"Nie" dla pianek do golenia i zabawek made in China. Znamy lepszy pomysł na świąteczny prezent
Redakcja MamaDu
11 grudnia 2015, 15:22·6 minut czytania
Publikacja artykułu: 11 grudnia 2015, 15:22
Mężczyznom – skarpetki albo pianka do golenia, kobietom – zestaw kosmetyków do pielęgnacji, a dzieciom – czekoladowego Mikołaja w asyście zabawki made in China. A może by tak przestać chodzić utartym szlakiem i zafundować własnej rodzinie wyjątkowy prezent na gwiazdkę? Z pewnością niebanalnym pomysłem na świąteczną niespodziankę będą … bilety na Majorkę. Dlaczego akurat tam? Bo wyjechać na tą wyspę to tak, jak by odwiedzić Nibylandię albo Narnię. Podajemy niezbite dowody na to, że ta Majorka jest z kosmosu.
Reklama.
– Całe życie na walizkach – mówi o sobie Dorota. Odkąd rozpoczęła karierę rezydentki, zmieniła kilkadziesiąt krajów i nauczyła się kilku języków. Jakie państwo zapadło jej w serce najbardziej? O dziwo, nie są to legendarne Seszele ani żadne tam Malediwy. – Zakochałam się w Majorce. Zdecydowanie z wzajemnością – tłumaczy Dorota, która spędziła na wyspie 2 ostatnie sezony turystyczne jako rezydentka Neckermanna. – Podszkoliłam swój hiszpański i znalazłam tu wielu przyjaciół – dodaje. Zapewnia, że majorkańskie wczasy to w przypadku rodzin z dziećmi doskonały pomysł na urlop. Dlaczego?
Bo mają swój Bałtyk, tyle że na Śródziemnomorzu
Lokalne zatoczki kuszą turkusową wodą, białym paskiem (w niczym nie ustępującym naszemu bałtyckiemu) i – co ważne – czystością. Nic dziwnego, skoro Hiszpania zajmuje pierwsze miejsce w rankingu państw z największą liczbą błękitnych flag (są nadawane kąpieliskom, które spełniają najwyższe standardy takie jak czystość wody i bezpieczeństwo), które przyznaje Światowa Organizacja Turystyki. Kraj na swoim koncie ma już 681 flag, lwia część których przypada właśnie na Baleary.
Jeszcze 60 lat temu majorkańskie wybrzeże było pasmem dzikich plaż. Dziś wyspa może się pochwalić rozbudowaną infrastrukturą plażową. Bez problemów znajdziecie tu z maluchem ukrycie przed palącym słońcem, dostaniecie leżak, a plażowanie nie będzie wiązało się z koniecznością walki o teren. Sprawdziliśmy osobiście: na majorkańskich plażach nie znaleźliśmy ani jednego polskiego parawana.
Bo mały Polak będzie czuł się jak w domu
A w domu, jak wiadomo, nawet ściany pomagają. Majorkanie nazywane są przez pozostałych Hiszpanów … los Polacos. Skąd to przezwisko? – Jedna z legend głosi, że wszystko przez to, że język kataloński, w tym dialekt majorkański, był dla pozostałych Hiszpanów równie niezrozumiały, co i język Polaków – tłumaczy Dorota.
To jednak nie koniec związków Majorki z Polską. Lokalni mieszkańcy z dużym szacunkiem odnoszą się do Fryderyka Chopina. Wszystko dlatego, że słynny kompozytor swojego czasu spędził na wyspie pół roku. By upamiętnić to wydarzenie, Majorkanie utworzyli muzeum w klasztorze kartuzów w Valldemossie, gdzie to Chopin wraz ze swoją kochanką George Sand spędził część swojego pobytu na Majorce. Obok oryginalnego fortepianu, sprowadzonego przez Chopina z Paryżu, warto zobaczyć też aptekę pełną przyrządów i naczyń, w których mnisi przygotowywali lecznicze mikstury. Uwagi odwiedzających nie umknie też prezent, jaki Majorka otrzymała ... od Polaków. Są nim dwie wyglądające na zmęczone kilkumetrowe kukły przedstawiające Chopina i George Sand.
