Dzieci Pierdoły. Wychowujemy stracone pokolenia - nie widzą kim są i czego chcą
Redakcja MamaDu
·4 minuty czytania
Publikacja artykułu:
Dawno temu trafiłam w Internecie na tekst Rafała Drzewieckiego o dzieciach – pierdołach. Autor pisał w nim tak: ” Żyją w tyranii optymizmu, przekonane, że mogą wszystko, że mają równe szanse, że wystarczy chcieć, by mieć. A nie potrafią poradzić sobie nawet z komarem, a co dopiero z krytyką czy wzięciem odpowiedzialności za innych.” I w tym jednym zdaniu właściwie zawarł wszystko to, co dzieje się z młodzieżą w dzisiejszych czasach.
Reklama.
Pamiętam, że ten tekst bardzo mnie wtedy zaskoczył i trochę zbulwersował.
Jak to nie będzie ognisk na obozie przetrwania? Jak to nie można spędzić trzech dni bez prysznica w lesie bo Sanepid zabrania? Jak to – rodzice się cieszą? Ano cieszą się. Bo przecież przy ognisku iskierka mogłaby wypalić dziurkę w nowo zakupionych jeansach. A w lesie na pewno pobrudzą się trampki. I nie ma dostępu do Internetu. A to już prawdziwy dramat.
Nie trzeba zresztą szukać tak daleko i tak skrajnie. Niedaleko mojego osiedla jest spory park. Są w nim dwa place zabaw, siłownia na powietrzu, boisko do kosza, do nogi i mini skate-park. To nie tak, że stoją puste. Ale zdecydowanie nie służą do końca tak jak powinny. Place zabaw wypełnione są mamami z maluchami, na siłowni ćwiczą seniorzy, z boiska bardzo często korzystają tatusiowie, którzy potrzebują trochę ruchu a na ławkach skate-parku chłopaki w dresach popijają piwo.
Gdzie są nastolatkowie?
Odpowiedzi na to pytanie nie znam. Wiem jednak, że nie ma ich w tych (w mojej ocenie) atrakcyjnych i przystosowanych dla nich przestrzeniach. Nie ma ich na obozach przetrwania, nie ma w harcerstwie, nie ma kopiących „gałę” czy chichoczących w małych grupkach. Często jadą dokądś zapatrzeni w ekrany smartfonów ze stylowymi słuchawkami na uszach. Przekonani o swojej wyjątkowości, mądrości i zaradności, butni odważni, dopóki wiedzą, że za ich plecami stoją rodzice. Wtedy najłatwiej podskoczyć chociażby nauczycielowi.
Tacy są, do czasu aż zostaną pozostawieni sami sobie. Wtedy zaczynają się łzy, panika, oburzenie, że ktoś śmie im zwrócić uwagę. I wyolbrzymiają – że się na nich naskakuje, że są poniżani. Kończy się depresją, samookaleczaniem, ucieczkami z domu. Szukają wsparcia na forach internetowych, zamykają się w sobie, nie rozmawiają z nikim.
Z tego się nie wyrasta
Jak pisze Drzewiecki ”Dwie lewe ręce mają nie tylko najmłodsi. W domach gniją całe pokolenia niedorajdów, włącznie z trzydziestolatkami, przekonanymi, że guzika w koszuli nie da się przyszyć bez certyfikatu krojczego.” O tym ostatnio rozmawiałam z przyjaciółką, która na stałe mieszka w Brukseli. Opowiadała mi, że jeszcze za studenckich czasów ludzie z całego piętra w jej akademiku „podrzucali” jakieś dziurki do zeszycia, czy oderwane guziki z prośbą o pomoc. Bo nigdy nie mieli zajęć technicznych, W domu wyręczały ich mamy, a dorosłość ich przerosła.
Zupełnie niesamodzielni. Tak można ich określić. Pisałyśmy o tym, że facetom potrzebne wojsko a kobietom porządna lekcja „bycia gospodynią domową”. Ale czy aby na pewno nie jest na to za późno? Teoretycznie nigdy nie jest za późno, ale im wcześniej…
Zdolnej, inteligentnej młodzieży nie przybędzie dlatego, że udało się wmówić młodym ludziom, że mogą sięgnąć po nieosiągalne. Zwłaszcza, gdy sami nie będą wiedzieli czego chcą. A nie będą wiedzieli, bo nie próbują. Są leniwi, wygodni. Przywykli, że załatwia się za nich, że wszystko robi się dla nich, że im się należy. Że żeby czegoś się dowiedzieć wystarczy zapytać gugla.
Jeszcze jeden cytat z tekstu Rafała Drzewieckiego: ”Dzieciom zakłada się kaski, gdy jadą rowerem czy na nartach. Dodatkowo nakolanniki, nałokietniki i ochraniacze na dłonie – gdy zakładają rolki. Przy jeździe konnej modne stały się żółwiki, czyli ochraniacze na kręgosłup. Wszystko dla ich bezpieczeństwa. Zapomina się jednak przy tym o najważniejszym – o zrozumieniu przez dziecko konsekwencji swojego zachowania. Jeśli postąpi nierozważnie, powinno zaboleć, bo ból ostrzega i uczy. Jeśli postąpi głupio, powinno zaboleć mocno i boleć długo, bo ból to najlepszy nauczyciel. Ale nie zaboli w ogóle, bo są środki ochronne. A jeśli Jaś się nie nauczy, że prędkość na rowerze plus nieuwaga są groźne i mogą wywołać ból, Jan nie zrozumie, że szybkość auta plus nieuwaga oznacza już śmierć.”
Dlatego pewni siebie, młodzi, zdolni, mądrzy – nie wiedzą jak smakuje porażka. Chcą zbawiać świat, bo umieją obsłużyć tableta. A rzeczywistość weryfikuje ich siłę – a w rzeczywistości ich zarozumialstwo. Nie ma znaczenia co wiesz, jaki masz papier czy skąd pochodzisz. Liczy się to, co rzeczywiście potrafisz. Również to, czy potrafisz sobie poradzić z porażką. I czy potraktujesz dorywczą pracę na kasie w markecie jako życiową porażkę czy chwilowe przeczekanie.
Mam wrażenie, że nie tylko problem nastolatków, że ostatnio dotyczy to wielu z nas. Pogubiliśmy się w świecie konsumpcji, chaosu, braku czasu. Zapomnieliśmy kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. I o tym, gdzie jest nasze miejsce. Czy ważniejsze jest nowe auto, czy czas spęczony z dzieckiem. Czy wolimy martwić się tym, co mówią inni czy też żyć w zgodzie ze sobą. Więc nie możemy się dziwić dzieciakom. Ale możemy próbować to zmieniać.