
Czy powstanie krajowy rejestr prób samobójczych? Taki pomysł pojawił się w zespole ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie ds. Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia. Spotkał się on z krytyką części specjalistów, którzy podkreślają, że jest to zbytnia ingerencja w podstawowe prawa człowieka.
REKLAMA
Zdaniem członków zespołu ds. prewencji samobójstw i depresji, dostęp do informacji, że dana osoba już raz targnęła się na własne życie, mógłby pomóc zapobiec kolejnemu takiemu zdarzeniu. Podkreślają, że kiedy pacjent z myślami samobójczymi czy objawami depresji trafia na psychiatryczną izbę przyjęć, lekarz dyżurny nie zawsze jest w stanie precyzyjnie ocenić ryzyko samobójstwa i może wypuścić go do domu.
Rejestr jak najszybciej
– Gdyby wiedział o wcześniejszej próbie samobójczej, z dużym prawdopodobieństwem zatrzymałby go w szpitalu na leczenie, ratując mu życie – tłumaczy prof. Piotr Gałecki, konsultant krajowy psychiatrii w rozmowie z "Rzeczpospolitą”.Jak podkreśla, należałoby taki rejestr przygotować jak najszybciej, bo stres związany z pandemią i kryzysem gospodarczym może w najbliższych miesiącach zaowocować wzrostem zaburzeń psychicznych i prób samobójczych.
Teraz dane o próbach samobójczych są trudno dostępne - znajdują się zwykle tylko i wyłącznie w dokumentacji medycznej oddziału szpitalnego, na który trafił pacjent. Jak przekonują pomysłodawcy, gdyby wszedł w życie krajowy rejestr prób samobójczych, dostęp do takiej bazy miałaby ograniczona ilość osób - część personelu medycznego (np. w izbie przyjęć, w szpitalnym oddziale ratunkowym czy w zespole ratownictwa medycznego) czy funkcjonariusze policji, czyli osoby i służby, które zajmują się ochroną zdrowia i życia obywateli.
Wielu jednak specjalistów, zarówno z zakresu prawa, jak i psychiatrii podkreśla, że takie rozwiązanie jest bardzo niebezpieczne. Z jednej strony byłby to bowiem rejestr publiczny, który mógłby naruszać prawa podstawowe, szczególnie do ochrony danych osobowych, prywatności, intymności, godności czy życia rodzinnego.
To niebezpieczne
Wielu jednak specjalistów, zarówno z zakresu prawa, jak i psychiatrii podkreśla, że takie rozwiązanie jest bardzo niebezpieczne. Z jednej strony byłby to bowiem rejestr publiczny, który mógłby naruszać prawa podstawowe, szczególnie do ochrony danych osobowych, prywatności, intymności, godności czy życia rodzinnego.Z drugiej strony łatwo wyobrazić sobie sytuację, że do bazy mogłyby mieć dostęp osoby niepożądane lub nastąpiłby "wyciek” tych informacji. To dane szczególnie wrażliwe i powinny być objęte ochroną.
Do sprawy odniosła się też specjalistka psychiatrii i psychoterapeutka Maja Herman.
"Pozwólcie, że wyjaśnię tylko kilka niebezpieczeństw. Lęk przed znalezieniem się w rejestrze spowoduje radykalizację prób, by mieć pewność, że się na niej nie znajdzie.
"Pozwólcie, że wyjaśnię tylko kilka niebezpieczeństw. Lęk przed znalezieniem się w rejestrze spowoduje radykalizację prób, by mieć pewność, że się na niej nie znajdzie.
"Jeden kryzys w młodości zostanie na zawsze zarejestrowany, a osoba która go podjęła już na zawsze będzie nosić piętno, które nie należy się nikomu.
I pozwólcie, że coś powiem jeszcze o drzwiach, które otwieramy... następny będzie: rejestr heteroseksualnych, rejestr homoseksualnych, rejestr biseksualnych, rejestr feministek, rejestr wrogów narodu etc... etc... i nie mów, że przesadzam - to mój zawód, płacicie mi za przewidywanie ludzkich zachowań" – napisała psychoterapeutka w poście na Facebooku.
Może cię zainteresować także: To druga najczęstsza przyczyna śmierci 20-latków. 4 zasady, dzięki którym uchronisz bliskich
