„Nic z tego nie będzie” – Kasia coraz częściej tak właśnie myślała o swoim związku z Marcinem. Byli ze sobą od czterech lat, kiedyś tworzyli bardzo udaną parę. Od dawna jednak przechodzili przez poważny kryzys. Właściwie to niewiele ich już łączyło. On miał swoich znajomych, swoje sprawy, ona swoje.
Siłą rzeczy spotykali się w domu i nieustannie kłócili się o jakieś drobiazgi. On nie akceptował jej bałaganiarstwa, ją do szału doprowadzała jego rozrzutność. A poza kłóceniem się, właściwie rozmawiali tylko o wspólnych rachunkach, zakupach i o tym, co na kolację (co również było pretekstem do nieustannych sprzeczek).
Kłótnia za kłótnią
Właściwie Kasia godziła się już z faktem, że czeka ich rozstanie. Byli parą przez cztery lata, kiedyś tworzyli bardzo udany związek. Nie wyszło, dlatego teraz rozejdą się, by nie znienawidzić się do reszty – tak myślała. Wtedy jednak stało się coś, co zmieniło wszystko. Zaszła w ciążę. I była w wielkim szoku – co teraz zrobią? Nie potrafią bez kłótni ustalić, co zjedzą na śniadanie, jak mieliby razem wychować dziecko? A jak ona ma znaleźć w sobie siłę, by podjąć się tego trudu jako samotna matka?
- Czułam się kompletnie skołowana, ale reakcja Marcina na wiadomość o ciąży bardzo mnie zaskoczyła. On się ucieszył. Ucałował mnie i powiedział mi, że jest szczęśliwy. Myślałam, że zwariował – opowiada Kasia. Ale przecież w takiej sytuacji nie mogli nie spróbować naprawić swojego związku. Obiecali sobie, że dołożą wszelkich starań, by między nimi było tak dobrze, jak dawniej.
Czy to im się udało? – Zdecydowanie nie. Mój brzuch rósł, byłam coraz mniej mobilna. A on beztrosko spędzał wieczory w gronie przyjaciół. Byłam zbyt zmęczona by mu towarzyszyć, siedziałam więc w domu i czułam się bardzo samotna – opowiada Kasia. I dodaje, że wielokrotnie prosiła Marcina, by spędzał z nią więcej czasu. Obiecywał, że tak właśnie będzie, a potem znów znikał z domu.
Okres ciąży Kasia wspomina strasznie. – Wciąż się sprzeczaliśmy, a potem godziliśmy się i obiecywaliśmy sobie poprawę. A potem znowu nie byliśmy w stanie się porozumieć. Czułam się samotna i nieszczęśliwa – opowiada. Jakim cudem pojawienie się dziecka na świecie miałoby coś między nimi zmienić? Nie miała złudzeń, wiedziała, że nic takiego się nie wydarzy.
Przełom
A jednak coś zaczęło się zmieniać. Przełomowy okazał się moment, kiedy Kasia pod koniec siódmego miesiąca ciąży trafiła do szpitala na oddział patologii ciąży. To był tylko fałszywy alarm, ale najedli się strachu. Marcin codziennie przyjeżdżał do niej, dotrzymywał towarzystwa, podnosił na duchu.- Nagle wszystko się zmieniło, był dla mnie czuły i opiekuńczy, jak dawniej – opowiada.
Oczywiście nie było tak, że od tej pory wszystko się ułożyło, żyli długo i szczęśliwie. Takich cudów nie ma. A jednak coś się zmieniło. Marcin lepiej jej słuchał, reagował na jej potrzeby. Ona też dokładała wszelkich starań, by on dobrze czuł się w ich relacji. Gdy mimo tego po raz kolejny doszło do kłótni, załamana Kasia po razy setny wykrzyczała mu wszystko to, co leżało jej na sercu. Wydawało się, że wszystko wróciło na dawne tory, ale jednak tak się nie stało. Tym razem oboje wzięli sobie do serca uwagi drugiej osoby i dotrzymali danych sobie obietnic, że w końcu się zmienią. Wtedy tego jeszcze nie wiedzieli, dopiero po czasie okazało się, że właśnie ta kłótnia okazała się przełomowa.
Najwyższy czas – termin porodu zbliżał się nieubłaganie. Początkowo Kasia nie chciała obecności Marcina. – To panikarz, bałam się, że zamiast mnie uspokajać, będzie tylko podgrzewał atmosferę – opowiada – Wiedziałam jednak, że mu na tym zależy, dlatego w końcu się zgodziłam, to była bardzo dobra decyzja.
Panikarz? Nie tym razem. Marcin uczynnie masował jej obolały kręgosłup, czule głaskał po głowie, podawał wodę, trzymał za rękę nawet wtedy, gdy z bólu wbijała paznokcie w jego skórę. – Po wszystkim Marcin opowiadał, że widział tylko zadanie do wykonania: zrobienie wszystkiego, co w jego mocy by zwiększyć mój komfort. To podejście się sprawdziło, był wspaniały, bardzo mi pomógł.
Nowy początek
To co było potem było trudne, ale i wspaniałe. W swojej córeczce zakochali się od pierwszego wejrzenia. Oboje dokładali wszelkich starań, by zapewnić jej wszystko, czego potrzebuje ale także by wspierać siebie nawzajem. Skąd taka zmiana? Marcin nie krył się z tym, jak wielkie wrażenie wywarł na nim poród. Widział jak Kasia cierpi potworny ból, ale jednocześnie potrafi wykrzesać z siebie nadludzką siłę. Niby normalna sprawa, naturalna w życiu kobiety, ale po tym doświadczeniu nie potrafił już patrzeć na nią bez pewnej dozy podziwu.
- Zawsze byliśmy świetnie dobraną parą, po prostu trochę się pogubiliśmy i dużo czasu nam zajęło ponowne odnalezienie się – spokojnie mówi Kasia. I opowiada o tym, jak dobrze im się układało po powrocie do domu ze szpitala. Oboje się starali, dbali o siebie i o dziecko, dobrze się dogadywali. – Oczywiście wciąż zdarzały nam się sprzeczki. Ale szybko umieliśmy się pogodzić i porozumieć, to nie było tak niezdrowe i wyniszczające jak dawniej.
Kasia obawiała się, że ta sielanka spowodowana pojawieniem się na świecie ich córeczki szybko się skończy. Ale nie. Mijały kolejne miesiące, a oni wciąż tworzyli udaną, zgodną parę. To jednak trochę kontrowersyjne: dziecko sposobem na kryzys w związku? – Nie, nie i jeszcze raz nie! – unosi się Kasia – W naszym przypadku pojawienie się dziecka na świecie był tym impulsem, który pozwolił nam na nowo się odnaleźć. Jednak szczerze odradzałabym traktowanie ciąży jako metody na rozwiązanie swoich problemów. I sama też wolałabym dowiedzieć się o tym, że spodziewam się dziecka w bardziej sprzyjających okolicznościach, z gwarancją tego, że mój partner mnie kocha i sprawdzi się w roli ojca.
A z drugiej strony wiele par, które takiego kryzysu nie doświadczyła, rozeszła się. Może w takim razie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło? – Może. Najważniejsze, że nasza córka ma kochających rodziców. Kochających i ją, i siebie nawzajem.