Jest w piekle oddzielny krąg – ze szczególnie gorącą smołą – przeznaczony dla właścicieli psów, którzy wyprowadzają je na place zabaw i nie sprzątają tego, co po psach zostaje. I dobrze, niech ta smoła będzie jak najgorętsza. Mało co tak burzy rodzicielską krew (chciałem napisać “wku*wia rodzica”, ale pewnie nie przejdzie) jak dziecko, które ze zjeżdżalni wpada prosto w psią kupę.
Jak Polska długa i szeroka powstają coraz fajniejsze place zabaw. To już nie chybocząca się zjeżdżalnia czy piszcząca huśtawka postawione gdzieś między blokami. Teraz w modzie są konstrukcje linowe, domki, statki i inne cuda. Nic, tylko brać dziecko i zasuwać na plac zabaw. Tym bardziej, że wiosna kusi i wypędza z domów. Super? Nie do końca.
Nie ma jednego prawa, które nakazuje sprzątanie po swoich psach. Każda gmina podejmuje tu własne decyzje. W Warszawie obowiązek jest, a za zostawienie psiej kupy właścicielowi zwierzęcia grozi mandat w wysokości 500 złotych. Patrząc jednak na chodniki w stolicy i innych miastach, gdzie obowiązuje nakaz sprzątania, to prawo jest martwe.
O ile psią kupę na chodniku udaje się (zwykle) wyminąć, to praktycznie niemożliwe jest to na placach zabaw. To miejsca, do których dziecko przychodzi, aby biegać, skakać i dobrze się bawić, a nie po to, aby rozważnie planować każdy krok i uważać, żeby w coś nie wdepnąć.
Niektórzy włodarze placów zabaw wiedzą o problemie i starają się mu zapobiegać. Stawiane są tabliczki z zakazem wprowadzania psów, a same place są ogradzane. To pomaga, ale tylko w czasie dnia. Gorzej jest wieczorami, bo ogrodzone i puste o tej porze dnia miejsca zabawy są traktowane, jako świetny wybieg dla psów. Zwierzę nie ucieknie, a sobie pobiega. Właściciel za to może spokojnie usiąść na ławce zamiast trudzić swe nogi spacerem. Są i tacy mistrzowie, którzy przy okazji “pykną sobie piwko” nie zapominając o rozbiciu butelki.
Efekt jest taki, że pójście na plac zabaw jest loterią. Jak się ma szczęście, to jest fajnie. A jak się szczęścia nie ma, to fajnie nie jest. Jest bardzo niefajnie. A nawet gorzej. W sieci pojawiają się skrajne opinie:
Jeszcze inni mówią o wściekłości, upokorzeniu i bezsilności, bo przecież nikt nie przeprowadzi badań psiego DNA, żeby sprawdzić, kto jest odpowiedzialny za pozostawioną kupę. Rodzice wspominają, że dzieci bawiły się w piaskownicy psimi odchodami, bo te – wytarzane w piasku – przypominały im glinę…
Problem ma swój “cykl koniunkturalny” – wiosna to jego początek, latem będzie kulminacja, a jesień to okres schyłkowy. Nie dlatego, że nagle ktoś zaczyna sprzątać, tylko dlatego, że place zabaw pustoszeją. I nie wiadomo do końca, co ze sprawą zrobić. Wysokie ogrodzenia i zamykanie placów zabaw na noc? Może by pomogło, tylko kto miałby je zamykać, o której godzinie otwierać? Monitoring? To są koszty dla wielu gmin nie do udźwignięcia.
Teoretycznie są jeszcze wszelkiego rodzaju straże miejskie i gminne… Ale przecież strażnik nie będzie stał przed każdym placem zabaw przez całą dobę. Niektórzy postulują też wprowadzić zakaz posiadania psów w miastach, ale to trochę wylewanie dziecka z kąpielą.
Na razie pozostaje jedynie w myślach i w mowie obrażać ludzi, którzy nie sprzątają po psach. I cieszyć się, jak choć jeden usłyszy i pomyśli, choć nadzieja to raczej nikła.
Choć wszystkich się nie wypleni, to jedynym sposobem na tych troglodytów może być publiczne ich ośmieszenie. Można im robić zdjęcia, a potem – koszt niewielki – wydrukować i powiesić na osiedlu. Można wrzucić na Facebooka lub lokalne forum z odpowiednią adnotacją. Taką akcję rozpoczął niedawno portal wroclaw.pl, który zapewnia, że wysłane do redakcji zdjęcie osoby, która zostawia psią kupę "trafi do specjalnej galerii wrocławskich brudasów. Będzie mógł je zobaczyć każdy. A taki brudas… będzie się wstydził".
Odebrałam dziecko z przedszkola, które mam pod pracą. Poprosiło, żebyśmy się chwilę poszli na plac zabaw. Kacper poszedł się pobawić i za dosłownie dwie minuty wrócił prawie cały w psiej kupie. Miał brudne ręce, spodnie i kurtkę. Kupiliśmy chusteczki, powycierałam co się dało. Do domu mamy pół godziny autobusem – trochę było wstyd, ale co mieliśmy zrobić?