Jedne mają dzieci roczne, drugie – osiemnastoletnie. Niezależnie od poglądów politycznych, otrzymanej edukacji i wielkości miasta, w którym żyją – idą z dzieckiem na wybory. Bo rządzić chciał ten, kto skazany był za gwałt. Bo od dyskryminacji homosekualistów, do dyskryminacji niepełnosprawnych krótka droga. Bo każdy głos się liczy.
Ewa, Gdańsk
– Zazwyczaj jestem członkiem Komisji Wyborczej, więc moje dzieci myślały, że “na stałe” tam pracuję. Zawsze zabieram je na wybory i tłumaczę, że idziemy głosować, żeby rządził ktoś rozsądny. Jak definiuję rozsądek? Tłumaczę, że chodzi o to, by każdemu żyło się dobrze, niezależnie od tego, czy ma fioletowe włosy czy jedną nogę albo mówi w innym języku – mówi mi Ewa, mama dwójki dzieciaków (2 i 4 lata).
Otwarcie mówi starszemu dziecku na kogo głosuje. W Gdańsku nawet przedszkolaki wiedziały, że prezydent Adamowicz zginął i że “wszyscy” idą głosować na panią Olę Dulkiewicz. – Ostatnio do przedszkola zaprosiłam też radnego z miasta – opowiadał, co robi i z czego składa się Gdańsk (dzielnice, radni, prezydent i mieszkańcy). Podobało się. To niewiele, ale na początek wystarczy 4-latkom – mówi.
Świadomości obywatelskiej uczy dzieci chodząc do lokalnych muzeów, pokazując im miasto, oraz mówiąc, dlaczego szanowanie prawa (np. nie zaśmiecanie i nie niszczenie zieleni) jest ważne. A przede wszystkim – dając im przykład.
Z doświadczenia z komisji wyborczej wie, że wiele osób chodzi głosować z dziećmi. Ludzie się uśmiechają i komentują, że dobrze dzieci wychowywać na obywateli i patriotów.
Ania, Olsztyn
Ania nie odebrała w domu wychowania obywatelskiego. Dopóki 3 lata temu nie urodził się jej syn, uważała, że chodzenie na wybory nic nie zmieni. Teraz poczuła odpowiedzialność za kraj, w którym Wojtek będzie żył.
– W zeszłym roku w Olsztynie w wyborach na prezydenta miasta do drugiej tury przeszedł Czesław Małkowski, który w sądzie pierwszej instancji został skazany za gwałt na urzędniczce (przyp.red. – 2 dni temu sąd zmienił decyzję i go uniewinnił), a mimo to zgwałcona dziewczyna nie miała w mieście życia. Uznaliśmy z mężem, że tak być nie może, żeby ktoś taki nas reprezentował i poszliśmy na wybory, syna oczywiście zabraliśmy ze sobą. Miał frajdę z tego, że mógł wrzucić karty do urny – mówi Ania
Chce od początku kształtować w nim postawę obywatelską – to, czego kiedyś jej zabrakło. Nie będzie się też ukrywać ze swoimi poglądami, bo "nie ma co chować dziecka do szaf". Prędzej czy później swoje usłyszy, więc lepiej, żeby usłyszało od rodziców, nie na podwórku.
Że głosować trzeba. Że głos się liczy. I że podstawą w głosowaniu jest brak dyskryminacji w programie partii.
Justyna, Białystok
Ma dwójkę dzieci – czteroletnią Matyldę ze spektrum autyzmu i dwuletniego Adama. I nie tylko na wybory z nimi chodzi.
– Gdy mieszkaliśmy w Warszawie, córka chodziła ze mną na marsze czarne i tęczowe. Od 1,5 roku mieszkamy w Białymstoku i nie odważyliśmy się zabrać dzieciaków na marsz równości, co okazało się słusznym posunięciem. Byliśmy tam i widok dzieci po drugiej stronie, machających środkowymi palcami i wyzywających ludzi, był dla mnie powalający. Długo dochodziłam do siebie – mówi.
Na wybory zawsze chodziła z całą rodziną: kiedyś to jej rodzice pozwalali wrzucać kartę do urny, teraz ona zachęca do tego swoje dzieci.
Często rozmawia przy nich z mężem o odpowiedzialności społecznej. Wierzy, że choć dzieci jeszcze tego nie rozumieją, chłoną to podświadomie. Uważa, że najgorsza jest powszechna wyborcza ignorancja i powiewający sztandar “mnie to nie dotyczy”.
– Jako mama dziecka z autyzmem podchodzę do tego inaczej. Zaczyna się od dyskryminacji mniejszości seksualnych, a kończy na niepełnosprawnych. Wszelka inność jest ryzykowna – tłumaczy. Dlatego dzieci chce przede wszystkim nauczyć tego, by nie były obojętne i wiedziały, że ich głos ma znaczenie.
