"Tylko gotówką do ręki". Samowolka księdza na rocznicy komunii zaskoczy nawet wierzących
Redakcja MamaDu
06 czerwca 2018, 13:49·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 06 czerwca 2018, 13:49
Komunijne wyścigi próżności to nie wszystko. Rocznica komunii może jeszcze bardziej zaskoczyć. Słowa księdza były dla mnie jak kubeł zimnej wody. Nie trzeba skończyć studiów, by wykonać proste działanie matematyczne, które pokazuje, ile ksiądz zgarnął za godzinę.
Reklama.
Wyprawiłam komunię trójce moich dzieci. W ubiegłorocznym czerwcu, po zakończeniu przyjęcia komunijnego odetchnęłam z ulgą. Więcej dzieci mieć nie będę, mój udział "festiwalu próżności" uznałam za zakończony. Kolejna komunia będzie komunią moich wnuków. Mam więc trochę czasu, zanim znów wezmę udział w czymś, co niestety w coraz mniejszym stopniu wiąże się z wiarą. Tak wiem, zależy to wyłącznie od mojego podejścia, ale gdy ksiądz za komunię moich dzieci zgarnia 11 tysięcy i w prezencie chce zegarek, to chyba w zrozumiały sposób zakłóca spotkanie moich dzieci z duchem świętym czy innym aktem wiary. – No cóż, było minęło – myślałam, a tu proszę, minął rok i znów znalazłam się w sytuacji, w której wiara została stłumiona kasą i przepychem. Rocznica komunii bowiem zaskoczyła mnie bardziej niż sama komunia, a właściwie to, co na niej się działo. Zacznijmy od początku.
Pójdziemy na mszę w eleganckim ubraniu, jak co niedzielę, dzieci przyjmą komunię i wrócimy do codziennych obowiązków – takie było moje wyobrażenie rocznicy pierwszej komunii. O ja głupia, jak się myliłam!
Rozczarowanie numer 1 – tylko gotówką do ręki
– 30 zł od dziecka i tylko gotówką przyjmuję – słowa księdza były jak kubeł zimnej wody. Ale za co mam płacić – dopytywałam zdziwiona. Poinformowano mnie, że pieniądze przeznaczone zostaną na ozdobienie kościoła kwiatami. Mmm, chyba nikt nie zauważył, że kościół został już przyozdobiony z pieniędzy rodziców, których dzieci brały komunię tydzień wcześniej. Część ma też iść na pamiątkową książeczkę. Zaciskam zęby i nie płacę. Nie uważam książeczki za niezbędną w edukacji moich dzieci.
Nie trzeba skończyć studiów, by wykonać proste działanie matematyczne – do rocznicy komunii przystępuje 6 klas czwartych, w każdej po min. 26 dzieci, czyli ok. 156 dzieci. Każdy z rodziców ma zapłacić 30 zł od głowy (bez zniżek w przypadku bliźniąt czy rodzin wielodzietnych). To daje nam ok. 4700 zł bez podatku do kieszeni księdza. Oczywiście może on je przeznaczyć na najświętsze cele, ale czy nie należało uprzedzić o tym rodziców nieco wcześniej niż na 2 dni przed mszą i czy nie należy w jakikolwiek sposób pokazać rozliczeń, poinformować, na co pieniądze zostały wydane. Kiedy rada rodziców zbiera na wycieczki czy prezenty dla nauczycieli, rozlicza się potem na zebraniu co do grosza, ale tu żadne zasady nie obowiązują.
Rozczarowanie numer 2 – zastaw się, a postaw się
Pech chciał, że jedna z moich córek wyrosła ze swojej sukienki komunijnej. Myślę – rośnie i zdrowo się rozwija, jak większość dzieci, które pewnie nie zmieszczą się w swoje ubiegłoroczne białe suknie. Za poradą katechetki ubieram córkę w jasnoróżową sukienkę po starszej siostrze i białe trampki (kupowanie białych pantofelków, które założy tylko raz, uznaję za stratę pieniędzy). Doskonale wiem, jak zmieniły się dzieci w jej klasie i idąc do kościoła, jestem przekonana, że stroje komunijne będą mieli tylko nielicznymi.
Po przekroczeniu kościelnego progu moja córka natychmiast ma łzy w oczach, rozglądam się po kościele i bez słów ją rozumiem. Ku mojemu zdziwieniu każda z dziewczynek ubrana jest w białą komunijną sukienkę! Do tego wianki, fryzury komunijne prosto od fryzjera, rękawiczki i wysadzane cyrkoniami torebeczki. Tu należy się wyjaśnienie – nie są to zeszłoroczne stroje komunijne! Ja uznałam za zbędny wydatek kupowanie pantofelków, ale pozostali rodzice z tej niewielkiej podwarszawskiej miejscowości nie szczędzili i obkupili dzieci od stóp po wianki na głowie w nowe rzeczy!
Na ubiegłorocznej komunii dziewczynki miały jednakowe, skromne sukienki. Wyobraźcie sobie, co działo się, teraz gdy każda mogła założyć taką, jaką chce. Moja córka była jedynym dzieckiem, które nie było w sukni ślubnej w wersji mini. Na rocznicę zjechały się całe rodziny dzieci, które potem świętowały ją w wynajętych specjalnie na tę okazję lokalach. No cóż – my nie. Wróciliśmy do domu, przebraliśmy się i uznaliśmy ten rozdział za zamknięty. Nie było u nas prywatnego fotografa, komunijnej wódki, ba nawet przyjęcia nie było. Wiele osób z mojej miejscowości uzna, że zawiodłam na całej linii. Ja jednak wciąż nie rozumiem, co się tam zadziało?! To nie jest miejscowość, w której żyją głównie majętni ludzie, wręcz przeciwnie. O braniu kredytu na komunię słyszałam, ale żeby na rocznicę komunii?! Festiwal próżności uznaję za zakończony. Wielu jednak będzie o nim długo pamiętać, spłacając comiesięczne raty.