Julka z rezygnacją spogląda na wykaz swoich ocen z języka polskiego. - Po co ja się tak starałam? - pyta 11-latka. Od początku drugiego semestru nie dostała oceny gorszej niż czwórka z plusem. Od lewej do prawej niemal same piątki. Jednak nauczycielka nie chce wystawić Julce na koniec roku oceny wyższej niż czwórka. - To dlatego, że na półrocze miałam trzy.... - wyjaśnia dziewczynka.
Jak się okazuje, nauczycielka "by zmotywować" dziewczynkę do pracy wystawiła jej niższą ocenę niż tą, na którą miała szansę. - Wychodziło mi trzy z plusem, ale trójka miała spowodować, że będę się więcej uczyć – mówi Julka. Dla dziewczynki decyzja nauczycielki była sygnałem, że jeśli będzie się starać, na koniec roku zostanie to docenione... Wygląda na to, że się pomyliła.
Przypadek Julii nie jest odosobniony. W bardzo wielu szkołach nauczyciele tłumaczą, że nie mogą na koniec roku wystawić oceny wyższej niż o jeden stopień w stosunku do oceny półrocznej, ponieważ ocena końcowa jest średnią ocen z całego roku.
Faktem jest, że ocena na koniec roku to ocena za całokształt osiągnięć. Zasady wystawiania stopni w każdej szkole określa wewnętrzny system oceniania. Jak poinformował nas rzecznik prasowy Kuratorium Oświaty w Warszawie, Andrzej Kulbatycki, system ten nie może być sprzeczny z ogólnym rozporządzeniem ministerstwa. W nim zaś nie ma zapisu, który mówiłby o braku możliwości wystawienia oceny całorocznej wyższej niż o jeden stopień w stosunku do oceny semestralnej. Pokazuje to praktyka – są szkoły, w których wystawia się oceny o dwa stopnie wyższe.
- Przede wszystkim sądzę, że zawsze warto porozmawiać z nauczycielem – zarówno dlatego, że dialog jest najlepszą formą rozwiązywania problemów, jak i dlatego, że łatwiej wtedy ustalić fakty. Natomiast wiem, że część nauczycieli stosuje taką praktykę, co mnie bardzo smuci, gdyż sam uczę w liceum i wiem, jak ważna jest pozytywna motywacja uczniów, a nauczyciele w zakresie oceniania mają naprawdę dużą swobodę – mówi Przemysław Staroń, psycholog Uniwersytetu SWPS Sopot, kulturoznawca, nauczyciel etyki, filozofii i wiedzy o kulturze w II LO im. Bolesława Chrobrego w Sopocie.
- Kluczowe jest docenianie starań dzieci. Nie chodzi tu o mechaniczne czy wyuczone „jesteś super”, lecz podkreślanie postępów, docenianie wysiłku i widzenie zawsze mocnych stron dziecka w absolutnie pierwszej kolejności. Zarówno jako nauczyciel, jak i psycholog wiem, że dobre, mądre motywowanie, dopingowanie i wspieranie uczniów to najlepsza rzecz, jaką można zrobić dla nich zrobić. A jako że my, nauczyciele, mamy do dyspozycji narzędzie, jakim jest system oceniania, warto z niego uczynić coś sprzyjającego rozwojowi, a nie na odwrót – dodaje nasz ekspert.
Z jego doświadczeń, również osobistych, wynika, że takie postępowanie zawsze przynosi fantastyczne rezultaty. - W szkole byłem prymusem. Pamiętam, że kiedyś zachorowałem i kiedy wróciłem po długiej nieobecności, fatalnie poszła mi klasówka z chemii. Nie rozumiałem za grosz tego materiału. Dostałem dwa. Moja nauczycielka przyszła do mnie i powiedziała: słuchaj, jeśli napiszesz kolejną klasówkę, z innego materiału, na piątkę, zapomnę o tej dwójce. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. To, że miała w pamięci, że generalnie się uczę i przykładam. Że tak potrafiła to docenić. Urosły mi skrzydła i naprawdę poczułem, że nie tylko z następnej klasówki chcę dostać piątkę, ale również, że chcę poprawić tę dwójkę. I tak się stało – opowiada Przemysław Staroń.
Nauczyciel wspomina również te mniej przyjemne doświadczenia, kiedy był tylko karany za swoje potknięcia. - Potrząśnięcie kimś jest naturalnie czasami potrzebne, ale stawianie kogoś do pionu nie ma nic wspólnego z karaniem, a tym bardziej z karaniem rozumianym jako regularna i jedyna metoda oceniania. Kara nie zachęca do nauki, to cios w ambicję, motywację i relację. Oczywiście z sytuacji, w której zostaniemy ukarani, płyną dla nas wnioski, ale wynika to nie z magicznego działania kary, ale z naukowo udowodnionej umiejętności przewartościowywania doświadczenia. Te same wnioski - i o wiele więcej dobrego - uczniowie mogą wyciągnąć, kiedy zamiast kary zastosujemy mądre połączenie bycia z nimi, budowania relacji, wyciągania konsekwencji i okazywania im, że są ważni – podsumowuje nasz ekspert.
Wszystko to składa się na definicję metody "czerwonego długopisu" - wytykanie błędów, bez podkreślenia tego, co jest warte pochwały. - Ten schemat myślenia dostrzegam w mentalności wielu osób, także wielu nauczycieli. Bardzo trudno jest im zauważać to, co dobre, a łatwo wyłapywać to, co złe, nie tylko kiedy oceniają uczniów, ale i zjawiska społeczne. Owszem, jesteśmy żenująco wynagradzani, owszem, mamy mało czasu na pogłębioną ocenę ucznia, owszem, system traktuje nas źle, a "dziobany dziobie", ale jeśli chcemy wymagać od uczniów mądrości i dojrzałości, to sami starajmy się być dojrzali i mądrzy. A kto nie chce, szuka powodu, natomiast kto chce, szuka sposobu – dodaje Przemysław Staroń.
Jeśli wasze dzieci czują się niesprawiedliwie potraktowane, pozostawione bez szansy poprawy, zapoznajcie się z wewnętrznym systemem oceniania w ich szkole. Bardzo prawdopodobne jest, że nie ma w nich zapisu, który mówiłby, że różnica między oceną półroczna a całoroczną nie może być wyższa niż o jeden stopień. Wówczas wszystko zależeć będzie od dobrej woli nauczyciela. Dziecko, które dostaje szansę dostaje również sygnał, że da sobie radę i że jego starania mają sens.