Wyobraźcie sobie osobę, która siedzi skulona z przykurczem żołądka. W jej spojrzeniu jest strach, Drżą ręce. Ze stresu wykręca sobie palce, skubie skórki. Na myśl o wstaniu rano z łóżka chce jej się wymiotować. Gdy słyszy swoje imię z ust dorosłego. Codziennie czeka na sąd.
To dziecko. Nie, nie z domu, w którym narzędziem wychowawczym jest przemoc, choć skojarzenie mogłoby być słuszne. Czy ktokolwiek z dorosłych chciałby przyczyniać się, by tak czuło się dziecko? No nie. A tą osobą jest uczeń. Zwykły uczeń w polskiej szkole, którego masz w domu, drogi rodzicu.
Jak to widzi nauczyciel? Dokładnie ta perspektywa spowodowała, że od roku coraz bardziej rozpędza się i nabiera objętości kula śnieżna, którą ulepił fizyk i matematyk Marcin Stiburski, rzucił w świat i do dziś udowadnia, że rewolucja jest nieunikniona.
Kto boi się bardziej niż uczeń?
"Po ukończonej fizyce na uniwersytecie zajmowałem się przez dwadzieścia lat zagadnieniami technicznym. W tym roku poproszono mnie, abym wypełnił wakat nauczyciela fizyki w szkole podstawowej na kilka godzin w tygodniu" - pisał rok temu Stiburski. Teraz udziela wywiadów na telewizji o tym, jak pozwolił uczniom zasnąć na lekcji i postawił im za to szóstki.
Jednak gdy zrobił pierwszy w swoim nauczycielskim życiu sprawdzian, przeżył rozczarowanie.
"Uczniowie zostali już wcześniej sformatowani przez lata nauki szkolnej, w szablonowym podejściu do sprawdzianów. Oni mieli wykute wzory, mieli je być może na ściągach i oczekiwali zadań przyśpiewki ludowej DANA, DANA, DANA. Zabawa w ciekawość, odkrywanie zagadkowego świata, była dla nich za trudna i nienaturalna. Po siedmiu latach szkoły, zanikły w nich te naturalne umiejętności, które każde przedszkolne dziecko posiada naturalnie.
Patrzę na te sprawdziany w domu, za które powinienem wystawić słabe oceny i się zastanawiam, co jest źródłem problemu. Wcześniej zauważyłem, że pragną dobrych, a wręcz najlepszych ocen, bo średnia, bo pasek, bo rodzic da nagrodę. Dlatego przekornie postanowiłem, że przegnę w drugą stronę i zawyżę znacznie oceny z tego sprawdzianu.
Oddawałem go uczniom 22 października".
Uczniowie oczekiwali klęski. Właśnie wtedy, podczas oddawania tych klasówek Stiburski dostrzegł ucznia, którego – jak pisze – nie zapomni do końca życia. Tego ucznia, którym choć raz w życiu był każdy z nas.
"Osoba zaczyna patrzeć na kartkę pracy [sprawdzian – przyp. red.]. Milknie, sztywnieje, nie rozumie. Nie tego się spodziewała. Mówi do mnie – 'To moja pierwsza w życiu 4+ z ważnych przedmiotów w tej klasie. Czy pan sobie ze mnie robi jaja?' Tłumaczę, że postawiłem taką ocenę za zaangażowanie, oraz poprawnie wykonanie jednego zadania. Jak można się aż tak bać. Który dorosły w swoim życiu, choć raz w tygodniu przeżywa taki STRACH jak ta osoba będąca uczniem” - pisze Marcin Stiburski.
Dzień później ruszyła lawina – nauczyciel napisał post, który dziś ma 20 tysięcy reakcji i 16 tysięcy udostępnił na Facebooku. Post o Szkole Minimalnej.
Co to Szkoła Minimalna?
