Miałam kiedyś w torebce opakowanie bananowych, wegańskich krówek. Przeprowadziłam eksperyment: niektórym znajomym proponowałam "bananową krówkę" (wszyscy z chęcią się częstowali), innym – "wegańską bananową krówkę" (zdecydowana większość odmawiała, twierdząc, że już jest najedzona). Jeśli nie wiecie, czym różni się wegańska krówka od standardowej, podpowiem: zamiast krowiego mleka w proszku, zawiera mleko kokosowe w proszku. Ot, cała różnica.
Ci sadystyczni weganie
Dla większości osób sformułowanie "wegański" jest tym, czym dla mnie "z dodatkiem flaków". Synonim produktu absolutnie sparszywiałego.
Okazuje się jednak, że awersja do pokarmów, które nie są pochodzenia odzwierzęcego, przenosi się na ludzi, których dieta właśnie na nich się opiera. Zbadała to Julia Minson – psycholożka Uniwersytetu w Pensylwanii. Najpierw uczestnicy badania mieli wyrazić swoją opinię na temat wegan (prawie połowa miała coś negatywnego do powiedzenia), a potem wskazać 3 słowa, które kojarzą im się z ludźmi na diecie tzw. roślinnej.
Aż 45 proc. odpowiedzi zawierało słowo odnoszące się do ich cech społecznych. Przykłady? "Dziwny", "arogancki","spięty", "głupi", "moralizujący", "nadmiernie zadowolony z siebie" i..."sadystyczny"(!).
Jeść mięso?
Wielu mięsożerców oskarża wegan o indoktrynację, ale owa indoktrynacja często działa w obie strony. Wszystkożercy wegan obrażają, nazywając ich jedzenie "karmą dla królików", przewracając oczami, komentując wagę i koloryt cery jedzącego, symulując mdłości.
Co więc tak naprawdę irytuje wszystkożerców w osobach na diecie roślinnej? To, że mają rację. Bo wszyscy wiedzą dziś, że krzywdzenie zwierząt i szkodzenie środowisku (produkcja mięsa generuje aż 18 proc. dwutlenku węgla znajdującego się dziś w atmosferze, powoduje niedobór wody itp.) nie jest już konieczne dla naszego zdrowia i przetrwania. To tylko fanaberia, która ma określony – negatywny – wpływ na zdrowie.
Znacie na pewno maksymę Mahatmy Gandhiego – "Najpierw cię ignorują, potem śmieją się z ciebie, później z tobą walczą. A później wygrywasz". Wszystkie znaki na niebie i ziemi (jak np. głosowanie w sprawie zakazu hodowli przemysłowej zwierząt w Szwajcarii) sugerują, że weganie są na etapie przedostatnim. Zaraz wygrają.
Lubisz tofu? Jesteś psychopatą
Tymczasem rezygnacja z pokarmów odzwierzęcych łatwa nie jest i wymaga (przynajmniej na początku) nieco wysiłku, sama myśl o tym generuje więc napięcie, stres, irytację, pogorszenie nastroju. Można się ich pozbyć, zmieniając dietę, ale łatwiejsze jest obwinianie innych za to, że wywołali w nas te uczucia. Bo przecież gdyby nie ten "chełpiący się" swoim brakiem hipokryzji (np. posiadaniem psa i jednoczesną odmową zjedzenia krowy) i dobrym samopoczuciem weganin, można by spokojnie rozkoszować się swoim kotletem!
Po co komu niepotrzebne wyrzuty sumienia, tłukące się nieznośnie z tyłu głowy argumenty na korzyść diety roślinnej albo słowa weganina wspominającego o tym, że oswoiliśmy zbrodnię? Łatwiej sobie wyjaśnić, że osoba, której smakuje tofu jest "psychopatą". Takie sztuczki chronią przed negatywną opinią na własny temat.
Jak twierdzi amerykański psycholog społeczny Hank Rothgerber, strategii, które pozwalają nam uniknąć stawienia czoła paradoksowi mięsnemu ("jedno kochasz, drugie zjadasz") jest około 15: m.in. udawanie, że mięso nie ma związku ze zwierzętami, wyobrażanie sobie, że jemy go mniej niż w rzeczywistości, wiara w bajki o szczęśliwych zwierzętach gospodarskich.
O ile jest to podejście – z psychologicznego punktu widzenia – całkiem zrozumiałe, o tyle zaskakujące jest intensywność negatywnych emocji w stosunku do wegan, którzy burzą ten porządek świata. Jak pisze dziennikarka BBC, Zaria Gorvett, z podobnym natężeniem pejoratywnych odczuć mierzą się tylko osoby używające narkotyków! Oznacza to, że niechęć do narkomanii jest w nas tak samo silna jak potrzeba wciągniecia krwawego steka.
I choć jasne jest, że użytkownicy narkotyków też nie zasługują na piętnowanie, to powyższe zestawienie jest jednak absurdalne.