Nauczycielka: Podły SMS nocą odebrał mi mowę. "Niech pani nie robi z siebie ofiary"

Wiadomość po 22 to było za dużo
"Była godzina 22:07, kiedy dostałam SMS-a od matki jednego z moich uczniów. Od razu poczułam niepokój, bo rzadko kto pisze o takiej porze w sprawach szkolnych, do tego tonem, który dosłownie mnie zamurował.
'Niech pani nie robi z siebie ofiary. Każdy ma ciężką pracę' – napisała.
Siedziałam na kanapie z herbatą, już wyciszona po całym dniu w szkole. I nagle ten cios. Jeden, prosty, pełen pretensji SMS, który odebrał mi na chwilę mowę.
O co w ogóle poszło?
Dzień wcześniej wysłałam wiadomość do tej właśnie matki z informacją, że jej syn znowu nie odrobił pracy domowej. Nie musiał tego robić, ale większość klasy jakoś się przykładała, tylko nie on.
'Dzień dobry, Pani Marto. Piszę w sprawie Michała, który kolejny raz nie oddał pracy domowej. Zwracam uwagę, że mimo kilku przypomnień nadal nie wykonał zadania. Tego rodzaju sytuacje mają też wpływ na moją pracę, bo jestem zobowiązana do dbania o ocenę uczniów, ale także do monitorowania ich zaangażowania. Proszę o kontakt i pomoc w tej sprawie. Pozdrawiam'.
To nie pierwszy raz – chłopiec regularnie nie przynosi prac, a na lekcjach jest znudzony i bierny. Dodałam, że w razie potrzeby mogę pomóc mu nadrobić zaległości i zaproponowałam spotkanie. Nie było w mojej wiadomości ani cienia pretensji, raczej troska i chęć współpracy.
Zamiast odpowiedzi – atak
Nie spodziewałam się aż tak agresywnej reakcji. Zamiast konstruktywnej rozmowy, padłam ofiarą oskarżeń. Że dramatyzuję. Że nie wiem, jak wygląda prawdziwe życie. Że 'wszyscy mają ciężko'. Wszystko napisane tonem, który nie pozostawiał wątpliwości – to nie była rozmowa, to był atak. A na koniec – jeszcze ten tekst o 'robieniu z siebie ofiary'.
Na drugi dzień, w pokoju nauczycielskim, zdecydowałam się pokazać wiadomość koleżankom i kolegom z pracy. Nie po to, żeby robić aferę, tylko żeby zapytać – czy to tylko ja tak to odbieram? Czy może faktycznie przesadzam? Odpowiedź była jednoznaczna. Nikt nie miał wątpliwości, że granica została przekroczona. Empatia – zero. Współpraca – żadna. A przecież chodziło tylko o zwykłą pracę domową, której po raz kolejny nie było.
Zaczynam rozumieć, dlaczego wielu nauczycieli się wypala. Nie chodzi tylko o dzieci. Chodzi o atmosferę, o brak wsparcia, o to, że czasem z każdej strony ktoś ci udowadnia, że jesteś nie dość dobra. Ten SMS nie był tylko o pracy domowej. To był symbol. Tego, że coraz częściej nie jesteśmy partnerami, tylko wrogami dla rodziców. A przecież wszyscy – i my, i oni – chcemy tego samego. Żeby dziecko miało szansę coś zrozumieć. Coś przeżyć. I coś osiągnąć".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).
Czytaj także: https://mamadu.pl/196217,bezczelny-sms-od-matki-nauczycielka-w-maju-sie-nie-nadrabia-zaleglosci