Czy wiesz, że gdybyś wypisał dziecko z religii, przez 8 lat szkoły zyskałoby ono tyle czasu, że swobodnie zdążyłoby samodzielnie "przewałkować" materiał z fizyki, biologii, geografii i jeszcze zostałoby mu 76 godzin laby? Obliczono, ile polscy uczniowie spędzają w szkole czasu na nauce rachunków, literaturze, naukach przyrodniczych, a ile na modlitwie. Te proporcje mówią wiele o polskiej szkole.
Notes from Poland to anglojęzyczny portal, który komentuje i relacjonuje wydarzenia z naszego kraju. Można na nim znaleźć artykuły dotyczące wszystkich dziedzin: polityki, ekonomii, historii, stylu życia Polaków i tak dalej.
Na facebookowym profilu Notes from Poland jest podobnie, z tym że pojawiają się też klasyczne social mediowe wrzutki, które same w sobie są komentarzem rzeczywistości. Tak jest w przypadku grafiki ze szkolną tablicą, zapożyczoną od Konkret24.
Wypisane są na niej przedmioty, których dzieci uczą się w polskiej szkole. Posegregowano je w kolejności od najważniejszego – tego, którego jest najwięcej w planie lekcji. Jak można się spodziewać – jest to język polski. Jednak zadziwiają kolejne miejsca i kolejne liczby...
Sprawdzone – dane są zgodne z prawdą. Liczbę godzin lekcyjnych danego przedmiotu określają tak zwane ramówki, czyli ramowe plany nauczania dla szkół publicznych. Stanowi o tym rozporządzenie ministra edukacji z dnia 3 kwietnia 2019 r.
Modlitwa ponad wiedzę
Języka polskiego w 8-letnim cyklu nauczania jest 950 godzin. Na drugim miejscu ex aequo znalazła się matematyka i wychowanie fizyczne z wynikiem 760 godzin. Nieco mniej, bo 722 godzin lekcyjnych dzieci spędzają na nauce języków obcych.
To, co oburza to miejsce 4, czyli 5 na liście: religia. Jej wynik wprawia w osłupienie – 608 godzin. Na kolejnym miejscu wylądowała historia. W polskiej szkole jest jej niemal dwa razy mniej (!) - 342 godziny.
Druga połowa zestawienia to 190 godzin geografii, biologii i informatyki. Plus po 152 godziny muzyki, plastyki, fizyki oraz chemii. Na koniec technika z wynikiem 114 godzin i wiedza o społeczeństwie oraz przyroda – po 76 godzin.
Warto dodać, że dzieci w pierwszych klasach szkoły podstawowej uczęszczają na zajęcia edukacji wczesnoszkolnej, które są miksem polskiego, matematyki i nauk przyrodniczych. Nie umieszczono ich w zestawieniu, zatem przedstawione wyniki przypisane językowi polskiemu, czy matematyce są niedoszacowane.
Jednak w tym samym czasie dzieci mogą chodzić na religię. Ba! Dzieci uczestniczą w lekcjach religii w przedszkolu! I o ile rezygnacja z religii w szkole jest dość prosta, o tyle w przedszkolu bywa wybitnie skomplikowanym procederem...
Do religijnych praktyk w ramach edukacji należy oczywiście doliczyć rekolekcje. Czas, jaki dzieci spędzają w kościele przed świętami, nie wlicza się w 608 lekcji religii.
Szkoła i pieniądze w rękach Kościoła
Prawo oświatowe oraz konkordat między Stolicą Apostolską i Rzecząpospolitą Polską z 1993 stanowią, że: „Program nauczania religii katolickiej oraz podręczniki opracowuje władza kościelna i podaje je do wiadomości kompetentnej władzy państwowej” oraz „Minister właściwy do spraw oświaty i wychowania w porozumieniu z władzami Kościoła Katolickiego i Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego oraz innych kościołów i związków wyznaniowych określa, w drodze rozporządzenia, warunki i sposób wykonywania przez szkoły zadań”.
Czyli o tym, ile jest godzin religii w planie lekcji, decydują władze Kościoła. To dwie godziny lekcyjne tygodniowo. Koszt organizacji lekcji religii w szkołach jest absurdalny: rocznie płacimy za to ok. 1,5 mld zł.
Z opłatami muszą borykać się samorządy. Bywa ciężko, przekonał się o tym m.in. burmistrz gminy Ustrzyki Dolne, Bartosz Romowicz. – Do tej pory rocznie na dwie godziny zajęć religii, które odbywają się w ciągu tygodnia, wydajemy 530 tys. zł. Jeżeli kuria wyrazi zgodę na jedną godzinę w tygodniu, zyskamy połowę oszczędności z tej kwoty, czyli 265 tys. zł. Jeśli dodatkowo uda się połączyć klasy, to uzyskamy kolejne prawie 50 tys. zł. Gdyby kuria przychyliła się do całej mojej prośby, wówczas mielibyśmy ponad 300 tys. zł oszczędności rocznie – tłumaczy Bartosz Romowicz, burmistrz Ustrzyk Dolnych w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Dla jasności: oszczędności to nie będzie dodatkowa kwota, za którą burmistrz zrobi coś ekstra. To kwota potrzebna do utrzymania oświaty na tym samym poziomie – to wynik podwyższenia płacy minimalnej i podwyżek dla nauczycieli.
608 godzin nieobowiązkowych wydatków
Jeśli do zestawienia, w którym za literaturą, liczeniem i gimnastyką są modlitwy, dorzucimy zmanipulowane podręczniki do historii, Biblię i psalmy w podręcznikach do polskiego oraz antyedukację seksualną na WDŻ wychodzi na to, że szkoła jest narzędziem w rękach Kościoła. Oczywiście to przesadzony wniosek. Ale tylko trochę.
Religia jest nieobowiązkowa – można się po prostu wypisać i korzysta z tego coraz więcej uczniów. Dla niektórych to argument przeciw wyliczaniu godzin z planu lekcji. Bo religię można bez konsekwencji zignorować, a w takim wypadku tych nieobowiązkowych godzin może być nawet 2000.
Nie do końca, bo jednak nie Kościół za to płaci, a dzieciaki borykają się z organizacyjnymi problemami, bo religia często występuje w środku planu zajęć. Poza tym szkoły nierzadko łamią prawo w kwestii zapisywania się na religię – podsuwają do podpisania rodzicom deklarację czy dziecko ma chodzić na zajęcia, czy nie, oraz nie organizują zajęć etyki w zamian. Niechodzenie bywa zatem sporym wysiłkiem.
A szkoda, bo rezygnacja z religii to, jak widać, spora oszczędność. Głównie czasu i energii na naukę, ale gdyby państwo szło śladem uczniów, również pieniędzy. Przecież żadna wiara nie potrzebuje ławek, krzeseł, szkolnej sali i 1,5 mld złotych, by trwać, prawda?