Niedziela, warszawska starówka. Jest po 17:00, więc już ciemno. Wyraźnie czuć w powietrzu, że zbliża się zima. Spaceruję z rodziną, która przyjechała do nas w odwiedziny. W pewnym momencie moja siostra proponuje, żebyśmy kupiły sobie po grzanym winie na wynos. Nie ona jedna wpadła na ten pomysł, a to, co słyszę w kolejce, sprawia, że zamieram z niedowierzania.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Miło jest tak rodzinnie sobie pospacerować w dzień wolny od pracy. Trochę żałowałam, że nie ma jeszcze świątecznych światełek, ale i tak było całkiem przyjemnie. Sądząc po tłumach na starówce, nie tylko nam się podobało. I dobrze, fajnie, że ludzie nie siedzą w domach. Poza tym, co by nie mówić, tegoroczna jesień naprawdę rozpieszcza nas temperaturą, szkoda tego nie wykorzystać.
Moja siostra w Warszawie bywa rzadko, ale kiedy już przyjedzie, nie możemy nacieszyć się swoim towarzystwem. Moje dzieci też uwielbiają wizyty cioci, dlatego porzuciły swoich nastoletnich znajomych i elektronikę na rzecz wspólnego spaceru. W pewnym momencie syn stwierdził, że chce mu się pić. Wyczucie chwili miał dobre, bo akurat przechodziliśmy koło lokalu, gdzie można było kupić napoje na wynos.
OK, zebrałam zamówienia. Herbata dla syna, córka chciała po prostu wodę, moja siostra i ja zdecydowałyśmy się na grzane wino, by trochę poudawać, że święta to już naprawdę tuż-tuż. Przed nami w kolejce stały cztery osoby, za nami ustawił się starszy, elegancko ubrany mężczyzna z młodą kobietą, na oko studentką, i dziewczynką, która wyglądała na uczennicę szkoły podstawowej. Nie pomyliłam się.
Podsłuchane na mieście
Mężczyzna, kiedy usłyszał rozmowę mojej rodziny, o tym, co planujemy zamówić, zwrócił się do starszej z dwóch towarzyszek: – Helenko, może my też weźmiemy po grzanym winie?
Helenka stwierdziła, że pomysł jest zacny, zapytała jednak, zwracając się do młodszej dziewczynki: – A co dla Hani? Młoda, co dla ciebie?
Młoda była naburmuszona i zasłuchawkowana, więc w ogóle nie odpowiedziała swojej – jak zakładam – siostrze. Wtedy ten mężczyzna odrzekł lekko: – No jak to co? Weź też jej grzane wino, niech nie będzie gorsza!
Studentka się obruszyła: – Tato, chyba zwariowałeś! Ona ma 12 lat. Nie przyłożę do tego ręki.
Gdzie dorośli mają rozum?
Miała rację ta młoda kobieta. Chyba zwariował! Widziałam już takie obrazki. Ojców kupujących 13-latkom radlery ("bo to ma mało procent, a ona chce"), proponujących wino nieletnim licealistom czy piwo bezalkoholowe dzieciakom z podstawówki. Wszystko, byle tylko być fajnym rodzicem. Takim "starym", którym można się pochwalić przed znajomymi.
Na co dzień brakuje czasu dla dzieci, to chociaż w weekend czy wakacje sobie odbiją, pokazując, jakimi wyluzowanymi są rodzicami. Postępowymi. No nic tylko pozazdrościć! Gdzie leży granica między byciem fajnym rodzicem a patologią, pytam w tytule. Moim zdanie właśnie tutaj: w miejscu, w którym proponujesz dziecku alkohol, bo chcesz być cool.
Już abstrahując od uzależnienia i pokazywania dzieciom, że wyjątkowe momenty wymagają picia alkoholu, w grę wchodzą kwestie zdrowotne. Z danych przytoczonych na stronie Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom dowiadujemy się na przykład, że wystarczą 4 kieliszki wina dziennie, by ryzyko wystąpienia raka piersi u kobiety wzrosło o 50 proc. Butelka wina dziennie – to 100 proc. większe ryzyko.
Tak więc pewnie, tatusiu, mamusiu, podsuwajcie swoim córeczkom alkohol, niech się nauczą go wcześnie pić, a potem ciągną ten zwyczaj w dorosłości. Na zdrowie! Tylko kiedy usłyszą diagnozę, raczej nie pomyślą o tym, jakich mieli fajnych rodziców, bo podczas spacerów dawali swoim 12-letnim córeczkom grzane wino.