Otworzyłam oczy. Bolała mnie każda część ciała. Czułam się fatalnie. Podejrzewałam, że to grypa lub COVID. Przechodziłam jedno i drugie. Objawy były raczej jednoznaczne. Moje samopoczucie ze zwykłym przeziębieniem nie miało zbyt wiele wspólnego. Okazało się, że byłam w błędzie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Planów na weekend miałam dziesiątki. Słoneczna pogoda zachęcała do aktywności na świeżym powietrzu. Najpierw zakupy, potem wycieczka rowerowa. A wieczorem może kino z dziećmi. Ale jak to mówią: chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach. Tak też było i w moim przypadku.
Co się dzieje?
Przebudziłam się, byłam cała połamana. "Krzywo spałam" – pomyślałam. Jednak już po chwili uświadomiłam sobie, że przyczyną nie jest niewłaściwa pozycja, a choroba. I to chyba nie byle jaka. Wstałam z łóżka. Zakręciło mi się w głowie. Oparłam się o szafkę, wzięłam dwa głębsze oddechy i pomaszerowałam dalej. Po chwili poczułam uderzenie gorąca, które zamieniło się w zimne poty. Cała drżałam. Założyłam szlafrok. Próbowałam zaparzyć herbatę, ale nie miałam siły.
Po chwili obudzili się pozostali domownicy. Byłam wdzięczna, że jest weekend, a nie dzień pracujący. Gdybym była zdana sama na siebie, nie wiem, czy dałabym radę. Sama, owszem. Ale przy moim boku jest zawsze niemowlę, które karmię piersią. Chorowanie z dzieckiem to już wyższa szkoła jazdy.
Zmierzyłam temperaturę, 38°C. Nie byłam zaskoczona. Domyślałam się, że będzie oscylowała właśnie w takiej okolicy.
Na rozwój wydarzeń nie musiałam czekać zbyt długo. Pojawił się ból głowy, ale taki, o jakim do tej pory nie miałam pojęcia. Ledwo żyłam. Położyłam się do łóżka. Trzęsło mnie, wszystko bardzo bolało. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że nigdy nie czułam się tak źle. Ku mojemu zaskoczeniu nie miałam ani kaszlu, ani kataru, ani też nie bolało mnie gardło.
Co mi jest? Pomocy!
Nie mogłam rozszyfrować, co się dzieje. Po dokładnym przyjrzeniu się objawom grypę wykluczyłam. "Może to zatrucie?" – pomyślałam. Czekałam na ból brzucha, nudności, wymioty. Nic takiego się nie pojawiło. Wzięłam leki przeciwbólowe, ale z racji tego, że karmię piersią, nie miałam zbyt dużego wyboru. Temperatura spadła, ale nic poza tym się nie zmieniło. Starałam się nie panikować, myśleć racjonalnie.
Przekręciłam się na bok i poczułam straszny ból piersi. Zobaczyłam, że jest cała zaczerwieniona. Wzięłam telefon do ręki. Zapalenie piersi – wpisałam. Objawy, jakie znalazłam w internecie, zgadzały się z tymi moimi (jednak zawsze lepiej skonsultować się z lekarzem, a nie diagnozować chorobę na podstawie tego, co znajdziemy w sieci). Z racji tego, że był weekend, a ja nie miałam ani siły, ani ochoty na wizyty w szpitalu, działałam na własną rękę. Zaczęłam łączyć fakty. Wszystko układało się w jedną całość. Miałam zapalenie piersi.
Ale, że aż tak?
Słyszałam, że istnieje. Nigdy nie zgłębiałam wiedzy na jego temat. Nie miałam takiej potrzeby. Objawy towarzyszące zapaleniu bardzo mnie zaskoczyły. Nie spodziewałam się, że choroba aż tak pogarsza samopoczucie. Że odbiera siły, powoduje dreszcze. Że towarzyszy jej tak straszny ból głowy. Choć nie miałam siły wstać z łóżka i normalnie funkcjonować, to cieszyłam się, że wiem, co mi dolega.
Trzeba działać
Wiedziałam, że nie mogę leżeć bezczynnie i czekać aż samo przejdzie. Ciepłe okłady, masowanie piersi, częste przystawianie maluszka i leki przeciwbólowe pomogły mi przetrwać dzień. Z łóżka nie wstałam. Obudziłam się w nocy i poczułam, że jest lepiej. Ból głowy powoli zaczął ustępować, nie czułam się już tak obolała. Usnęłam z nadzieją, że następnego dnia obudzę się w lepszej kondycji, z lepszym samopoczuciem. I tak też się stało. Na moje szczęście.