Julia, Grudziądz
Mama 8-letniego Kacpra wspomina niedzielę w domu rodzinnym jako dzień stricte familijny. Szczególnie jednak pamięta niedziele wyborcze, które były dla niej atrakcją. Chodzenie do urny było dla niej oczywiste, dlatego kiedy na WOS-ie dowiedziała się, jak wygląda frekwencja, była przerażona.
– U mnie w domu jest tak samo, chodzę z moim ośmiolatkiem do urny. On wie, że każdy głos się liczy – to tak jak z oszczędzaniem do skarbonki. Im więcej pojedynczych monet, tym więcej kupisz w sklepiku! To do niego trafia, bo ma taki wiek, że dużo rzeczy przelicza na gumy do żucia – opowiada.
Kacper zna też jej poglądy, ale wie, że mieć inne poglądy to nie grzech. Wie, że ekologia jest dla mamy ważna, wie, co mama sądzi o podatkach “i niektórych daninach”. Zna temat aborcji – Julia wytłumaczyła mu, że kobieta ma wybór i nie zawsze zapłodnienie równa się dziecko, że można wziąć tabletki, dzięki którym płód “zniknie”.
Julia nie uważa, że jest za mały, żeby znać odpowiedź na nurtujące go pytania. Kiedy powiedział jej, że ma "dziewczynę", zaopatrzyła się w książki dotyczące edukacji seksualnej dostosowane do jego wieku.
Nie wie, jak zareagowałaby, gdyby w przyszłości syn miał zupełnie odmienne poglądy, bo "znamy się na tyle, na ile nas sprawdzono". Pewnie po prostu nie rozmawialiby o polityce.
Aga, Skierniewice
Jest dzieckiem politologa i "wariatki" politycznej. – Od kiedy pamiętam w domu śledziło się wieści ze świata polityki. Podobno moim pierwszym słowem był pluralizm. Wybory były ważnym wydarzeniem w domu. Do tej pory nam zostało to jako rodzinne wyjście, poszerzone o mojego synka i naszych partnerów – mówi.
– Kiedy dorosła, przestała się zgadzać światopoglądowo z rodzicami – będąc (jak sama mówi) córką "starych komuchów”, głosowała na prawicę, choć nie partię rządzącą.
Zabiera ze sobą Wojtusia, który ma rok i trzy miesiące. Chce, żeby w przyszłości wiedział, że jest ważny jako jednostka i nikt nie ma prawa mu wmówić, że jego decyzje nie mają znaczenia. A jeśli będzie narzekać na cokolwiek, to ma do tego prawo tylko wtedy, kiedy w czymś brał udział.
– Trzeba od małego pokazywać, czym jest rola obywatela, po co, na co i skąd są pieniądze w budżecie państwa. Jak działa inflacja, że pieniądze nie mogą być po prostu dodrukowane – mówi.
Kasia, Sieradz
14-letni Mikołaj nie może się doczekać, aż pójdzie z mamą na wybory. Już jako malutki chłopiec miał satysfakcję z wrzucenia kartki do urny, choć nie był wtedy świadomy, co właściwie robi.
– Teraz dyskutuje ze mną, na kogo zagłosuję i dlaczego w ten sposób wybrałam. Jest w wieku, w którym kształtują się jego postawy. Zawsze mówię mu, że możliwość uczestniczenia w wyborach to nasz przywilej, ale też obowiązek.Że jesteśmy odpowiedzialni za kraj. Z niecierpliwością czeka, aż jego głos również będzie się liczył – mówi Kasia.
Stara się, żeby nie było tematów tabu. Dużo rozmawiają np. o pedofilii w Kościele. – Dzisiaj w dużej mierze kształci dzieciaki grupa rówieśnicza, która nie zawsze ma rację i pewne rzeczy przedstawia źle. Chciałabym, żeby miał świadomość, że żeby mieć swoje zdanie trzeba posiadać wiedzę na dany temat – mówi.
Ewa, Myszków (pod Częstochową)
Córka Ewy ma już 18 lat, ale mama zabierała ją ze sobą na wybory od małego. Widzi, jaki jest efekt – im jej Alicja była starsza, tym bardziej czuła, że wybory to nie tylko odświętny spacer co 4 lata, ale współdecydowanie o ojczyźnie. Dziś nie wyobraża sobie nie iść na wybory.
Dla Ewy ważne było, żeby stosować przekaz pozytywny i nie głosować nigdy "przeciwko", a "za". – Starałam się ją wychować w poszanowaniu najnowszej historii, dorobku ostatnich 30 lat. W świadomości tego, ze jeszcze niedawno wybory nie miały żadnego znaczenia. Teraz dużo dyskutujemy o prawach kobiet, chodziła ze mną tez na Czarne Marsze – mówi.
Nie narzuca jej jednak poglądów, uważa, że naprawdę wychowujemy wtedy, kiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Czyli: nie możemy oszukiwać, musimy sprzątać kupy po psach, a kiedy coś nam się nie podoba – chodzić na protesty. Musimy też informować "a wiesz, dziś jest rocznica stanu wojennego" i opowiadać o tym, co się wtedy działo. W ten sposób za kilkanaście lat będziemy mieć lepszy świat.