W kwestii języka rodzicielskiego – tzw. "parentese", który charakteryzuje się powolną, przesadzoną wymową oraz wysokim i radosnym tonem – są dwie szkoły. Niektórzy twierdzą, że takie mówienie spowalnia rozwój dzieci, jest niepoważne i krzywdzące, inni twierdzą, że to tylko rodzaj okazywania czułości, który dla maluchów jest niezwykle ważny. Prawda – jak to często bywa – leży jednak gdzie indziej.
Eksperyment
Naukowcy z University of Washington w Seattle przeprowadzili eksperyment na 71 rodzinach z 6-miesięcznymi niemowlętami. Spośród badanych, wybrali losowo 47 rodzin, które pouczono na temat stosowania i znaczenia "parentese", który przyciąga uwagę malucha, skłania go do bardziej aktywnego zaangażowania w kontakt z rodzicami i naśladowania jego mowy.
Po roku wszyscy rodzice zostali poproszeni o wskazanie z – zawierającej 600 słów – listy, wyrazów, które znają ich dzieci. Okazało się, że ci, którzy dowiedzieli się o "języku rodzicielskim" i używali go częściej, ocenili, że ich 18-miesięczne dzieci znały średnio 99 słów. Pociechy rodziców, którym nie udzielono "parentese'owych" wskazówek zaznaczyli znajomość średnio 64 słów.
Nie chodzi o gaworzenie
– Wierzymy, że "parentese" ułatwia naukę języka ze względu na prostszą strukturę językową i wyolbrzymione dźwięki. Zawiera haczyk dla dziecięcego umysłu, bo wysoki ton i wolne tempo zachęcają dziecko do odpowiedzi – przyznała profesor Patricia Kuhl, współautorka badań.
Opublikowane w czasopiśmie "Proceedings of the National Academy of Sciences" badanie wykazało, że rodzice, którzy przeszli szkolenie na temat języka rodzicielskiego zwiększyli jego obecność w swoich rozmowach z 56,7 do 63,7 proc. Należy jednak pamiętać, że tak pożądany "parentese" nie jest językiem zniekształconym gramatycznie, spieszczonym i kojarzącym się z gulgotaniem! O takim absolutnie powinniśmy zapomnieć.