Rodzice wyszli z zebrania wściekli. Nauczycielka: "Nie odpuszczę w kwestii SMS-ów"

Anna Borkowska
09 kwietnia 2025, 10:51 • 1 minuta czytania
"Poszłam na zebranie w dobrym humorze, a wyszłam z sali wściekła. I nie byłam jedyna – inni rodzice też mieli miny, jakby ktoś wylał im kubeł zimnej wody na głowę. Atmosfera była napięta, nieprzyjemna, a wszystko przez jedno zdanie, które padło ze strony wychowawczyni" – napisała do nas Magdalena.
Z całego tego spotkania zapamiętam głównie to jedno zdanie. Tak się nie buduje zaufania. fot. pl.123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Do tej pory było wszystko ok

"Mam córkę, Zosię. Ma 9 lat i chodzi do drugiej klasy szkoły podstawowej. Jest mądrą, bystrą dziewczynką, która uwielbia czytać książki, rysować komiksy i opowiadać historie o smokach. Szkołę lubi – choć nie wszystkie przedmioty, niektórych nauczycieli też niekoniecznie, ale generalnie nie ma większych problemów. Do tej pory ja również nie miałam zastrzeżeń – ani do samej szkoły, ani do kadry. Wszystko działało sprawnie, a komunikacja z nauczycielami była na przyzwoitym poziomie.


Do czasu ostatniego zebrania... Zebrań klasowych zaliczyłam już kilka, więc szłam na to spotkanie przekonana, że będzie jak zwykle – trochę będziemy rozmawiać o sprawach wychowawczych, trochę o ocenach, może pojawi się jakaś informacja o wycieczce albo nowym konkursie szkolnym. Nic, co mogłoby mnie specjalnie zaskoczyć.

"Nie życzę sobie SMS-ów ani maili"

Nauczycielka Zosi – pani Renata – poruszyła na zebraniu kwestię kontaktowania się z nią i powiedziała wprost:

'Nie życzę sobie kontaktowania się ze mną przez prywatne SMS-y ani przez e-maile. Proszę korzystać wyłącznie z e-dziennika albo przychodzić na dyżury nauczycielskie'.

I może dla kogoś to się wyda drobnostką, ale dla mnie to było, jak zimny prysznic. Dotąd zdarzało się, że wysłałam jej szybkiego SMS-a, kiedy Zosia była chora albo gdy chciałam o coś dopytać. Nie nadużywałam tego kontaktu – nie wydzwaniałam w nocy, nie zasypywałam jej wiadomościami. Ale wiedziałam, że mogę napisać, kiedy sprawa jest pilna. Teraz usłyszałam, że to koniec.

Pani Renata powiedziała też, że 'chce zachować granice między życiem zawodowym a prywatnym' i że 'nauczyciel też ma prawo do odpoczynku'. Okej, rozumiem to. Też pracuję, też potrzebuję czasu dla siebie i też nie chcę, żeby ktoś do mnie pisał służbowo o 22. Ale… To jednak trochę coś innego.

My, rodzice, nie chcemy wiedzieć, co się dzieje z naszym dzieckiem. Czasem coś wydarzy się nagle – dziecko wróci zapłakane ze szkoły, a my chcemy zrozumieć dlaczego. Nie zawsze da się to załatwić przez e-dziennik, który działa jak działa, albo czekać dwa tygodnie do najbliższego dyżuru, żeby porozmawiać twarzą w twarz przez 10 minut.

Wiem, że są rodzice, którzy przesadzają – piszą codziennie, wypytują o każdą drobnostkę. Ale większość z nas to normalni ludzie, którzy chcą współpracować z nauczycielem, a nie go prześladować. Poczuliśmy się, jakby ktoś nas 'odciął', a przecież chodzi o dzieci, o ich bezpieczeństwo, rozwój, emocje.

Nie oczekuję, że nauczyciel będzie dostępny 24/7, ale minimum elastyczności chyba nie jest zbyt wygórowanym oczekiwaniem?".

(Imiona bohaterów zostały zmienione).

Czytaj także: https://mamadu.pl/188591,wrocilam-z-zebrania-i-nie-moge-uwierzyc-czy-tak-powinna-wygladac-edukacja