„Najbardziej na świecie nienawidzę tych kilku dni przed Dniem Matki. Zazdroszczę dziewczynom, które wtedy widzę z matkami. Żałuję, że nie spędzę tego dnia ze swoją. Że nie zdążyłam z nią porozmawiać. Zapytać: „dlaczego?", wybaczyć.
Justyna: Myślisz, że zdążysz, że jest czas, prawda? Albo w ogóle o tym nie myślisz. Pielęgnujesz złość wobec matki. Albo żal. Unikasz kontaktu. Albo, ot po prostu, nie masz dla niej czasu – bo praca, bo życie, znajomi. A potem ona nagle umiera.
Nie popełnij moich błędów.
Kim jest dla Ciebie matka?
Jeśli wciąż żyje, prawie na pewno nie przywiązujesz do szczegółów z przeszłości wagi, mam rację? Nie pamiętasz ciast, które piekła, kotletów schabowych, jej bajek, albo tego, że tych bajek nie opowiadała. Ale za ileś lat te szczegóły będą wszystkim co ci zostanie.
Moja mama była kolorowa, piękna, wymagająca. Trochę niedostępna, w swoim świecie. A jej świat to były książki, koleżanki i tłumaczenia, które robiła po nocach. Pamiętam jej czarne włosy, które pachniały wanilią i czerwone usta. Przysięgam, że kiedy żyła miałam gdzieś jej włosy. To były właśnie te nic nie znaczące szczegóły, które wracają do ciebie, gdy kogoś zabraknie.
Tata bardzo kochał mamę, my też. Kogo kochała mama? Jako dorosła kobieta myślałam ze złością: „Chyba tylko siebie". Ale uwielbiałam chwile, gdy obejmowała nas spontanicznie, wtulała się i mówiła: „Moja ukochana rodzina". Jej bliskość trwała zwykle tylko chwilę. Pojawiała się i znów znikała w pokoju zajęta swoją pracę. „Miłość ambiwalentna" tak potem terapeutka określiła naszą relację.
Dlatego tak bardzo potem bałam się zostać matką.
Co zabrała?
Gdy byłam na studiach, często upijaliśmy się z przyjaciółmi, wyrzygiwaliśmy co złego zrobili nam rodzice. To były gorzkie historie, które chyba są udziałem 80 procent ludzi. Mówiliśmy o nieodpowiedzialności, przemocy. O bólu dziecka, które nie jest przygotowane na przeżywanie bólu. Niektóre historie były jak potwory, miażdżyły nas i niszczyły. „To przez to nie umiem kochać". „To dlatego wciąż przyciągam złych ludzi". „jestem wiecznie niezadowolona", „pogubiony".
Ale były też historie prostsze. Bez przemocy. Bardziej o zaniedbaniach, nieuwadze, wychowaniu, które miało nas zaprowadzić „gdzieś", a zaprowadziło „donikąd".
Rodzice byli naszymi najgorszymi wrogami, my ich najgorszymi sędziami. Tak, jest taki wiek.
Wtedy też myślałam dużo o tym, co zabrała mi moja mama. Uważałam, że zabrała mi: poczucie kobiecości ( „kochanie, przytyłaś musisz mniej jeść"), poczucie wartości („Nie rozumiem dlaczego nie dostałaś z tej klasówki piątki"), poczucie bezpieczeństwa ( „zaraz się pobawimy" „zaraz wrócę"). „Zaraz" i „nie teraz" to były jej ukochane słowa. Żadne „już" po nich nie następowało. Albo następowało po wielu godzinach. Długo myślałam też, że zabrała mi poczucie wpływu i umiejętności decydowania o sobie ( „archeologia co to za studia!!! Powinnaś iść na prawo.To ja cię utrzymuję!) i przekonanie, że mogę sama wybrać sobie partnera („On? No jest miły, ale nic więcej. Powinnaś mieć ambitniejszego chłopaka").
