Do interesantów mają zwracać się imieniem i nazwiskiem, a unikać form "pan", "pani" i "panna". Niedozwolone będzie też użycie określeń "matka" i "ojciec", zamiast tego muszą mówić o "rodzicu". Takie wytyczne otrzymali urzędnicy w Kanadzie.
Ta drobna językowa zmiana stała się kością niezgody wśród Kanadyjczyków. Podczas gdy aktywiści, m.in. z organizacji broniących praw osób LGBT, z radością powitali decyzję Service Canada, by urzędnicy tej instytucji używali "neutralnego płciowo" i "włączającego" języka, krytycy pomysłu kpią z hiperpoprawności politycznej.
Jeden z konserwatywnych polityków Andrew Scheer inicjatywę nazwał "idiotyczną". Inny parlamentarzysta, obecnie niezrzeszony Rheal Fortin, powiedział, że "cieszy się, że Service Canada nie ma na głowie większych problemów".
Kanadyjski minister ds. polityki rodzinnej, Jean-Yves Duclos, broni pomysłu i mówi, że zmiana urzędowego języka wynika z szacunku i konieczności podjęcia wysiłku, "by zaadaptować się do rzeczywistości rodzin XXI wieku". Wprowadzenie nowej dyrektywy ma pomóc uniknąć "określeń wskazujących na uprzedzenia wobec konkretnej płci lub tożsamości płciowej" – podkreśla.
Minister twierdzi, że słowa "pan", "pani" czy "matka" i "ojciec" nie są zakazane. Urzędnicy mogą używać tych określeń pod warunkiem, że petent wyrazi zgodę lub sam poprosi, aby zwracać się do niego w ten sposób.
Wśród krytyków inicjatywy są też sami interesanci. "Moja żona i ja żyjemy w XXI wieku. Oboje jesteśmy Kanadyjczykami. Za brak szacunku uważamy, gdy nie nazywa się nas "ojcem" i "matką". Szczególnie obraża nas pytanie: "Kto jest rodzicem nr 1" – jakby jedno z nas było lepsze!" – napisali na Twitterze działacze z grupy CitizenGO Canada.
Z kolei wśród zwolenników inicjatywy Service Canada znalazła się Helen Kennedy, szefowa reprezentującej interesy LGBTQ grupy Egale Canala. Uznała to za pozytywny "pierwszy krok", zaznaczając jednocześnie, że za takimi decyzjami powinno iść więcej edukacji na temat języka neutralnego płciowo.
Rząd Kanady znany jest z wielu równościowych inicjatyw, począwszy od składu gabinetu premiera Justina Trudeau, po kroki takie jak zmiana słów hymnu, w którym mowa była tylko o "synach" Kanady.