Paradoksalnie zachwyt Chopina pięknem majorkańskiej ziemi szybko zamienił się w nieukrywaną niechęć. Był to przełom 1838 – 1839 rr., i pech chciał, że para trafiła na zimę stulecia. Kompozytor się rozchorował, a lokalsi nie śpieszyli się z pomocą. Konserwatywni mieszkańcy traktowali z dezaprobatą artystę i jego towarzyszkę. Nie dość, że para mieszkała ze sobą bez ślubu, to na domiar złego George Sand paliła cygara i nosiła męskie garnitury.
Było – minęło. Zwłaszcza, że Valldemossa to jedno z najbardziej urokliwych miejsc na ziemi. Miasteczko leży u stóp gór Sierra de Tramuntana. Tamtejsze widoki zapierają dech w piersiach, a dookoła pełno jest plantacji oliwek, pomarańczy i cytryn.
Bo nie samą plażą Majorkanin żyje
Hotel – plaża – hotel. Urlop na wyspie z pewnością nie będzie przebiegał wzdłuż tej trajektorii. Majorka pełna jest atrakcji turystycznych, a zwiedzanie lokalnych zabytków jest dalekie od stereotypowego obrazu, gdy zawzięci turyści z padniętym od zmęczenia dzieckiem u boku muszą przemierzać kilometry, by zaliczyć jak najwięcej atrakcji. No bo „kiedy jeszcze wydarzy się wyjazd na Majorkę”. Niepotrzebnie, lokalna infrastruktura turystyczna jest dobrze przemyślana, a najważniejsze zabytki znajdują się w stosunkowo niedużej odległości od siebie.
Zwiedzanie w Palmie radzimy zacząć od gotyckiej Katedry La Seu, która od ponad 6 wieków dumnie wznosi się nad brzegiem morza. Została zbudowana z pomarańczowego piaskowca. W latach 1903-1914 dopieścił ją sam Antoni Gaudi. Słynny architekt przeprowadził reformę kościoła i ołtarza. Warte uwagi są także 2 wielkie witraże w kształcie koła składające się z 1236 kolorowych kryształów. To nie koniec uroków majorkańskiej stolicy. Zabytkowe kamienice starego miasta, katalońskie ogrody czy XIV-wieczny Pałac Almudania na długo zapadną w serce turystów.
W żadnym wypadku nie wolno Ci zapomnieć o miasteczku Soller w północno-zachodniej części wyspy. Dojechać tam możemy z Palmy zabytkowym drewnianym pociągiem, który kursuje nieprzerwanie od 1912 r. W tym miasteczku możesz zapomnieć, że jesteś w Hiszpanii. Tu wszystko bardziej przypomina południe Francji. Wszystko dlatego, że mieszkańcy od XIX wieku prowadzili handel z Francuzami, wysyłając do nich swoją oliwę i słodkie pomarańcze. W Soller znajdziemy też jedyną czynną linię tramwajową na Majorce. Zabytkowym tramwajem dojedziemy do niewielkiego Portu Soller.
Bo dzieci tu nie chorują
Żadna klątwa faraona nie jest straszna turystom, tłumnie odwiedzającym Majorkę. Lokalne służby sprzątające w przeciwieństwie do np. tych na włoskiej Sycylii działają sprawnie, a mieszkańcy wyspy słyną ze swojego zamiłowania do czystości. Nie ma więc mowy o workach śmieci pośrodku jezdni. Standardy higieny z reguły ściśle przestrzegane są także w knajpach i hotelach. Z tego względu Majorka jest odpowiednim miejscem do wypoczynku z dziećmi, które, jak wiemy, żadnej wirusówki nie przegapią.
