"Bezczelny mail o 7:10 we wtorkowy poranek. Szkoła drwi z rodziców i nauczycieli"

Redakcja MamaDu
22 kwietnia 2025, 12:08 • 1 minuta czytania
Wielkanoc ledwo się skończyła, dzieci jeszcze w świątecznym trybie, a szkoła… funduje rodzicom poranny rollercoaster. Zamiast spokojnego startu po przerwie – chaos, zamieszanie i zmiana decyzji na ostatnią chwilę. "Syn mógł dłużej pospać, ale szkoła uznała, że lepiej zaskoczyć nas o 7 rano" – żali się mama czwartoklasisty.
Zdaniem matki ucznia szkoła nie szanuje ani rodziców, ani nauczycieli. fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Po świętach człowiek chciałby choć przez chwilę wejść w nowy tydzień spokojnie. Bez nerwów, w poświątecznym nastroju. Ale szkoła mojego dziecka uznała najwyraźniej, że wtorkowy poranek to doskonały moment na mały chaos.


Jeszcze przed świętami dowiedzieliśmy się, że zaraz po Wielkanocy polonistka z klasy mojego syna – czwartoklasisty – musi wziąć wolne, szkoła nie może znaleźć zastępstwa. Z informacji, którą dostaliśmy, wynikało, że dwie pierwsze lekcje zostają odwołane. Ucieszyłam się, szczerze mówiąc. Po świętach syn mógł dłużej pospać, zjeść spokojne śniadanie i bez pośpiechu ruszyć do szkoły. W teorii – brzmi rozsądnie. Tyle że ta teoria runęła jak domek z kart o godzinie 7:10 rano.

Przyznam, że jestem jedną z tych matek, które mają hopla na punkcie e-dziennika, więc od razu dostałam powiadomienie, że pojawiła się nowa wiadomość. Treść? "W dniu dzisiejszym lekcje rozpoczną się o godzinie 8:00, poprowadzi je nauczyciel na zastępstwie".

Dyrekcja z nas sobie kpi

Przepraszam bardzo – to jakiś żart? Czy szkoła naprawdę myśli, że my, rodzice, siedzimy od świtu z telefonem w dłoni, wpatrzeni w ekran, gotowi na każdą ewentualność? Żadnego przepraszam, dzień dobry, pocałujcie mnie w d...

Mój syn jeszcze spał. I dobrze – po co miał się zrywać, skoro oficjalnie lekcji miało nie być? Kiedy przeczytałam wiadomość, było już za późno, żeby go ogarnąć, zjeść, spakować i dotrzeć na czas. Skończyło się oczywiście nieobecnością.

Nie wiem, czy bardziej zirytowała mnie ta nagła zmiana decyzji, czy fakt, że wyglądało to jak organizacyjny spontan. A może to, że nikt nie pomyślał, ilu dzieciom i rodzicom zafunduje taki poranek nerwów.

Fajnie, że dyrekcja jednak znalazła zastępstwo, ale z tego, co piszą inni rodzice na naszej grupie na WhatsAppie, na polskim pojawiło się troje dzieci z całej 16-osobowej grupy (szkoła prywtna). Reszta – jak mój syn – dowiedziała się za późno. Bo szkoła uznała, że plan można zmienić z godziny na godzinę. A życie rodzinne? Logistyka? Dojazdy? Spokojny start po świętach? To już nikogo nie obchodzi.

Mam tylko jedno pytanie: czy ktoś tam po drugiej stronie w ogóle myśli o nas – rodzicach i naszych dzieciach – kiedy podejmuje takie decyzje?

Czytaj także: https://mamadu.pl/196001,rewolucja-w-szkole-czesc-rodzicow-nie-bedzie-miala-wgladu-do-ocen