Testy 8-klasistów za kilka tygodni, a Centralna Komisja Edukacyjna ma fatalne wieści: na 15 umiejętności, które sprawdzają testy, aż 9 sprawia uczniom duże, lub bardzo duże problemy. MEN po wniosku NIK o zawieszenie matury z matematyki wzruszył ramionami. Czy i tym razem nikt nie wyciągnie wniosków?
"Koszmary nocne, niepokój i stres" O skutkach reformy edukacji, której założeniem była likwidacja gimnazjów napisano już chyba wszystko. Podstawa programowa jest tak przeładowana, że nauczyciele są w stanie omówić na lekcjach tylko 60 proc. materiału. Resztę dzieci nadganiają w pracach domowych.
W efekcie zarywają noce, uczą się głównie po to, by jakoś przetrwać kolejny sprawdzian, test, kartkówkę. Żyją w stresie i doświadczają wypalenia jeszcze przed choćby zbliżeniem się do decyzji "kim chciałabym być, jak dorosnę".
Inną naturalną konsekwencją reformy jest podwójny rocznik. Teoretycznie miejsc w szkołach średnich dla absolwentów gimnazjów i 8-klasistów z podstawówek jest wystarczająco dużo, by wszyscy mogli się wykształcić. Jednak łączna liczba miejsc w szkołach zgadza się dla... całego kraju. W rozmieszczeniu wolnych miejsc na mapie są dysproporcje.
Choć MEN i kuratoria starają się uspokoić uczniów i rodziców, że nie będzie większej rywalizacji, oczywiste jest, że to nieprawda. Uczniom nie jest bez różnicy, do jakich szkół się dostaną. Szkoły, przede wszystkim te w dużych miastach przygotowują się na oblężenie.
Jak wiadomo, warszawskie placówki zaplanowały już "rozmiary” klas: najmniej to 28 uczniów, najwięcej 36. Jednak znakomita większość szkół oscyluje wokół górnej granicy. Ponadto wiadomo, że niektóre szkoły przyjmą tylko byłych gimnazjalistów lub tylko uczniów po podstawówce.
"Dziękuję pani Zalewskiej za koszmary nocne, niepokój i stres” – napisała w liście do administratorów profilu "Nie dla chaosu w szkole" uczennica 3 klasy gimnazjum. Dziewczyna boi się, że mimo średniej 4,75 nie dostanie się do szkoły, do której chciałaby chodzić.
Widmo testów
W kiepskiej sytuacji są też 8-klasiści. Przed nimi testy, które nie rokują najlepiej. Testy próbne z języka polskiego okazały się trudniejsze, niż się spodziewano. Niektóre zadania nie miały precyzyjnych poleceń, a małych form zadań otwartych było tak dużo, że wielu uczniów nie przystąpiło nawet do głównego zadania pisemnego.
W teście znalazły się też typowe zadania-pułapki, czyli "z jakiej książki pochodzi cytat". Bez dokładnej znajomości lektury nie da się zyskać punktów, a nie od dziś wiadomo, że uczniowie korzystają głównie z opracowań. I nie jest to ich wybór i świadome ryzyko – często wydaje się to zwyczajnie rozsądniejsze rozwiązanie. Lektur obowiązkowych jest w spisie kilkanaście rozłożonych na dwa lata nauki (7-8 klasa). Czyli średnio jedna lektura na półtora miesiąca nauki.
Kto z dorosłych czyta dziś książkę za książką z przeznaczeniem na jedną ok. 6 tygodni? No właśnie... a to tylko jeden przedmiot w planie lekcji!
– Moi uczniowie w poprzednich latach, opuszczając szkołę podstawową, mieli wyniki statystycznie ponad 70 proc. skuteczności, a w tym roku egzamin próbny ósmoklasisty (Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego) zdali na 36 proc. - mówiła w rozmowie z MamaDu nauczycielka języka polskiego, pani Katarzyna.
