
Reklama.
Brene Brown pokazuje, że żeby zrozumieć istotę wstydu, należy sobie wyobrazić pewną sytuację - wychodzisz z pomieszczenia pełnego twoich znajomych i oni będą mówili o tobie różne nieprzyjemne rzeczy, są one tak przykre, że być może nigdy tam nie wrócisz, żeby spojrzeć im w oczy...
Ostatnio uczestniczyłam w szkoleniu dotyczącym emocji i ruchu, przestrzeni (polecam Bączka i Kaczkę!). Jedną z lekcji, które wyniosłam z tego kursu było coś oczywistego, a zarazem tak genialnie odkrywczego (dla mnie rzecz jasna). Wstyd - emocja tak silna, tak mocno związana z naszym dzieciństwem, że często wkradająca się w relacje pomiędzy naszymi dziećmi a światem wkoło. Inaczej...
Nasze dziecko coś przeskrobie ( coś społecznie nieakceptowanego oczywiście), a wstyd jest nam, za dziecko, za to, że inni ludzie to oglądali i generalnie wstyd za to, co powiedzą. A że nasze dziecko zrobiło jak czuło, może nie udźwignęło emocji, sytuacji, zew serca był silniejszy...? I generalnie nie rozumie, co mogło zrobić źle, będąc do cna zgodne ze sobą.
Tu wkraczamy my - rodzice i wzbudzamy w nim "należyty" wstyd. "Powinieneś się wstydzić!", "Wstyd mi za ciebie!"... Ale czy faktycznie wstyd nam za dziecko? A może przed innymi ludźmi? A może mamy własne dziecięce doświadczenia, które właśnie się odpaliły.
Wstyd jest naturalną emocją, która powinna uruchomić się wtedy, gdy faktycznie czujemy, że albo my, albo ktoś w stosunku do nas przekracza granice.
Epidemia zawstydzania toczy się się przez pokolenia
Zawstydzanie dziecka jest szybkim i dość skutecznym mechanizmem wtłoczonym w nasze głowy. Czyż same nie przeżyłyśmy wąsatego wujka, który robił niewybredne aluzje o naszym ciele w wieku dojrzewania? Czy nie musieliśmy w dzieciństwie przepraszam za coś, czego nie zrobiliśmy? A może będąc jeszcze nie dość dużymi dziećmi, wstydziliśmy się za pijanego ojca?Tylko życie w autentycznym współczuciu (nie żalu, tylko empatycznym współistnieniu) oraz szacunku do siebie i do każdego człowieka wkoło może nam pomóc zerwać kajdany tego schematu. Łatwo powiedzieć, gdy jest się dorosłym człowiekiem. A może i nie tak łatwo?
To co mnie spotyka, zawsze staram się traktować jako lekcję, wydarza się po coś. Ostatnio dostałam taką lekcję. Asertywnie odmówiłam pewnej osobie wykonania powiedzmy "prośby", która z jednej strony (w mojej ocenie) była niestosowna, a na pewno przekraczająca moje granice, z drugiej - wymagałaby ode mnie podjęcie ryzyka dostania mandatu (w najlżejszym przypadku).
Osoba, której odmówiłam rzuciła "nie, to nie" i odwróciła się na pięcie, zostawiając mnie ze szczęką na podłodze. Co poczułam? Zaskoczenie, to z pewnością, zdumienie też i coś jeszcze - palący wstyd. No właśnie! Ale w zasadzie za kogo?
Być może odpalił mi się stary schemat - "Jak możesz odmawiać, tobie nie wolno nikomu odmawiać, masz cały świat nieś na plecach". Być może za tą osobę, że jest dorosła, prosi o dość niestosowną rzecz inną osobę, którą ledwo zna? Być może było mi wstyd za całą sytuację?
Kiedy następnego dnia spotkałyśmy się, a ta osoba odwróciła wzrok udając, że mnie nie widzi(albo ignorując moje jestestwo), pomyślałam: "Trochę niezręcznie". Ale w zasadzie komu powinno być niezręcznie? No właśnie! Nie mnie! Nie mam sobie nic do zarzucenia, ale lata praktyk w trenowaniu i łamaniu moich granic przez najbliższych pozostawiły ślady.
Pomimo ogromnego wglądu w siebie, dalej włączają się najpierw stare nawyki, u mnie - tej dorosłej, jakbym dalej miała 10 lat. Dziękuję za tę lekcję! Zrozumiałam, że tak łatwo zarazić się czyimiś emocjami, że również obcy ludzie trafiają w moje czułe struny, ale przede wszystkim zrozumiałam, ile trzeba mieć uważności, by nie przelać swoich lęków, gniewu i wstydu na własne dzieci. Sekunda nieuwagi i już po tobie.
Brene Brown mówi o tym, że im niższe poczucie wartości, tym wyższy w nas poziom lęku o poczucie przynależenia do rodziny, do relacji w pracy, w szkole. Więcej wstydu spowodowanego przez karzącego krytyka w naszej głowie.