"Jeśli zrobimy z tym porządek, spadniemy w rankingach depresji i samobójstw naszych nastolatków. Chcemy zrezygnować, z naszej Księgi Rekordów Guinnessa w byciu ćwokami Europy?" – ironizuje w poście Manuela Gretkowska. Historia jej córki i setki komentarzy o podobnej treści to kolejny argument przeciw obowiązkowej maturze z matematyki i polskiej mentalności w nauczaniu.
NIK wydał opinię o poziomie nauczania matematyki w polskich szkołach. Po wynikach kontroli uznano, że przy zastosowaniu obecnych metod nauczania, matura z matematyki nie powinna być obowiązkowa. Najwyższa Izba Kontroli zaapelowała do MEN o zawieszenie egzaminu.
Nie trzeba było długo czekać na odpowiedź. Ministerstwo dosadnie zripostowało wyniki raportu, uznając, że decyzja o zawieszeniu matury z matematyki byłaby "powtórką fatalnej decyzji podjętej w 1982 r., bez żadnego uzasadnienia naukowego".
Sytuacja ta sprowokowała Manuelę Gretkowską, polską pisarkę, działaczkę społeczną i założycielkę Partii Kobiet, do opisania doświadczeń szkolnych swojej córki. Część z nich związana jest z matematyką. To historia m.in. o przemocy nauczycieli wobec dzieci. Post komentują setki internautów.
Polska vs. Stany
Z postu pisarki dowiadujemy się, że jej córka zmieniała szkołę wiele razy. Za każdym razem przez karygodne zachowanie kadry. W pierwszej szkole "wychowawczyni faworyzuje przemocowe dzieci. Zabieramy naszą siedmiolatkę, gdy w świetlicy 'energiczna' koleżanka tłucze ją i pakuje skarpetkę w usta, żeby nie krzyczała. Rodzice 'energicznej' nawet jej nie karcą".
Jako drugą Gretkowska wybiera dla swej córki szkołę ekskluzywną. Jak pisze, "koszty się nie liczą".
"Przecież tylko w tej szkole, o światowej renomie, dewizą jest brak przemocy i pedagogika łagodności. Do dnia, gdy przebierając Polę, pociągnęłam ją za rękę. 'Oj boli… – syknęła. – Tak samo, jak na matematyce. – Co, przepracowałaś rączkę? Tyle piszecie zadań? – Nie, nie umiałam jednego rozwiązać i pan mi rękę wykręcił… (...) Widziałam pierwszy raz Piotra zaciskającego pięści, poszedł w furii do szkoły porachować się z matematykiem". W następnej linijce postu pisarka nazywa nauczyciela "psycholem".
Kolejna szkoła okazała się trafiona pod względem wychowawczym, jednak z matematyką córka Gretkowskiej wciąż sobie nie radziła. Sytuacja zmieniła się, dopiero gdy dziewczynka wyjechała do Stanów. Już po pierwszym półroczu mama małej Poli dostała list z pochwałami.
"Powód jest prosty: nikt nie pędzi z materiałem. Póki cała klasa nie wyćwiczy, nie zrozumie, nie przechodzi się do następnych tematów" – wyjaśnia Manuela.
I opisuje: "Poli znika w USA dysleksja, nie robi błędów, z matematyki jest świetna. Szkolnie zahukane dziecko wykłóca się z nauczycielami o swoje, ku ich radości. Zostaje przywódczynią 'gangu meksykańskich dziewczynek', dzieci nielegalnych emigrantów, ponieważ też czuje się emigrantką. 'Mamo ja tak lubię chodzić do szkoły' – mówi pierwszy raz i ostatni, bo wracamy do Polski".
Największe "ćwoki Europy"
W Polsce koszmar matematyczny małej Gretkowskiej wrócił. Nauczyciel obiecywał, że maturę zdadzą wszyscy, bo ma swój system nauczania. "Polegał on na kiblowaniu dzieci. Uciekały z jego lekcji do toalety, ze strachu. Facet wynalazł własną metodę matematyczną zrozumiałą tylko dla niego. Był mizoginem przemocowcem, normalka. Trzeba czymś okupić dar nauki" – komentuje pisarka.
W dalszej części wpisu Gretkowska komentuje wyniki raportu NIK, postawę ministerstwa i ogólne podejście do dzieci i nauczania. Jej opinia jest skrajna.
"Co z tego, że w Finlandii, najlepszej w wynikach z nauk ścisłych, matma nie jest obowiązkowa na maturze? My musimy oblać co 6 dziecko, zniweczyć jego plany, ambicje. Reszta przecież zdaje, część z nich nieważne jakim kosztem – korki, leki uspokajające. Jeśli zrobimy z tym porządek, spadniemy w rankingach depresji i samobójstw naszych nastolatków. Chcemy zrezygnować, z naszej Księgi Rekordów Guinnessa w byciu ćwokami Europy?" – ironizuje pisarka.
"Zdarzają się podobno szkoły w Polsce, gdzie nauczyciele drą nieudane kartkówki z matmy i mówią: 'Niczego Was nie nauczyliśmy, nasza wina. Bierzemy temat od początku'. Ale statystyczna Polska jest inna. Składamy dzieci na ołtarzu własnej głupoty i nieporadności, pchamy księżom pedofilom, żeby zostały zbawione, a w szkołach okaleczone z ciekawości, radości życia" – dodaje na koniec.
Jej córka Pola wróciła do "amerykańskiego systemu, w którym nie dostaje ataków paniki, nie ma dysleksji, nie jest zapóźniona i nie potrzebuje korków".
"Taką szkołę pamiętam"
Jak się okazuje, doświadczenia córki Manueli Gretkowskiej podzielają internauci. "Właśnie taką szkołę pamiętam", "Całe moje szkolne życie to walka z matmą" – tego typu komentarzy jest pod postem Manueli Gretkowskiej zdecydowanie najwięcej. Internauci piszą, jak ich dzieci cierpią w szkołach, jak cierpieli sami, punktują wszystkie wady polskiej szkoły.
Jednak przy tej okazji głos zabrali też ci, którzy mają odwrotny problem – matura z matematyki to dla wielu pryszcz w porównaniu z interpretacją wiersza. Odwieczny spór między humanistami a umysłami ścisłymi – kto ma trudniej. Z punktu widzenia "umysłów ścisłych", oni, bo polonistki też bywają nieprzyjemne, klucz do interpretacji tekstów literackich bywa wyjątkowo abstrakcyjny, a matura z języka polskiego zawsze była, jest i będzie obowiązkowa.
Czy da się go rozwiązać? Najpewniej nie. Można jednak wyciągnąć wnioski z doświadczeń dzieci takich jak córka Manueli Gretkowskiej. Zamiast pędzić z materiałem, szukać skutecznych metod i pilnować, by cała klasa zrozumiała daną partię materiału.
Czy to realne? Oczywiście, że tak. Przykładem są choćby moje szkolne doświadczenia – z wykształcenia jestem polonistką, ale w podstawówce i w gimnazjum matematyka była dla mnie banałem. Ba, zdałam maturę z matematyki (nie najlepiej, ale się udało) i miałam trójkę w liceum w klasie o profilu matematyczno-fizycznym. Tylko dzięki traktowaniu uczniów, jak ludzi, a programu nie jak check-listy obarczonej deadline'ami, lecz porcji wiedzy, którą można przekazać na różne sposoby.