To autorski program nauczania, który nie wymaga żadnej zmiany prawnej, a jednocześnie jest odwrotnością szkolnego reżimu.
Jak to możliwe? Obowiązkiem szkoły jest zrealizować podstawę programową, która określa, co powinien uczeń wiedzieć i umieć na danym etapie, i postawić dwie oceny w roku: semestralną i roczną. To wszystko.
Nie musi być lekcji 45-minutowych, 5-minutowych przerw z bieganiem między salami, nie musi być zadań domowych, ocen cząstkowych, a co za tym idzie – sprawdzianów. Nie musi być nawet podręczników. Formy i metody są dowolne. Naprawdę – tak stanowi polskie prawo. W ciągu ostatniego roku, kiedy Szkoła Minimalna stała się grupą otwartą na Facebooku, wielu miało okazję dowiedzieć się o tym po raz pierwszy. Cała reszta to kwestia dogadania się z dyrekcją.
Szkoła Minimalna jako program z założenia jest to szkoła bez ocen cząstkowych, bez ciągłego sprawdzania umiejętności dziecka, bez sztywnego podziału na przedmioty. Docelowo – nie ma średniej ocen i paska na świadectwie. To szkoła, w której dzieci uczą się poprzez swoją wrodzą ciekawość. Nauczyciele ją rozbudzają i prowadzą dalej.
– Proszę sobie wyobrazić, że za trzy lata ma pani zmienić pracę, a starać o to musi się pani codziennie i jest pani z tego rozliczana. W dodatku przez obecnych szefów, których jest dziesięciu. Każdy każe pani robić coś innego, każdy uważa, że obowiązki wykonywane dla niego są najważniejsze, każdy jest inny i ma swoje humory. I od tego wszystkiego zależy pani rekrutacja do nowej pracy. W takiej sytuacji są dzieci przez całą swoją ścieżkę edukacji – mówił rok temu w rozmowie o Szkole Minimalnej z MamaDu Marcin Stiburski.
Bo żeby uczeń znalazł się w stanie chronicznego stresu, naprawdę nie jest mu potrzebna chora ambicja, wielka wrażliwość, czy kłopoty w domu. Takim uczniem można być, mając wszystko – przyjaciół, dobrych rodziców, zero kłopotów ekonomicznych.
Ba. Można się takim uczniem stać w jeden rok po 9 latach edukacji bez stresu, w dobrej atmosferze. Wystarczy zmienić szkołę, środowisko. Wiem z własnego doświadczenia.
Trochę przez nauczycieli, którzy dopuszczali się zachowań, za które dziś mogliby stracić pracę. Trochę przez gonitwę za ocenami – spaść z 5.0 na 3.5, kiedy od zawsze biją ci brawo za czerwony pasek, nie jest miło.
Trochę przez nadmiar materiału, którego było tak dużo, że czasem udawałam, że jestem chora, by się wyspać i nadrobić w domu zaległości i nie siedzieć bez sensu w klasie. W stresie, w przykurczu.
Ten stres i przykurcz mogą mieć fatalne konsekwencje. To nie jest doświadczenie budujące, trudne, ale takie, z którego można wyciągnąć potrzebną lekcję. To ciągnie na dno. Wiecie o tym. Znacie statystyki – z kondycją psychiczną nastolatków w Polsce jest coraz gorzej.
Swoje dołożyła też reforma Zalewskiej. Wypalenia jak po wielu latach pracy w korporacji doświadczają dzieci jeszcze zanim pójdą do szkoły średniej...
"Coś się zaczęło. Co? Zaczął się pewien rok w moim życiu. Najbardziej zwariowany rok w moim życiu. Za który tak naprawdę dziękuję Wam. Dziękuję za Wasze wsparcie" - pisze Stiburski, teraz gdy jego nazwisko zainteresowanym znane jest w całej Polsce. Szkoła się zmienia i oby szła w kierunku Minimalnej. Trzymamy kciuki!