Moja dorosłość
Uciekłam od niej do starszego mężczyzny. Nie akceptowała tego wyboru. „Po ci taki stary facet?!". Tata ją uspokajał, a ona mówiła: „Ale przecież mogę mówić co myślę, prawda?". Miesiącami starałam się o dziecko. Każde spotkanie z mamą męczyło. „Nie macie na pewno dziecka, bo on już nie może". „A dlaczego macie tu taki bałagan?", „Czy tej ściany nie można by inaczej pomalować?" „Dlaczego nie uczysz się już tak intensywnie języków". Każda kawa, obiad to rozgrywka. A ja staram się udowodnić, że dobrze żyję. Inaczej niż ona, ale dobrze. „Mamo, możesz mnie zaakceptować?". Westchnięcie.
Któregoś dnia wyrzuciłam ją z domu. „Nie będę z nią więcej utrzymywać kontaktu. To wariatka" krzyczałam do męża. Ona napisała potem kilka SMS-ów. Dzwoniła. Nie odbierałam. „Mam dość!" usprawiedliwiałam swoje milczenie. Za długo o mnie nie walczyła. A przecież czekałam. Tylko, że jej życie, to było odpuszczanie.
Zazdrościłam koleżankom, które przyjaźniły się ze swoimi mamami. Dopiero później przekonałam się, że każda dobra relacja między matką i córką jest efektem pracy. Któraś ustępuje, któraś więcej przebacza, stara się nie zauważać. To jest dorosłość. A nie roszczeniowe pragnienie, że rodzice zaspokoją wszystkie nasze problemy.
Jej śmierć
Trzy lata temu, w maju moja mama umarła. Nie było choroby, więc i szans na pojednanie. Nie było żadnych ostrzeżeń. Pękł jej tętniak w mózgu. W niedzielę spotkałam ją na obiedzie u ciotki, zamieniłyśmy kilka słów, w poniedziałek wieczorem zadzwonił ze szpitala tata.
Nie pamiętam niczego przed pogrzebem, niczego w trakcie i tak niczego po nim. Może tylko niedowierzanie. To ludzie znikają tak nagle?
Nie byłam w stanie porządkować jej rzeczy, chodzić na cmentarz. Wyobrażałam sobie, że ona po prostu gdzieś wyjechała.
Co zrozumiałam
Dwa lata temu zaszłam w ciążę. Kiedy na USG dowiedziałam się, że to będzie dziewczynka– pierwszy raz płakałam. Pierwszy raz poszłam na cmentarz, i pierwszy poprosiłam tatę o klucz na strych, gdzie w kartonach popakowane są jej rzeczy. Dużo zdjęć, jej dzienniki, sukienki, które wciąż pachniały wanilią.
Myślałam: „Nie uniosę tego". Choć raczej jestem twarda.
„Zrzuć matkę z piedestału, skonfrontuj się z nią, a potem jej przebacz– dopiero będziesz potrafiła sama być niezależną matką. Bez porównań. Powtarzania jej błędów, czy życia zupełnie inaczej, co też nie zawsze jest dobre" powiedziała terapeutka, do której potem trafiłam.
Ona mnie nauczyła pięciu rzeczy:
– zobacz w matce tylko kobietę.
Zobaczyłam. Przejrzałam jej pamiętniki. Zrozumiałam, że do szaleństwa była zakochana w innym mężczyźnie, on ją zostawił. Wtedy wyszła za tatę. Dziś lepiej rozumiem jej rozdrażnienie, czy ból. Czy wiecznie tłumaczenia, które chyba były ucieczką od codzienności.
Czy wiesz jakie tajemnice nosi w sobie twoja mama?
– zobacz w niej bezradność
Zobaczyłam. Była córką bardzo krytycznej matki. W pamiętniku pisała: „Wciąż chcę być lepsza, wciąż czuje, że nie zasługuje". W zasadzie zafundowała mi to samo.
– zrozum, że kochała cię jak mogła
W pamiętniku napisała: „Tak chciałabym, żeby moim dziewczynkom było lepiej". Czyli to jednak miłość.
– zobacz co ci dała
Widzę. Dzięki niej jestem silna, ambitna, może zbyt krytyczna wobec siebie, ale to mnie pcha do celu. Wciąż zastanawiam się co mogę zrobić lepiej, dbam o figurę i wciąż staram się być lepsza.
P.S Dedykuję moją historię wszystkim kobietom, które mają problem ze swoimi matkami. Rozmawiajcie póki możecie. Próbujcie.