Ach te fatalne dzieci
Dlatego, teraz gdy CKE alarmuje, że uczniowie nie są gotowi do podejścia do testów 8-klasisty, ogarnia mnie złość. Serio?! To uczniowie nie są gotowi? A mnie się wydaje, że to testy nie są gotowe, by normalne dzieci mogły je zdać. Co więcej, że system nie jest gotowy, by dzieci porządnie edukować. Dzieci z krwi i kości, które mają swoje słabości, mocne strony i emocje. Nie roboty, które według obliczeń i szacowań, powinny dać radę.
Dzieciaki powinny chodzić do szkoły, by poszerzać horyzonty, dowiedzieć się czegoś o sobie i wybrać zawód na przyszłość. A tam tylko kłody pod nogi i ciągłe kręcenie nosem, że nie są takie, by pasować do systemu. Są inne, niż oczekują dorośli. To podejście udziela się wszystkim – i nauczycielom, którzy zaniżają oceny, i rodzicom, którzy wymagają coraz więcej. Cenę płacą dzieci.
Testy powinny być szansą na lepszą przyszłość (podobnie jak matura). A są pułapką. Z badań przeprowadzanych przez CKE wynika, że tylko 43. proc uczniów w pełni rozumie polecenia zadań. Niecała połowa!
Ponadto na teście z języka polskiego 8-klasiści sprawdzani są z opanowania siedmiu umiejętności: czytania utworów literackich i ich rozumienia na poziomie niedosłownym, tworzenia wypowiedzi, praktyczne stosowania zasad ortografii i interpunkcji, znajomości gramatyki języka polskiego rozumienie tekstów kultury oraz zróżnicowania języka polskiego (np. znajomość frazeologii).
"Z czterema pierwszymi uczniowie nadal mają duży lub bardzo duży problem. Najtrudniejsze jest dla nich poprawne stosowanie zasad gramatyki" – pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Dalej: na cztery z badanych w teście z matematyki kompetencji, uczniowie posiadają... jedną – wykorzystywanie i tworzenie informacji (np. odczytywaniem i interpretowaniem danych przedstawionych w formie tabel, diagramów, wykresów).
"Z pozostałymi: wykorzystywaniem i interpretowaniem reprezentacji, sprawnością rachunkową oraz umiejętnością rozumowania i argumentacji radzą sobie źle, a w przypadku tej ostatniej – bardzo źle" – czytamy w "DGP". W teście matematycznym znalazło się zadanie, którego treść zrozumiało raptem 16 proc. uczniów.
Lekcja pokory
Przy takiej skali problemu jasne jest, że winne nie są dzieci. Winne są m.in. metody nauczania, które w przypadku matematyki zostały ocenione przez NIK jako fatalne. Jak wiadomo, MEN wzruszył ramionami i upiera się przy swoim. Zresztą tak samo, jak w przypadku odchudzania podstawy programowej, czy jakiejkolwiek inicjatywy związanej z dużą ilością prac domowych. Dla przypomnienia: w tych sprawach apelował nawet Rzecznik Praw Dziecka.
Czy w przypadku testów będzie tak samo? Czy nadal będziemy systemowo dokręcać dzieciom śrubę w nadziei, że to poprawi ich wyniki w nauce? Czy może jednak można liczyć na cień pokory i ktoś, kto układa testy 8-klasistów, łaskawie skonstruuje je adekwatnie do jakości nauczania? Może przemęczenie uczniów, przepracowanie nauczycieli i wyniki testów oraz badań CKE w końcu sprawią, że banalna wydawałoby się refleksja, że wymagania stawiane przez MEN są nierealne, stanie się bliższa osobom decydującym o edukacji w Polsce?
Jak niedawno pisała Manuela Gretkowska: "my musimy oblać co 6 dziecko, zniweczyć jego plany, ambicje. Reszta przecież zdaje, część z nich nieważne jakim kosztem – korki, leki uspokajające. Jeśli zrobimy z tym porządek, spadniemy w rankingach depresji i samobójstw naszych nastolatków. Chcemy zrezygnować, z naszej Księgi Rekordów Guinnessa w byciu ćwokami Europy?"