Każdy rodzic ma lepsze i gorsze chwile. W większości przypadków uśmiech dziecka i skuteczna sztuczka wychowawcza wynagradzają nam wszelkie przykrości. Jednak co w sytuacji, w której cierpienie i nienawiść do bycia rodzicem nie mija?
Jedna z mama podzieliła się intymnym wyznaniem. Pisze, że kocha swe dzieci, jednak nie znosi bycia mamą. Czy zasługuje ona na surową krytykę?
"Za pierwszym razem, gdy przyznałam to głośno, siedziałam w łazience. Był wczesny wieczór i nic, co wiązało się z planem dnia moich córek (8 i 4 lata) nie szło po mojej myśli. Jednak to nie był tylko kiepski dzień. To było głębokie nieprzyjemne uczucie, że takich dni było wiele i wiele jeszcze przede mną. Wycedziłam, łykając łzy: nienawidzę tego.
Drugi raz przyznałam, że nie znoszę być rodzicem, gdy rozmawiałam z mamą. Nigdy nie byłam z nią szczególnie blisko, jednak z tej kwestii czułam, że jest moją bratnią duszą.
– Kocham moje dzieci, ale rodzicielstwo? To, czym rzeczywiście muszę się zajmować jako rodzic? Nie sądzę, bym to lubiła – stwierdziłam. Byłam przygotowana na surowy osąd. Moja mama rzekła: – O mój Boże, ja też! Tak się cieszę, że mi to powiedziałaś. Myślałam, że jestem potworem.
Rodziców, którzy mierzą się z tym wewnętrznym konfliktem, spotkałam w życiu wielu – i na żywo, i w sieci. Kilka lat temu byłam na przyjęciu, na którym poznałam kobietę. Miała ponad trzydzieści lat i dwójkę dzieci. Wino zdecydowanie rozwiązało jej język. Stwierdziła wówczas, że to okropne, podłe uczucie kochać małego człowieka każdą komórką swego ciała, a jednocześnie marzyć, jak wyglądałoby życie bez niego.
Wiele razy pytano mnie, czy przypadkiem nie jest tak, że każdy rodzic czasem czuje się w ten sposób? Odpowiadam: nie. Bo na rodziców, którzy czasem cierpią, czasem wątpią, miewają wyrzuty sumienia, czeka pocieszenie. Czekają rodzicielskie triki. Czekają skuteczne porady, jak przetrwać i dalej odkrywać jasną stronę bycia mamą czy tatą. Na takich rodziców jak ja, to nie działa. Na cierpienie, które przeżywamy zabarykadowani w łazience, nie ma magicznej sztuczki.
Pewna pełnoetatowa mama powiedziała mi kiedyś, że dla niej rodzicielstwo w dużej mierze jest prostą, powtarzalną, nudną pracą. Kontrola plecaków, mycie pojemników na kanapki, zapełnianie pojemników na kanapki, kontrola szkolnych obowiązków. Zgadzam się z tym. Ten plan dnia mnie nie boli, ale nuży i irytuje. Gdy słyszę, że niektóre mamy rozkoszują się rodzicielstwem i do każdego matczynego obowiązku podchodzą z miłością, zaczynam mieć wyrzuty sumienia.
Podobnie jest, gdy słyszę, że mamy płaczą, gdy oddają dziecko do przedszkola. Ja krzyknęłam w duchu: 'Alleluja!'. Tak, podpiszę się pod popularnym zdaniem: kocham swoje dzieci, szczególnie gdy nie jestem z nimi.
– Rodzicielstwo to dziwna mieszanka nieprzewidywalności z przewidywalnością. To doprowadza mnie do szału. Jednego dnia mówisz do dziecka, by poszło do łóżka i ono to robi, a kolejnego dnia to samo polecenie działa jak rzucona w błoto bomba – opowiadała mi kiedyś pewna mama.
Dlaczego tak jest? Nasze matki też musiały godzić rodzicielstwo z pracą, a rozpacz była mniejsza. Jak to możliwe, że współczesne matki bywają tak wypalone i nieszczęśliwe? – Jako rodzice zmieniły się nasze oczekiwania wobec siebie samych. Gdzieś po drodze my, w sensie kulturowym, zamienialiśmy rodzicielstwo w pracę – napisał KJ Dell’Antonia, redaktor rubryki o rodzicielstwie 'New York Times'a'.
Po wielu rozmowach z mamami i ekspertami zrozumiałam, że każdy rodzic, który cierpi w swej roli, musi najpierw zrozumieć, że miłość i nienawiść się nie wykluczają. Że można bezgranicznie kochać swe dzieci, a jednocześnie nienawidzić wszystkiego, co trzeba wokół nich zrobić.
Poza tym trzeba wyjść z szafy i przestać kryć się ze swoimi emocjonalnymi trudnościami. Wyrzuty sumienia nic nie dają. Dziś rano znów zaciskałam zęby, gdy trzeba było każdemu dziecku przygotować śniadanie i zmobilizować do jedzenia. Nie udawałam, że się męczę.
Jednak wiem, że to była tylko chwila, nie każda spędzona z dziećmi sekunda musi być idealna. Teraz wolę skupiać się na tych, które są dla mnie piękne bez wysiłku. To o wiele, wiele ważniejsze".