Karmienie piersią - moja własna porażka!
List do redakcji
17 kwietnia 2015, 14:22·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 kwietnia 2015, 14:22 Czytając artykuł „Karmienie piersią nie jest łatwe, nawet dla położnej. W Polsce matki często mogą liczyć tylko na szczęście” nasunęło mi się jedno słowo „porażka” - moja własna. Ale czy tak naprawdę jest to tylko moja wina?
Mamą zostałam stosunkowo późno, bo mając 35 lat. Mój mały bąk urodził się 01 listopada 2014 roku, ale święty od początku nie był. Do momentu urodzenia wydawało mi się, że gatunek ssaków rodzi się z umiejętnością ssania. Nic bardziej mylnego - jesteśmy chyba jedynym gatunkiem, którego trzeba tego nauczyć!!! Niestety próba naturalnego porodu nie powiodła się, a finałem było cesarskie cięcie.
Dziecko przekazano mi następnego dnia, także pierwsze karmienia odbyły się mlekiem modyfikowanym. Rodziłam w jednym z „lepszych” szpitali w Gdańsku i rzeczywiście lekarze pierwsza klasa!!! Położne, wg mnie skupiały się na terminowym dostarczeniu tabletek przeciwbólowych. Próbowałam sobie radzić z karmieniem i wydawało mi się, że dam radę, ale byłam z tym wszystkim całkowicie sama. Doszło do tego, że znów mały został dokarmiony sztucznie.
Na oddziale dyżurował doradca laktacyjny - pomyślałam super! Poprosiłam o wsparcie i długo potem żałowałam. Pani wzięła dziecko jak jakiś przedmiot ciskając nim z całej siły na moją pierś. Po kilku próbach stwierdziła, że nie jest głodny i... więcej jej nie ujrzałam. Potem powrót do domu i jeden wielki wrzask - mój i dziecka. Mój z nerwów, jego z głodu. Miałam ogromne wsparcie partnera, ale przecież on za mnie dziecka nie nakarmi. Do tego buzują hormony - u mnie książkowy „baby blues”. Po powrocie wizyta położnej w domu - stwierdziła, że mały nie ma odruchu ssania! Nie ma??? Jak to, skoro dzień wcześniej przy wypisie ze szpitala sprawdzano i miał!
Partner nie wytrzymał wezwał prywatnie doradcę laktacyjnego do domu, dodam, że mały był cały czas dokarmiany wieczorem sztucznie. Po wizycie doradcy, moje karmienie wyglądało tak, że siedziałam opatulona poduszkami, było ich z dziesięć, żeby małemu było wygodnie. Zastanawiałam się jak je wszystkie upchnę do auta jak gdzieś będę jechała. Trochę zaskoczyło.....
Moje karmienie wyglądało tak, że mały przy piersiach około 1h do 1,5h, godzina przerwy i od początku, mimo, że poznałam techniki uaktywniania dziecka do ssania. Wytrzymałam trzy miesiące, trzy miesiące nerwów, płaczu, krzyku, żałowania decyzji o dziecku i wielu, wielu innych złych emocji, a najgorszą chyba byłą porażka, że nie daję rady być dobrą matką ... Wspólnie podjęliśmy decyzję o wprowadzeniu całkowicie mleka sztucznego.
Serce się krajało, bo miałam wrażenie, że odbieram dziecku coś najważniejszego na świecie, ale .... dałam mu spokój. Tak zazdrościłam i zazdroszczę do tej pory moim koleżankom, którym się udało, które trafiły na super położne, super doradców, które są szczęśliwe, że karmią.
Dla mnie ten czas do tej pory wspominam traumatycznie, czy kiedyś zapomnę - chyba nigdy :( Tak wg mnie wygląda pomoc w naszym kraju, bo najłatwiej dać pieniądze do ręki (becikowe i to też nie wszystkim), teraz jakieś pomysły o dofinansowaniu po ileś zł miesięcznie! Dajcie spokój! Przeznaczcie trochę tych środków na doradztwo laktacyjne w szpitalach, takie z prawdziwego zdarzenia - to też w rezultacie wpływa na oszczędność, bo przecież nie kupujesz mleka, a dziecko bardziej odporne :)
Drogie mamy — piszcie do nas na adres: kontakt@mamadu.pl, opowiedzcie nam swoje historie, czy miałyście dość szczęścia? Czekamy na Wasze listy!
Akcja społeczna "Karmimy dzieci piersią? Naturalnie!", to przedsięwzięcie stworzone specjalnie, aby przyszłe i obecne mamy znalazły wsparcie i wiedzę. Niech karmienie piersią będzie dla nich oczywistym wyborem, a ich historie niech zawsze kończą się happy endem.
"Mleko mamy rządzi!"
Wypełnij ankietę dla mam TUTAJ..