Bo Majorkanie jedzą cocę i brudny ryż
Coca to nic innego, tylko chrupiące ciasto z rozmaitymi dodatkami (sardynkami, wędliną bądź rodzynkami). Mówi się, że jest spokrewniona z pizzą. W przeciwieństwie do okrągłej włoskiej siostry może obrać dowolny kształt, jak i wylądować na talerzu bez asysty sera. Kolejny smakołyk rodem z kosmosu to Aros Brut, co w dosłownym tłumaczeniu oznacza... brudny ryż. Czym zasłużył sobie miejsce w lokalnym jadłospisie? Choć nazwa nie brzmi zachęcająco, potrawa smakuje wyśmienicie. Aros Brut to odpowiednik hiszpańskiej paelli, tyle że na Majorce ryż jest duszony z szafranem i mięsem zajęczym bądź króliczym i warzywami. Już ślinka cieknie?
A to dopiero początek uczty. Mięsożerni zakochają się w sobrassadzie (suszona kiełbasa z chudego mięsa lokalnej rasy czarnych świń z dodatkiem mielonej papryki) czy longanizie, przypominającej chorizo, tyle że zamiast czarnego pieprzu zawiera paprykę. Majorka to także raj dla wegetarian. Owoce morze lądują tam na talerzu prosto z kutrów rybackich. Grillowane kałamarnice, ośmiorniczki i ryby wszelkiej maści – palce lizać. Maluch z kolei będzie zachwycony legendarnym majorkańskim napojem na bazie mleczka migdałowego, zwanym horchata de almendra.
Bo buszują tam piraci
Piraci dla mieszkańców Majorki są tym, czym obecnie Lech Poznań dla Legii Warszawa. Na przestrzeni XVI- XVII wieków Majorkanie byli notorycznie nękani przez tych rozbojników. Wystarczy spojrzeć na mapę wyspy: jedynie Palma leży na samym wybrzeżu, pozostałe miasta takie jak Inca, Campos, Pollenca czy Manacor chowają się w głębi lądu.
Za oknem XXI wiek, a piraci wciąż panoszą się na majorkańskich ulicach. Można ich spotkać podczas festynów i świąt. Rocznicę zwycięskiej bitwy z piratami obchodzi m.in. miasteczko Soller, dlatego koniecznie zabierz tam malucha. Mieszkańcy przebierają się w historyczne stroje, strzelają ze starodawnej broni palnej i petard, a piraci malują twarze sadzą. Chętnie dzielą się nią też z przypadkowymi gapiami. Święto wieńczy inscenizacja bitwa na plaży, w której zaciekle walczą ze sobą przebierańce.
Bo na Majorce niedźwiedzie trzymają się z żyrafami
Rzęsy Lollo są równie długie, co i jej szyja. Ta żyrafa starannie dba o kreacje: jej pomarańczowy kombinezon doskonale podkreśla kolor jej różek. Niedźwiedź Berni – jak na chłopca przystało – nie zaprząta sobie głowy kwestią wyglądu. Jego hasło to: granatowy kombinezon dobry na każdą okazję. Lollo i Bernie przybyli na Majorkę po to, by zabawiać dzieci, podczas gdy ich rodzice delektują się chwilami dla siebie samych.
Lollo i Berni to słynne maskotki Neckermanna, które stoją na czele klubów animacji, gdzie najmłodsi wczasowicze rozwijają swoje talenty pod opieką wychowawców z różnych zakątków Europy, w tym z Polski. Żyrafa i niedźwiedź są tylko jednym z licznych przykładów tego, jak Majorka wspiera rodziców, próbujących wypocząć z maluchem na pokładzie. Na wyspie znajdziemy też delfiny i foki, które żyją w wodach Oceanarium Marineland, i mnóstwo innych zwierzaków w jedynym zoo na wyspie.