Walczyłam o mleko. Wiedziałam, że tylko tak mogę uratować moje dziecko
List do redakcji
19 kwietnia 2015, 00:14·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 kwietnia 2015, 00:14 Po przeczytaniu ostatniego wpisu dotyczącego karmienia piersią postanowiłam opowiedzieć Wam moją historię.Właśnie utuliłam do snu po karmieniu moją prawie dziewięciomiesięczną córeczkę... ale od początku.
W sierpniu 2012 roku urodziłam mojego synka,przyszedł na świat w 35 tygodniu ciąży,pękł mi pęcherz,położenie płodu było miednicowe,decyzja ciecie cesarskie.Po porodzie synek trafił na neonatologię (poród odbywał się w szpitalu klinicznym) a ja na oddział. Przez całą ciążę wiedziałam, że chcę i będę karmić piersią, historia karmienia w mojej rodzinie i męża była bardzo podobna. Zarówno moja mama jak i teściowa karmiły piersią bardzo krótko i szybko przeszły na mieszankę.
Po cięciu miałam problem z laktacją. Prosiłam położną na oddziale o pomoc, położną laktacyjną, która także jest obecna w szpitalu, ale oprócz suchej teorii (do tego każda miała inne zdanie na ten sam temat) nie dowiedziałam się niczego.
Poprosiłam męża aby kupił mi laktator i zaczęłam swoją "walkę" o mleko. Ponieważ moje piersi nie były gotowe przy pierwszych odciąganiach do pojemnika lała się siara z krwią, na jedną z takich akcji trafiła moja przyjaciółka, która widząc co robię , powiedziała, że dobrze że ma już dzieci, bo mój widok odstraszyłby ją skutecznie od macierzyństwa. Podobne reakcje na widok mnie z laktatorem mieli moi rodzice i mąż, którzy stwierdzili że mam przestać się męczyć i dać sobie spokój.
A ja myślałam tylko o moim wcześniaku i o tym, że właśnie on tego mleka potrzebuje, aby wrócić do zdrowia i do domu. W końcu coś zaczęło się dziać w piersiach... i tu pojawił się kolejny problem, piersi nabrzmiały, gruczoły pod pachami wypełniły się mlekiem a ja wyglądałam jak"strong man"(myślę,że wiecie co mam na myśli), ból piersi był okropny i znów poprosiłam o pomoc położnej i znów nikt nie umiał mi pomóc. Zadzwoniłam nawet do kobiety ze szkoły rodzenia, która była doradcą laktacyjnym, ale ta bała się przyjechać do szpitala aby obejrzeć moje piersi ponieważ bała się, że ją rozpoznają (prowadzi wraz z mężem znaną szkołę rodzenia)... i to był ogromny zawód.
W końcu postanowiłam wkładać pod pachy zwinięte w rulon mokre ręczniki aby poczuć ulgę i aby mleko nie napływało do gruczołów pod pachami. Na początku na neonatologii nie mogłam przystawiać mojego synka do piersi ze względu na procedury. Musiałam odciągać pokarm w pokoju laktacyjnym, zanosić do kuchni mlecznej do sprawdzenia i stamtąd położna w opisanej butelce przynosiła go mojemu synkowi. I tu kolejna niespodzianka, pokarmu odciągałam mało a na dodatek był koloru pomarańczowego (nie przejmowałam się ilością bo wiedziałam, że każda jest na wagę złota). Dla położnych na neonatologii byłam mamą od pomarańczowego pokarmu (tak do mnie wołały). Na neonatologii ze swoim synkiem spędzałam dzień i noc... i właśnie noc lubiłam najbardziej, bo oprócz personelu medycznego nie było nikogo i właśnie na nocnej zmianie poznałam starszą położną (pracowała wyłącznie w nocy), której opowiedziałam o moich kłopotach z laktacją.
To ona po wywiadzie i upewnieniu się, że nie ma żadnego zagrożenia dla zdrowia i życia mojego syna kazała mi go przystawiać do piersi. Na początku szło mu leniwie,często usypiał przy piersi, ale zaskoczyło i już do końca jego pobytu w szpitalu co trzy godziny karmiony był wyłącznie piersią. Do szóstego miesiąca był wyłącznie na piersi.
Moja przygoda z karmieniem trwała 13 miesięcy i to moje dziecko uznało, że to już koniec. Przez ten czas ani razu nie użyłam laktatora, nie ściągałam pokarmu, nie miałam popękanych brodawek. Bardzo dobrze wspominam ten czas i muszę przyznać, że łza zakręciła mi się w oku kiedy okazało się, że to już koniec. Nigdy nie będę żałować tego okresu pomimo tego, że trzeba jasno powiedzieć, że kobieta karmiąca musi na czas karmienia wyrzec się wielu rzeczy.
A .... muszę tu napisać o diecie, ponieważ mój synek był wcześniakiem to opuszczając szpital dostałam zalecenie, że mam z dietą uważać aby nie zaszkodzić małemu. Więc przez długi czas w moim menu królował rosół, ryż i kompot z papierówek.
Miesiąc po zakończeniu karmienia zaszłam w drugą ciążę. Na ironię losu moja córka również przyszła na świat w 35 tygodniu ciąży z tą różnicą, że zaczęły się skurcze i akcja porodowa (dzięki temu uruchomiły się piersi)... położenie płodu było miednicowe więc znów skończyło się cc.
Moja córka tylko na jeden dzień trafiła na neonatologię, więc szybko zaczęłam dostawiać ją do piersi. Była trochę leniwa i miała problemy z ssaniem, ale to była tylko kwestia cierpliwości i ćwiczeń, aby karmienie szło gładko.
Miałyśmy tylko jeden problem w czasie pobytu w szpitalu, nie mogłyśmy wyjść do domu bo mała nie przybierała na wadze...i tu dostałam polecenie odstawienia córki od piersi i wręczono mi mieszankę (bo za pewne mój pokarm jest niewystarczający). Ale ja jako doświadczona już mama nie skorzystałam z tych sugestii tylko cierpliwie dostawiałam moją córkę,czekałyśmy na wyjście ze szpitala o trzy dni dłużej. I tak nasza przygoda z karmieniem trwa do dziś.
Warto się nie poddawać, szukać rozwiązań, nie bać prosić o pomoc i mówić głośno o swoich uczuciach i potrzebach. Wiem jedno, że ja wygrałam moją walkę o to aby karmić naturalnie, bo jestem silna, odporna na ból i nie ulegam wpływom innych. Ale rozumiem kobiety, które z braku pomocy i wsparcia szybko się poddają.Dlatego uważam, że to głębokie niedopatrzenie, że w takim szpitalu w jakim ja rodziłam, nie ma spójnej polityki laktacyjnej, a na każdym oddziale można dowiedzieć się czegoś innego.
Trzymam kciuki za wszystkie mamy karmiące a szczególnie za te kobiety, które jeszcze są w trakcie podejmowania decyzji. Karmcie naturalnie, bo naprawdę warto!
Pozdrawiam serdecznie
Natalia mama Niny i Miłosza
Drogie mamy — piszcie do nas na adres: kontakt@mamadu.pl, opowiedzcie nam swoje historie, czy miałyście dość szczęścia? Czekamy na Wasze listy!
Akcja społeczna "Karmimy dzieci piersią? Naturalnie!", to przedsięwzięcie stworzone specjalnie, aby przyszłe i obecne mamy znalazły wsparcie i wiedzę. Niech karmienie piersią będzie dla nich oczywistym wyborem, a ich historie niech zawsze kończą się happy endem.
"Mleko mamy rządzi!"
Wypełnij ankietę dla mam TUTAJ..