
Moje “szczęście” polegało na pewności — nie musiałam wiele pytać, wątpliwości pojawiały się tylko w chwilach kryzysów — dzięki mojej wiedzy. Naprawdę nie muszę daleko szukać, by się przerazić. Historie moich bliskich, przyjaciółek, koleżanek są jak spis rzeczy, które w XXI wieku nie powinny mieć miejsca. A jednak dzieją się codziennie, czasem bardzo blisko. Gdybym nie była z wykształcenia położną, zapewne moja historia przypominałaby, którąś z tych…
Spotykam się ze znajomą (choć właściwie ta historia mogłaby być opowiedziana przez zastraszająco wiele kobiet, nie raz ją już słyszałam nawet od obcych, nawet na oddziale położniczym od kobiet, które opowiadały "jak to było za pierwszym razem"), urodziła syna 4 miesiące temu. Na początku jest fajnie, gadamy, ja wspominam - ona przywołuje świeże obrazy. Wyciąga butelkę z torby - jestem zdziwiona, ale nie chcę wchodzić z butami w jej życie. Nie muszę długo czekać, bo zanim Aleks zdąży dobrze przyczepić się do smoka, Kasia sama zaczyna.
Wiesz, musiałam przerwać karmienie. Strasznie mi było ciężko, tyle się naczytałam i bardzo chciałam karmić. Ale nie było wyjścia. Na początku było wszystko ok, przynajmniej tak mi się wydawało. Trochę bolało, ale to chyba normalne. Ale po 2 miesiącach, na kontroli u pediatry okazało się, że Aleks mało przybrał na wadze. Dostaliśmy nakaz zjawić się po tygodniu i znów okazało się, że waga prawie w ogóle się nie zmieniała.
Już nie wiedziałam co robić. Adam - mój mąż, na początku mnie wspierał i pocieszał, ale później stwierdził, że to ja się mylę. Po dwóch tygodniach kiepskiego przybierania na wadze, pediatra zawyrokowała: "butla, pani dziecko za mało przybiera na wadze, w takim tempie, to nigdy nie podwoi wagi urodzeniowej.". Tłumaczyłam, że to dziwne, bo mały cały czas jest przy piersi, nie jest głodny, pokarmu też chyba mam sporo. Ale usłyszałam: "Jak pani chce, na pani odpowiedzialność.". I co ja miałam zrobić. Bałam się. Wiem, że marzyłam i że karmienie piersią jest najlepsze, ale przecież nie kosztem dziecka, prawda?
Ania - studiowałyśmy razem na moim drugim kierunku, ma dziś rocznego synka. Kiedy malec miał 5 miesięcy, zachorowała. Zwykła angina, ale pech chciał, że antybiotyk przepisany przez lekarza uczulił niemowlaka. Zdecydowała się przerwać karmienie, lekarz pierwszego kontaktu nie zaproponował zamiennika. Po konsultacji z pediatrą Ania zrezygnowała z karmienia, wspólnie ustalili, że i tak jej córka zaraz skończy pół roku, więc pora zakończyć karmienie.
Pół roku karmienia WYŁĄCZNIE mlekiem mamy oznacza, że w tym czasie nie ma żadnej potrzeby dopajania dziecka wodą/sokiem/herbatką czy wprowadzania stałych pokarmów. Dalsza część zalecenia WHO mówi, że Światowa Organizacja Zdrowia zleca karmienie piersią do 2 roku życia lub dłużej. To nie prawda, że mleko mamy po pół roku jest niewartościowe, jest jak woda. Mleko to nie woda, jakbyśmy nie starali się tego udowodnić.
Ewa po raz pierwszy pomyślała tak 2 tygodnie po porodzie. Na szczęście miała ogromne wsparcie chłopaka, mamy i położnej środowiskowej. Ta ostatnia zjawiła się na standardową wizytę patronażową po porodzie. Jednak zamiast wypełniać papiery i mruczeć pod nosem, skupiła się na wizycie. "Oj, popękane brodawki, chyba okropnie boli co?" - zapytała. Ewa próbowała nakładek, cudów wianków i nic. Dziecko nie potrafiło chwycić piersi. Już w szpitalu miała z tym problem, ale personel na obchodzie zbył ją słowami "do wesela się zagoi, w końcu się dziecko nauczy".
Gdyby nie ta położna - Pani Asia, na pewno nie karmiłabym. W szpitalu wszyscy mieli nas - pacjentki w głębokim poważaniu. Gdy dziecko nie chwytało piersi, brali bez dyskusji na dokramianie, na "noworodki". Jakiś absurd. Robiłam ze dwa razy awantury - nikt nawet nie potraktował mnie poważnie. Bolało mnie okropnie i z czasem wcale nie było lepiej. Na szczęście - dzięki tej wizycie trafiliśmy szybko do specjalisty, okazało się, że całej tragedii winne jest za krótkie wędzidełko. Karmię już 8 miesięcy (śmiech)
Nie nazwałabym tego w ten sposób. Jednak musimy pamiętać, że dzisiejsze babcie rzadko kiedy mają własne doświadczenie w karmieniu piersią. Był taki moment, gdy człowiek zrobił dobre, najlepsze mleko modyfikowane i myślał, że przechytrzył naturę. Nasze mamy bardzo często witały się z butelką już w szpitalu, a naturalny łańcuch pokoleniowego przekazywania wiedzy między kobietami — został przerwany. Rozmawiając o karmieniu piersią, więcej mogłam dowiedzieć się od mojej babci niż mamy. Po wojnie niczego nie było, ale były piersi. W latach 80-tych były za to nowe medyczne i mądre zasady, lekarz kazał — trzeba było słuchać i ufać. Dziś wszyscy naprawiamy pochopne działania sprzed 20-30 lat.