"Nie machaj widelcem", "nie wchodź w kałużę", "nie dotykaj tego!" - nasze dzieci wciąż słyszą ostrzeżenia. Rodzicom wydaje się, że chronią dzieci przez niebezpieczeństwem. Czasem tak, lecz jednocześnie wychowują dzieci pełne niepokoju.
O tym, że rodzice nadopiekuńczy robią dzieciom więcej krzywdy, niż przysług, psychologowie trąbią nie od dziś. Jednak współcześni rodzice wciąż mają problem z odróżnieniem, czym jest ryzyko, a czym niebezpieczeństwo. Co to znaczy opiekować się i edukować, a co ochraniać przed porażką.
Czy dziecko czegokolwiek nauczy się, kiedy zostanie ostrzeżone, że z drabiny można spaść? Że buty będą mokre, jeśli wejdzie w kałużę? Rodzicom często wydaje się, że dzieci trzeba uprzedzić o konsekwencjach. Tymczasem trzeba ich po prostu przypilnować. Bo jeśli będziemy tylko mówić, a dzieci nasze ostrzeżenia wezmą sobie do serca, staną się ostrożne i niespokojne.
Eksperci alarmują – współczesne dzieci mają w sobie niepokój. Przez to są bardziej nerwowe. Mają zakodowane, że każdy ich ruch (machnięcie widelcem przy stole, samodzielne próby wyjścia z wanny itd.) mogą się dla nich skończyć tragicznie. Wychowujemy dzieci na przestraszone fajtłapy, które wpadają w histerię, gdy popełnią błąd.
Niebezpieczeństwo a ryzyko
Konstruktywna porażka to sytuacja, w której dziecko chce podjąć ryzyko, a rodzice na to pozwalają i godzą się z tym że może się nie udać. Wszystko po to, by dziecko miało okazję przekonać się na ile je stać, jakie są jego granice.
To oczywiste, że rodzice starają się pomóc dziecku nie podejmować złych decyzji. Nie chodzi też o to, by bez przygotowania wrzucać dziecko na głęboką wodę. Konstruktywna porażka jest pomiędzy.
Zdaniem ekspertów, kluczowe jest zrozumienie różnicy między niebezpieczeństwem a ryzykiem. To pierwsze to właśnie wrzucanie dziecka na głęboką wodę. To wręczenie dwulatkowi prawdziwego młotka i przyzwolenie na zabawę zapałkami bez nadzoru dorosłych. Ryzyko to wręczenie młotka siedmiolatkowi i nadzorowanie zabawy zapałkami z wcześniejszym wyjaśnieniem, do czego zapałki służą i jak ich bezpiecznie używać.
Ostrzeganie dzieci przed tym, „co im grozi” zaczyna się bardzo wcześnie. Pilnujemy, co dziecko wkłada do buzi, co chwyta, gdzie się wspina. Wtedy za każdym razem powinniśmy zastanowić się, czy dziecku rzeczywiście zaszkodzą konsekwencje jego czynu (podpowiedź: jeśli konsekwencją będzie tylko to, że "będzie płacz", to najpewniej jest to ryzyko, niż niebezpieczeństwo).
Co się stanie, jeśli roczniak włoży do buzi drobny przedmiot, np. klocek? To niebezpieczeństwo. Jednak jeśli zje truskawkę wraz z ogonkiem, najpewniej zapamięta, że „zielone” nie smakuje tak dobrze.
„Większość cech, których pragniemy dla naszych dzieci — odporność, pewność siebie, empatia, osiągnięcia w nauce — rozkwita, gdy rodzice i dzieci mają czas, by być razem i doświadczać pozytywnego wsparcia” - mówi Susan Sachs Lipman, autorka książki „Powolne rodzicielstwo w szybkim świecie”. To wtedy mamy szanse pokazać dzieciom, czym jest ryzyko.
Odporne i szczęśliwe dzieci
Dzieci chcą robić to, co robią ich rodzice. I słusznie. Jednak ważne jest, aby pokazać dzieciom, jak to zrobić, a następnie pozwolić im to zrobić po swojemu. I nigdy nie mówić: „a nie mówiłam!”.
Podejmowanie ryzyka w dzieciństwie cudownie wpływa na proces uczenia się, umiejętności negocjacyjne, chęć dzielenia się z innymi i proces podejmowania decyzji. Zauważono również, że lepiej funkcjonują mózgi dzieci, które miały okazję ponieść konstruktywne porażki.
Zatem jeśli nie jesteś jeszcze gotowy, by pozwolić swojemu siedmiolatkowi na samodzielne używanie kuchennego noża, nie rezygnuj. Zadaj sobie pytanie, co jest racjonalne i realne do zrobienia. I rób małe kroki. Efekty cię zaskoczą!