Na ten sprawdzian dzieci musiały przygotować się w wyjątkowy sposób. Nie wystarczył długopis i kartka. Trzeba było mieć... ściągi. Za nieściąganie groziła ocena niedostateczna. Zdaniem Przemysława Staronia, Nauczyciela Roku 2018 to rewelacyjny pomysł. Idea ta wywołała też dyskusję o tym, czy ściągi rzeczywiście powinny być nielegalne.
O swoim niecodziennym pomyśle "sprawdzianu ze ściągania" napisał nauczyciel fizyki Marcin Stiburski na facebookowej grupie otwartej "Szkoła Minimalna". "Reakcja, to niedowierzanie, szok, pytanie 'jak to?'. Powiedziałem im, że będę chodził po klasie i pilnował, aby dobrze ściągały" – napisał.
Uczniowie, gdy wyszli z pierwszego szoku, zachwycili się pomysłem nauczyciela. Kiedy okazało się, że klasówka musiała zostać przesunięta na kolejny dzień, cała klasa była zawiedziona – wszyscy przygotowali się perfekcyjnie. Na sprawdzian ze ściągania czekali z dużym zniecierpliwieniem.
"Musielibyście widzieć, z jaką energią wchodzili do klasy. Sam nigdy na żaden test wiedzy nie wchodziłem z takim entuzjazmem" – opisuje Stiburski.
Nauczyciel podszedł do klasówki z humorem. Uczniowie mieli, jak najlepiej potrafią, ukrywać, że ściągają, a belfer przechadzał się między ławkami i udawał, że nic nie widzi. Dla żartu pytał też niektóre dzieci ”czy ty aby nie ściągasz?!”
"Jeszcze nigdy nie widziałem takiego błysku dziecięcej radości w oczach, kiedy musiały opisywać zagadnienia z kolejnych pytań (…) Przypominało to klasę pełną dzieci, które piszą listy do swoich przyjaciół. Cisza, skupienie, śmiechy, gdy przechodziłem obok (…) Pięć zagadnień pisały około 40 minut w skupieniu, z zacięciem na twarzy, jaki pojawia się podczas rozwiązywania krzyżówek i rebusów" – czytamy w poście Marcina Stiburskiego.
Ściąga to objaw lęku
Zdaniem Przemysława Staronia, nauczyciela z II LO w Sopocie, Nauczyciela Roku 2018, sprawdzian ze ściągania to rewelacyjny pomysł. – Ściąga [nielegalna – przyp. red.] jest symptomem. Możemy ją zabrać i ukarać ucznia, ale w tym momencie tłuczemy termometr, żeby pozbyć się gorączki – mówi Staroń w rozmowie z MamaDu.
– Ściąga powinna być informacją dla rodziców i nauczycieli, że istnieje przyczyna, która stoi za zrobieniem ściągi. Pomysł Marcina Stiburskiego jest rewelacyjny, bo pokazuje dystans, daje poczucie wspólnoty, wykazuje wielkie poczucie humoru, które jest Świętym Graalem edukacji, i co najważniejsze – usuwa lęk. A to lęk często jest naszą gorączką – podsumowuje.
Bo przyczyn, dla których dzieci ściągają, jest wiele. Czasem to niechęć do wkuwania na pamięć definicji – sprawdziany odtwórcze, które nie wymagają myślenia, lecz przepisywania regułek czy wzorów nie mają żadnego sensu.
Jednak często to nie bezsensowne polecenia na sprawdzianach są przyczyną ściągania, lecz niestety lęk przed złą oceną i wszystkim, co z nią związane – karą od rodziców, kompromitacją w klasie i tak dalej.
Karanie za ściąganie na sprawdzianie odtwórczym to podwójny błąd. Po pierwsze, samo robienie własnej ściągi jest niezłą lekcją – żeby ją zrobić według własnych skrótów myślowych i skojarzeń trzeba zrozumieć temat. Po drugie, sprawdzian, który wymaga włącznie klepania definicji, nie jest skuteczną metodą edukacji.
"Najwyższy kunszt metodyczny"
Dlatego Marcin Stiburski zdecydował się na zadania twórcze, wymagające kreatywności i sprawnego korzystania ze źródeł.
"Zadałem pytania otwarte, lekko problemowe, nie encyklopedyczne, aby informacje posiadane na ich ściągach nie były jedynie do przepisania, ale aby stanowiły podstawę przemyśleń, którymi będą się musiały podzielić" – napisał na Facebooku.
Post nauczyciela udostępnił został udostępniony na facebookowym profilu "Budzącej się szkoły". To program, który promuje kulturę nauczania opartą na rozwoju potencjału uczniów, nauczycieli i szkół.
"Klasówka Marcina to najwyższy kunszt metodyczny, bo nie sprawdzała wiedzy, ale zdolność jej zastosowania, czyli to, o co chodzi w pozaszkolnym, czyli realnym świecie (…) Żaden profesor nie przygotowuje wykładu, korzystając jedynie z tego, co ma w swojej pamięci. Żaden architekt, projektując dom, osiedle czy most nie rezygnuje z fachowej literatury i dostępnych wzorców. A w szkole? W szkole zazwyczaj na sprawdzianach nie wolno z niczego, poza tym, co ma się w głowie, korzystać. To zupełnie sztuczna sytuacja" – czytamy w poście.
Jak się okazuje, przyzwolenie na ściąganie oraz sprawdziany, na których dozwolone są pomoce naukowe, nie są polskim nauczycielom obce.
"Zapowiedziałam właśnie kolejny test, na który kazałam przygotować ściągi. Ale ściągi mają być mapą myśli. Graficzną mapą myśli. Bez słów, liter, wyrazów. Ciekawa jestem, jaki będzie u mnie efekt" – brzmi jeden z komentarzy.
W klasie pana Marcina Stiburskiego ściąganie było obowiązkowe, jednak metodę uczniowie mogli wybrać sami. "Oczywiście znalazły się też osoby, które ściągały z telefonu, w którym sfotografowały cały rozdział z książki. Okazuje się, że mieli najtrudniej. Nauczyli się, jak trudno wyłowić z masy tekstu istotne informacje. Chyba następnym razem zrobią jednak własnoręczne ściągi" – pisze nauczyciel.
"Osobiście też pozwalam swoim uczniom na korzystanie ze ściąg. Ale tylko własnych, napisanych odręcznie. Taka ściąga to cenne źródło informacji. Uczy selekcji wiedzy, ćwiczy pamięć, rozwija korelację między zagadnieniami" – pisze inny nauczyciel w komentarzu pod postem "Budzącej się szkoły" i dodaje, że to doskonałe przygotowanie przed egzaminami maturalnymi.