamknięcie granic. Iwona mieszkając na pograniczu z Czechami, zdecydowała się na codzienne dojazdy do pracy, gdyż w jej miejscowości jest wysokie bezrobocie i trudno znaleźć pracę. Dla przyjezdnych z Polski czeski zakład zaproponował na czas epidemii zakwaterowania w pracowniczych hotelach, mieszczących się niedaleko firmy. Iwona nie mogła sobie na to pozwolić, gdyż musi podobnie, jak Marta zajmować się dziećmi i pomóc im w nauce, gdyż jak sama wskazuje:
— Nie jest łatwo, bo w domu nie mamy komputera. Dziewczyny wszystko rozwiązują na telefonach. To wydłuża im pracę i nie raz przez to dochodzi do kłótni.
Poza tym taka sytuacja sprawiła, że Iwona również pozostanie bez wystarczających środków do życia. Zasiłki, z jakich może skorzystać, nie wystarczą. Dlatego, na święta zmuszona jest pożyczać pieniądze od znajomych.
"Straciłam pracę i nie wiem co robić"
Podczas epidemii poza utratą zdrowia panicznie boimy się również utraty pracy i środków do życia — wskazują wyniki ankiety przeprowadzonej przez Konfederację Lewiatan. Utrata pracy to dla wielu przykra, wstydliwa i nowa sytuacja. Oznacza to, że nagle znajdujemy się w pozbawionym pewności i stabilności położeniu.
Część zastanawia się, jak w ogóle o tym poinformować partnera czy dzieci, gdyż dla niektórych zwolnienie może być wstydliwe. Inni z kolei mimo dużego doświadczenia, posiadania wielu kompetencji nie ma pojęcia co robić. W takiej sytuacji jest Anna, która została zwolniona w połowie marca. Była zatrudniona w branży eventowej, która z powodu epidemii jest jedną z najsilniej dotkniętych kryzysem.
— Pracowałam w jednej z lepszych agencji eventowych w Warszawie, realizującej projekty dla dużych marek. Jestem dobra w tym, co robiłam, jednak klienci zaczęli wycofywać kontakty i przesuwać wydarzenia na koniec roku. W związku z tym konieczne było zwolnienie prawie połowy pracowników, nie patrząc na to, ile dla zrobili dla i jak dobrzy byli — mówi Anna.
Co więcej, kobieta wskazuje, że zwolnieni pracownicy nie zostali potraktowani fair.
— Byliśmy związani umowami B2B. Nie zadeklarowano nam nawet żadnej możliwości powrotu po ustaniu epidemii ani nie zagwarantowano wsparcia. Co więcej, mieliśmy taki kontrakt menadżerski. Według niego mieliśmy miesięczny okres wypowiedzenia, a rozstać mieliśmy się zgodnie z warunkami umowy i zawartym w niej wynagrodzeniem. Jednak część pracowników i tak ma obcięte pensje.
Dla Anny sytuacja jest zupełnie nowa, bo jak wskazuje, nigdy nie była zwolniona i dodaje:
— Nie mam aktualnie pojęcia, jak powinnam zaplanować sobie pracę, bo nasza branża eventowa upada, więc muszę szukać zajęcia gdzieś indziej, a nawet nie wiem w jakiej dziedzinie. Eventy powrócą do łask przy dobrych wiatrach dopiero za kilka miesięcy, a ja mam oszczędności najwyżej do maja.
Ofert pracy aktualnie jest mało, wdrożenie tzw. home office w takich warunkach jest trudne, a praca poza domem budzi u wielu wątpliwości związane z bezpieczeństwem i ryzykiem zakażenia.
Będąc dziś w korzystnej sytuacji, warto wykazać się empatią i pomóc tym, którzy w tym czasie rzeczywiście potrzebują wsparcia. Można wskazać kierunki, w których warto szukać pracy, dołożyć cegiełkę do organizacji charytatywnych lub pomóc biedniejszym rodzinom, kupując im żywność. Takich osób obok jest wiele, tylko trzeba zapytać, bo nie każdy ma odwagę mówić o biedzie, która właśnie zapukała mu do drzwi.