20 marca Ministerstwo Edukacji Narodowej oficjalnie ustosunkowało się do bieżącej sytuacji szkół i nauczycieli. Choć nadal nie wiadomo, czy egzaminy będą mogły odbyć się w terminie, pewne jest jedno – podstawa programowa i testy są najważniejsze! Od 25 marca nauczyciele znów będą mogli stawiać oceny i są zobowiązani realizować program. Minister Piontkowski zdradził też, że arkusze testów ósmoklasisty są już wydrukowane.
To nie jest czas na testy, oceny i program! - apelują nauczyciele coraz głośniej i liczniej. Dla porównania: Anglia, Szkocja i Walia swoje egzaminy już odwołały i opracowują nowe systemy rekrutacji do szkół wyższych.
Czy i polscy uczniowie mogą liczyć na takie posunięcie? Jeśli tak, to co dostaną w zamian? Konkurs świadectw, który jest z definicji zupełnie nieuczciwy, bo przecież ocena ocenie nierówna?
W imieniu belfrów, ale i w interesie dzieci wypowiedziała się w mediach społecznościowych m.in. Joanna Białobrzeska, nauczycielka z Warszawy, która od 35 lat zajmuje się edukacją. Jej głos udostępniło aż 36 tysięcy osób!
"Kochani Nauczyciele, nie płyńcie z prądem głupoty!" - mówi nauczycielka. Jak zauważa, wszyscy trąbią o zdalnym nauczaniu, w internecie huczy od metod, które mogą pomóc w nauce online, ministrowi edukacji też zacięła się płyta. "Aż mi trudno w to wszystko uwierzyć" - komentuje Białobrzeska.
Zdalne nauczanie po polsku
"Po pierwsze, nie zostaliśmy tego nauczeni, jeszcze tego nie potrafimy (…) zdalne nauczanie to m.in. dobra organizacja pracy. Mamy szkołę wprowadzić do domu. Oni [uczniowie – przyp. red.] tego nie rozumieją. Dom zawsze był dla nich domem, a szkoła zawsze była szkołą. To bardzo długi proces, by dzieci to zrozumiały i się tego nauczyły" - mówi Joanna Białobrzeska.
Zwraca też uwagę na problem fundamentalny – dostęp do komputera i internetu. W wielu rodzinach, zwłaszcza licznych, jest jeden komputer, lub wcale. Są domy, w których nie ma internetu czy drukarki. Jak rodzice mają rozwiązać ten problem? Czy ministerstwo poniesie za to finansową odpowiedzialność?
Jasne, że nie. Ministerstwo jest od wydawania nowych rozporządzeń. Ich realizacją martwić się mają samorządy i dyrektorzy szkół.
Obrywają nauczyciele, bo to oni są dla rodziców i uczniów instytucjami "pierwszego kontaktu". Poza tym to oni zlecają dzieciom stosy zadań, mają absurdalne oczekiwania oderwane od rzeczywistości. Zaognia się konflikt rodzice-nauczyciele.
Joanna Białobrzeska w swoim nagraniu wspomniała o nauczycielu wychowania fizycznego, który zadał uczniom napisanie wypracowania o historii piłki nożnej...
Szkoła = planeta z internetem, ale bez epidemii
Po raz kolejny zapomnieliśmy o najważniejszym – o edukacji. Nauczanie to wkładanie dzieciom wiedzy do głów. Edukacja to coś o wiele więcej. Wśród licznego grona nauczycieli utarło się powiedzenie, że szkoła jest od nauki, a rodzice od wychowania.
Mądra edukacja to połączenie jednego z drugim i jest to główna rola szkoły! Teraz nauczyciele mają okazję to zrobić, bo jak już widzimy, nie zrobi tego minister.
Joanna Białobrzeska mówiła w swoim nagraniu o kwestii absolutnie najważniejszej, priorytetowej dla wszystkich dorosłych – o emocjach dzieci. "One mają prawo czuć się przerażone", a ponieważ wciąż są dziećmi i nie mają narzędzi, by sobie z tym lękiem radzić, naszą rolą jest zadbanie o ich dobrostan psychiczny.
"Kochane koleżanki, drodzy koledzy, apeluję do waszej mądrości pedagogicznej. Nie zarzucajcie dzieci materiałami. Dostaję wiele maili, rodzice piszą, że ich dzieci godzinami siedzą przy biurku (…) to nie tak ma wyglądać! Czy jesteśmy aż tak ambitni? O co w tym wszystkim chodzi?" - apeluje nauczycielka.
W dyskusjach można znaleźć wiele odpowiedzi: nauczyciele chcą mieć z głowy. Albo boją się dyrekcji. Albo nie potrafią inaczej... I tu znowu sprawdza się opinia Białobrzeskiej: "Szkoła to stworzony sztuczny świat, w którym dzieci uczą się rzeczy nieprzydatnych w życiu". Teraz ta teza nabiera nowej "jakości".
Bo po co w dobie epidemii dzieci mają pisać testy? Żeby dostać się do szkół, do których nie wiadomo czy pójdą? Po co im oceny w świecie, który wali się na naszych oczach? Stawianie ocen było szkodliwe i bez stanu wyjątkowego, ale teraz urosło do granic absurdu.
W dobie epidemii dzieciom najbardziej potrzebne są relacje, także z nauczycielami, ale i rodziną i rówieśnikami. Nie tysiąc aplikacji do e-learningu, lecz zwykły komunikator, a po drugiej stronie żywy, otwarty, dobry człowiek.
"Moim podstawowym narzędziem pracy jest rozmowa. Rozmowa nie jest aplikacją, a z aplikacji wystarczy Skype do rozmowy. Może jakby ktoś na początku powiedział, że nie trzeba od razu zostać mistrzem jutuba, nauczycielskim odpowiednikiem Abstrachuje.TV, gdyby ktoś wyjaśnił, że nie da się w parę dni zmienić wszystkich metod, które sprawdzają się na żywo, a niekoniecznie w internecie, gdyby ktoś wyraźnie powiedział, że nie wszyscy nauczyciele staną się rewolucjami Magdy Gessler, to pewnie byłoby prościej" - napisał na Facebooku Paweł Lęcki, polonista z II LO w Sopocie, a na jego głos zareagował ponad 5 tysięcy osób.
Kilka tygodni temu media społecznościowe izolowały nas od żywych ludzi, sprawiały, że byliśmy samotni w tłumie. A teraz realnie nas łączą, bo na inny kontakt nie mamy szans! To okazja, także dla dzieci, by poznały moc relacji i zobaczyły, że media społecznościowe mają wielką wartość dodaną, która bez izolacji zakopana była pod grubą warstwą kreacji, szpanu, autopromocji.
To, co teraz robi ministerstwo to rozpaczliwe próby ratowania starego systemu. Systemu, który właśnie utonął. On nie miał prawa istnieć od wielu lat, ale teraz stary system ma szanse stracić swoje narzędzia, o ile my dorośli, będziemy mieli odwagę mu je odebrać.
"Nie bójcie się!" - mówi na koniec do wszystkich nauczycieli Joanna Białobrzeska, a Marcin Stiburski, nauczyciel z Gdańska znany z koncepcji Szkoły Minimalnej, przypomina na Facebooku: uczeń, by zdać do następnej klasy, potrzebuje tylko 52 proc. obecności...